Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna www.portalfantasyrpg.fora.pl
Forum gier RPG Portalu Fantasy
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Przygoda czarodziejki...

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania o naszych bohaterach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Triinu
Administrator
Administrator



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 6244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:19, 02 Wrz 2011    Temat postu: Przygoda czarodziejki...

Akcja opowiadania tyczy się naszej drogiej czarodziejki Mruga Rozgrywa się rok przed wydarzeniami sprzed pierwszego scenariusza- a zatem zanim spotkała znanych nam przyjaciół, oraz dowiedziała się pewnych kwestii Mruga

Powoli otworzyła oczy i rozejrzała się po miejscu, w którym się znajdywała. Był a to dość sporawa halla o ośmiobocznym kształcie. Sklepienie podtrzymywały masywne filary, na każdej zza ścian znajdowały drzwi prowadzące dokądś. Ona sama leżała pośrodku sali, z góry przez oszklone miejsce w sklepieniu ponad nią spadało jasne światło. Uniosła na chwilę by się mu przyjrzeć…Znajdował się tam witraż –niestety nie mogła dobrze dostrzec co przedstawiał – światło zbyt bardzo raziło ją w oczy. Spuściła wzrok na zimną kamienną posadzkę na której leżała. Widziała wsparte na nie jej nagie ramiona i długie, zgrabne palce jej dłoni.
…Ale tak właściwie kim była? Co to właściwie było za miejsce? Jak się tutaj znalazła i po co? Tego nie potrafiła sobie przypomnieć. W jej głowie rozbrzmiewała pustka – czuła się bezradna i naga pośród tego chłodu, ogromu i niepewności jakie ją otaczały….w zasadzie to była nawet naga – jej drobne, nagie ciało zaczęło trząść się z zimna. Oddychając zaobserwowała jak każde jej westchnięcie opuszcza jej ciało pod postacią ulotnej mgiełki. Coś podkusiło ją by uniosła wzrok i spojrzała przed siebie. Dostrzegła stojącą młodą kobietę. Była wysoka, wręcz długonoga, smukła. W oczy rzucały się jej niezwykle długie nogi, wyeksponowane pełne piersi oraz nieco zbyt szerokie jak na jej posturę, nieco za bardzo umięśnione ramiona. Twarz jej była owalna, o łagodnych rysach, acz stanowczym wyrazie które podkreślało spojrzenie jej oczu, koloru stali. Rude, wręcz ognisto rude włosy częściowo opadały jej na twarz; długą, łabędzią szyję oraz ramiona i piersi. Reszta spięta w gruby warkocz opadała na tył pleców. Kobieta ubrana była w białą szatę sięgającą kolan, odsłaniająca ramiona, oraz część dekoltu który dodatkowo podkreślał zapięty pod stanem, pasek z dużą klamrą. Na jednym ramieniu miała spiralną bransoletę zakończoną głową węża. Za ozdobę służyła także druga bransoleta ze sporym rubinowym oczkiem, którą znajdywała się na jej nodze.

Nie było wątpliwości, że od nieznajomej spozierał swego rodzaju majestat. Mając przed sobą taką dostojną panią dziewczyna czuła się: niepozorna, brzydka, nic nie znacząca…Krępując się swej nagości skuliła się bardziej, nadal jednak nie spuszczając z niej swego wzroku.
-Kim jesteś, pani?- zapytała w końcu.
-To ja powinnam zadać ci to pytanie…-odpowiedziała ognistowłosa dama.
-Nie wiem…nie pamiętam nic. Ani kim jestem, skąd przychodzą ani dokąd zmierzam. Nawet nie pamiętam swego imienia.
-Dość niefortunny przypadek z ciebie –bąknęła tamta, z nutką pogardy nie spuszczając z niej swych stalowych oczu. –W dodatku straszne dziwadło – dodała przyglądając się dwu kolorom jej oczu.
-Zimno mi…-odpowiedziała dziewczyna.
Kobieta – będąc najwyraźniej czarodziejką wyszeptała zaklęcie. Zaraz potem u jej stóp pojawiła się szata wykonana z szarego, szorstkiego materiału oraz sznur do przewiązania w tali.
-Włóż to!- poleciła niezmiennym tonem.
-Tylko tyle?- zapytała jej towarzyszka, nie ukrywając swego rozczarowania. Szybkim wzrokiem przetaksowała wzrokiem strój swojej rozmówczyni.
-A ty kim niby jesteś, że należy ci się coś więcej? Zdradź mi swe imię, tożsamość a wtedy zobaczymy…
-Nie wiem kim jestem…-powiedziała dziewczyna potulnym tonem spuszczając po raz pierwszy wzrok od postaci pani. Dziwiła ją jej własna potulność, ale przy tej kobiecie czuła się kimś innym. Ale co to właściwie znaczy kimś innym? Przecież nawet samej siebie nie pamiętała…Wstała zatem z miejsca i potulnie wsunęła na siebie szorstką suknię, zakrywającą stopy, a odsłaniającą ramiona. Na koniec przewiązała się w pasie sznurem i ponownie spojrzała w oblicze nieznajomej.
-Kim jesteś pani, chcę poznać twą tożsamość by wiedzieć jak się do ciebie zwracać…-zapytała chcąc na początek poznać odpowiedź chociażby na to jedno pytanie.
-W tej chwili i w tymże miejscu jestem twoją przewodniczką- odpowiedziała tamta zdawkowo.
-Jak cię zwać?
-Miewam różne imiona, nie stanie się zatem nic jeśli i ty zwracać się będziesz do mnie kolejnym…
-Ale jakie mam wybrać?
Jej rozmówczynie wydawała się już być mocno poirytowana jej ciągłym dopytywaniem się, więc wycedziła przez zęby jakby od niechcenia:
-A jak tam sobie już uważasz…
Dziewczyna długo milczała, w końcu wypowiedziała pierwsze i zarazem jedyne imię jakie jej przyszło na myśl:
-Avenie…-nawet nie wiedziała skąd je znała.
-A zatem chcesz się tak do mnie zwracać, niech tak będzie –odpowiedziała ognistoruda Avenie.
-A ty...nie wymyślisz mi imienia?...Czy też mogę je sobie sama wymyślić?
-Nie – odpowiedziała stanowczo jej przewodniczka. –W tym jest właśnie cel twojej wizyty w tym miejscu, a mojej roli…-wyjaśniła po czym wskazała jej ręką na drzwi. –Musimy wyruszyć w podróż, której celem będzie odkrycie twego imienia, tożsamości…Najpierw jednak wybierz drzwi przez które musimy przejść.
-Skąd mam wiedzieć, które będą właściwe?
Kobieta uśmiechnęła się tylko, czekając aż jej towarzyszka podejmie wybór.
Tym razem nie namyślała się długo. Ruszywszy ze swego miejsca udała się w stronę pierwszych drzwi, na które spojrzała. Nim nacisnęła klamkę obejrzała się na swoją przewodniczkę. Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
Zebrawszy w sobie swoją pewność siebie i nacisnęła klamkę. Drzwi roztwarły się, tym razem bez wahania przekroczyła je.

Żar lał się z nieba, aż prosiło się o lekki powiew wiatru. Już od dłuższego czasu przemierzały step, który wydawał się nie mieć końca. Zewsząd na horyzoncie nie było widać niczego – żadnego zabudowania, charakterystycznego punktu, żywej istoty. Wokół tylko niekończące się morze płowych traw- nic poza tym. Nawet drapieżne, stepowe ptaki polujące na drobną zwierzynę zdawały się nie unosić się na błękitnym, bezchmurnym niebie. Wśród traw nie dało się posłyszeć ani szmeru świadczącego o zamieszkującym je życiu.
Dziewczyna czuła jak bolą ją bose stopy- brudne od ziemi i piachu, poobijane przez kamienie, poparzone przez pokrzywy, pokłute przez osty. Chciała przełknąć ślinę lecz było to niemalże prawie niemożliwe – tak sucho miała w ustach. Czuła jak od gorąca i zmęczenia kręci się jej w głowie.
-Avenie, jak długo będziemy tak iść? Gdzie właściwie się udajemy?- zapytała idącą przed nią kobietę.
- Tak długo dopóki sobie nie przypomnisz...chociażby czegokolwiek…Pamiętasz już kiedyś przemierzałaś ten step…
-Przemierzałam?- zadała pytanie jakby samej sobie. Spojrzała na błękitne niebo, może nieco w stronę słońca. Pod oślepiającym blaskiem promieni słonecznych przymrużyła oczy. Poczuła jak świat zawirował…Miał wrażenie, że znalazła się w zupełnie innej rzeczywistości – rzeczywistości, która miała miejsce kiedyś…wydawało jej się jakby od tamtej pory minęło tak wiele czasu…
-Chcę zostać czarodziejką…- wyszeptała. –…wędruje po chcę zostać czarodziejką…- powtórzyła jeszcze kilak razy.

Nagle nie znajdywała się już na stepie, lecz w pokoju jednej z leuniońskich kamieniczek. Stała tak jak wtedy – odziana w łachy, podobnie jak teraz zmęczona, wręcz wyczerpana wędrówką. Bała się, tak bardzo bała się ludzi, którzy byli wtedy z nią bo była ich tak bardzo niepewna…Tego krasnoluda i tego czarodzieja, który przyglądał się jej z zaciekawieniem…Jego spojrzenie i uśmiech gdy dotykał jej czoła by…poczuła jak dreszcz przeszywa jej ciało…rzeczywistość zaczęła się zlewać: przeszłość stawała się teraźniejszością. „Jeszcze będzie z ciebie czarodziejka” – rozbrzmiewały w jej głowie słowa.
Był wtedy z nimi jeszcze ktoś - młody chłopak o charakterystycznych białych włosach, smoczych oczach i palcach dłoni zakończonych pazurami…Nie lubiła go bo, był przez cały czas dla niej wredny i opryskliwi…wyrozumiałości wobec młodszej adeptki nawet mowy nie było! Bez przerwy karcił ją za każde potknięcie, za każdy błąd jaki towarzyszył zdobywaniu przez nią pod jego okiem wiedzy. W dodatku ciągłe musiała znosić niemiłe komentarze na temat jej wyglądu, charakteru, czy poziomu inteligencji…Jakże go nienawidziła!...Jednak płakała – co noc płakała za nim gdy odszedł…Dlaczego? Bo choć szczerze go przez cały ten czas nienawidziła – gdy go zabrakło zdała sobie sprawę, że tak naprawdę go kocha…jak brata. Brata? Przecież on nim nie był! Miała brata…miała nawet rodzinę, którą opuściła...

Otoczenie znowuż uległo zmianie. Znajdywała się teraz w drewnianej chacie –ciasnej, dziurawej, miejscami przeżartej wilgocią i grzybem. Znajdywała się tam tylko jedna jedyna izba – stanowczo za mało by pomieścić w sobie tak liczną rodzinę. Nie posiadała nawet podłogi, jedynie wiecznie brudną i mokra polepę. Wewnętrzne ściany były, aż czarne od osadzającej się na nich sadzy. Znajdywały się w nich jedynie dwa łóżka: jedno małżeńskie – rodziców, w którym jako najmłodsza i zarazem najmniejsza i najdrobniejsza dostąpiła zeszytu spania w nogach. Dwie siostry sypiały na niewielkim łóżku, a właściwie legowisku wyściełanym słomą i obitym deskami na kształt prostokąta by słoma po „podłodze” zbytnio się nie rozsypywała…i tak się rozsypywała…Reszta, tj- najstarsza sypiała na legowisku na piecu, starszy i jedyny brat na drewnianej ławie, która w razie okoliczności służyła zarówno do spania jak i jedzenia. Reszta dobytku domowego, była do granic możliwości poupychana po kątach –tak iż małe już pomieszczenie było niemalże całkowicie zagracone…Jeśli dodać zamieszkującą z nimi w trakcie zimy część inwentarza w izbie panował istny tłok i chaos.
Jeszcze jakby mało było w tym wszystkim hałasu, harmidru zewsząd docierał wiecznie zachrypnięty, od ciągłego krzyku głos matki…Dość często zwyzywający ojca od wszelakiej maści moczymord, nieudaczników życiowych; brata zaś za wszech uobecniającą się głupotę i bycie powsinogą…Nazywał się Szósty, wręcz przepadała za nim –wiecznie szukała jego towarzystwa i łaziła gdzie tylko się dało…Ileż to razy musiał wyciągać ją z tarapatów w jakie się przez to wpakowała…Miała też trzy siostry: Erwanę, Drugą i Czwartą…Przypomniała sobie też swoje: Siódma…Tak się właśnie nazywała: Siódma D’Arc…
Nie zaraz, nie mogła się nazywać w ten sposób…to nie imię dla czarodziejki!...

Wspomnienie ulotniło się zastąpione prze kolejne, choć nawiązujące do poprzedniego. …Poddasze, kilka dni po tym, jak trafiła pod skrzyła tajemniczego czarodzieja. Siedząc na zydlu czuła na swojej głowie dotyk dłoni jego ucznia. Pojedyncze kosmyki, wyrównywanych włosów stopniowo opadały do jej stóp…Wtedy też usłyszała po raz pierwszy swoje nowe imię, prawdziwe imię: Avenie…Otrzymała je by „była silna, nieustępliwa jak rzeka i nigdy nie oglądała się za siebie wstecz”…On jej wybrał to imię –choć nie łączyły ich żadne więzy pokrewieństwa, także był jej bratem, na zawsze…

Oto kolejne wspomnienie ukazało się jej oczom.... Znów wrażenia i emocje jakie odczuwała wtedy stały się nad wyraz intensywne, jakby przeżywała je od nowa – tu i teraz!...Ta sama niepewność, podniecenie że robi się coś zakazanego. Chciała to jednak zrobić, poddać sprawdzianowi swoje umiejętności, udowodnić…im, że stać ją na znacznie więcej niż przypuszczają…Z przyjemnym drżeniem serca zakradła się do Komnat Przyzywań Karr’namskiej Akademii Magii...Spod poły płaszcza wyciągnęła wykradzioną wcześniej księgę, której notabene mieć przy sobie nie powinna…Tylko doświadczeni magowie mieli prawo…Nie obchodziło ją to – chciała to zrobić…Była pewna, że posiada odpowiednie ku temu umiejętności…Białą kredą nakreśliła główny krąg i podstawy schematu równania na które miała nanieść indywidualne symbole potrzebne jej by przywołać duszę Upadłego…Te nanoszone czerwoną kredą odnosiły się do magii czarnej, zielone do magii natury, żółte do magii białej – potrzebowała ich wszystkich by rytuał przyzwania się dopełnił, by zapewnić sobie kontrolę i ochronę…Skupiła moc, czerpiąc ją z porozstawianych w sali, w czterech kierunkach świata kryształów…Czuła jak magia całkowicie przepełnia jej ciało – uczucie nie do opisania, bliskie ekstazie, które jeśli poczujesz pragniesz odczuć znowu…Moc, która ogarnia twój umysł, która sprawia że sądzisz że potrafisz sprawić wszystko, że czujesz się…bliższy bogom Coś jednak poszło nie tak…Czuła jak zapada się w ciemność, jaźń zatraca poczucie istnienia…Wspomnienie urywa się…Co było potem? Pamiętała dobrze…

-Nazywam się Avenie D’Arc, jestem czarodziejką…najpotężniejszą w całym Leunion…- oznajmiła swojej ognistowłosej towarzyszce. Na powrót obydwie znajdywały się w wielkiej halli wspartej kolumnami, o przeszklonym sklepieniu…a dokładniej w jednym z jej korytarzy, który znajdował się za wybranymi drzwiami. Tym razem jednak jej oczom nie ukazywał się bezkresny step, wnętrze cymurskiej chaty, poddasze jednej z arnheimskich kamieniczek, gdy podróżowała z Tristramem i Voghnem, ani sala karr’namskiej uczelni…
Miały oto teraz przed sobą ciemny, długi tunel korytarza. Kto wie cóż znajdywało się na jego krańcu?
-Pozostało ci jeszcze jedno wspomnienie, które pominęłaś…najważniejsze- powiedziała jej przewodniczka, tonem, który wskazywał jakby zrobiła to tylko po to by zmniejszyć jej pewność siebie. Miała jednak świadomość, że kryć się za tym musiał znaczniejszy cel. Bez słowa pozwoliła się prowadzić dalej przed siebie, aż stanęły przed kolejnymi drzwiami.
-Tutaj kryje się odpowiedź, na pytanie którego być może jeszcze nie potrafisz sobie zadać…-powiedziała tajemniczo ognistowłosa i uśmiechnęła się zachęcająco. Czarodziejka podeszła do wskazanych jej drzwi. Nim jednak dotknęła ich klamki, przeszyta nagłym, wewnętrznym impulsem cofnęła od niej rękę.
-Nie otworzysz ich?- zapytała jej towarzyszka.
Czarodziejka zawahała się, jakiś wewnętrzny instynkt podpowiadał jej by tego nie robiła. Z drugiej strony ciekawość opychała na przód. Jeszcze raz wyciągnęła rękę by dotknąć klamki. Poczuła wtedy dziwne uczucie – jakaś tajemnicza fala przeszła przez jej ciało i wdarła się do jej umysłu. Przeszedł ją dreszcz, plecy oblały się zimnym potem, serce zaczęło walić jak oszalałe. Nie potrzebowała otwierać drzwi – obraz za nimi zamknięte fragmentarycznie zaczęły pojawiać się w jej głowie…Murowana kamienica…jakiś rytuał…krew…dużo krwi…
Miała wrażenie, że krew z jej wizji samoistnie przechodzi na jej ciało, ręce. Starała się ścierać , ale im bardziej tarła miejsca na których się pojawiła tym pojawiało się jej więcej i więcej…Chciała cofnąć się do tyłu- nie mogła: zupełnie jakby jej ciało utknęło w miejscu. Czuła narastające przerażenie, strach którego nigdy dotąd nie znała paraliżował jej ciało i zawładał umysłem. Spojrzała w drzwi ich powierzchnia zamieniał się w lustro, w której odbijała się jej twarz. Rozpoznała siebie, oraz dostrzegła…dwa symetryczne symbole na swoim ciele. Dopiero teraz przypomniała sobie wszystko…wszystko…
-Nie wchodzisz?- jej przewodniczka powtórzyła pytanie, uśmiechając się znacząco, być może nawet z lekka drwiąco.
-Nie muszę…wszystko, wszystko pamiętam…-wyszeptała zakrywając oczy. W jednej chwili poczuła jak ogarnia ją czarna otchłań, w której przez pewien czas była zawieszona. Potem zaczęła spadać, miała wrażenie że trwa to całą wieczność, a ona…czuła się taka bezsilna, bezradna…strach, który w niej tkwił powoli przeradzać zaczął się w paranoję.

Nie wiedziała jak wiele minęło czasu gdy w końcu się ocknęła. Dopiero teraz miała pewność, że to czego przed chwilą doświadczyło rozgrywało się jedynie w jej umyśle. Uniósłszy swoje ciało rozejrzała się dookoła…Czyżby jednak nie wszystko było projekcją jej umysłu? Znajdywała się w ruinach budynku, który widziała w swojej wizji. Z witraża u sklepienia nic już nie pozostało, większość ścian była zdewastowana, w miejscu wielu drzwi spozierały czarne dziury korytarzy wiodących nie wiadomo dokąd. Zauważyła zawieszone na ścianach kryształy – rozmieszczone w orientacji na cztery strony świata, miejsce na którym leżała….Nie! Cała podłoga pokryta była tajemniczymi symbolami, liniami i kręgami zakreślonymi białą i czerwoną kreda. Większość z nich była już rozmyta przez padający deszcz, w powietrzu dało się wyczuć atmosferę minionej burzy które oczyszało dopiero co przybyłe rześkie powietrze.
Ale jak się tutaj znalazła? Starała się sobie przypomnieć. Chwilę musiało potrwać, ale chyba już sobie pomału przypominała. Pamiętała posłańca, który przybył na dwór króla Bowena, na którym służyła. Okolicę zaczęła nękać dziwna zaraza, zadaniem czarodziejki było zbadać jej przyczynę i zapobiec. Spędziła kilka dni w miasteczku badając sprawę, ale jak u licha znalazła się w tych ruinach?! Co to w ogóle było za miejsce?!

Nagle wyczuła czyjąś obecność. Spojrzała w tamtą stronę – spostrzegła nie nikogo innego jak „starego znajomego” Mikkala. Nie musiała ukrywać, że spotkanie to wcale ją to nie cieszyło.
Czarodziej stał poza kręgiem i przyglądał się jej z uśmiechem.
-Co ty u licha wyprawiasz?!...Ty mnie tu zwabiłeś, prawda?- drugą część swojej wypowiedzi dodała potem, po krótkim namyśle przypomniawszy sobie, że wszystkie poszlaki jakie towarzyszyły tajemniczej sile były sprawką kogoś posiadającego magiczną moc…Problem w tym, że w okolicy nie było czarodziejów, ba! Nawet sama nie wyczuwała w okolicy kogoś kogo energię można by wyczuć…Musiał doprawdy bardzo dobrze ją stłumić by ukryć swoją obecność…Za co jak za co, ale za to należał mu się podziw: nie wieli magów o naprawdę sporej mocy to potrafiło.
Jeszcze raz rozejrzała się po miejscu – jak dobrze mniemała rytuału. Większość narysowanych rozmyła już woda, ale sądząc po obecności kryształów oraz burzowej porze – czasie gdy z natury uwalniała się niezwykła energia…Musiał to być potężny rytuał, o dość sporym znaczeniu –inaczej przecież nie zadawał by sobie trudu, aby..
-Co mi zrobiłeś?!- wycedziła przez zęby, jednocześnie spoglądając na niego z nienawiścią. Mężczyzna tylko bardziej się uśmiechnął. Zirytował ją, wściekła dała się ponieść emocjom i wypowiedziała zaklęcie błyskawicy. Nie zadziałało. Była w szoku, nie poddawała się jednak i ponowiła magiczny atak. Nadal bez skutku.
-Co jest? Coś ty mi zrobił skurwysynu?!
-Dowiesz się, w swoim czasie wszystkiego się dowiesz- powiedział nadal się uśmiechając. W teatralnym geście skłonił się, a zaraz potem jego ciało całkowicie się rozmyło.
Rozwścieczona jeszcze kilkakrotnie starała się rzucić kolejne zaklęcia, różne – z tym samym skutkiem, a właściwie bez żadnego. Czuła się taka bezradna i oszukana. Czując niemoc pozwoliła by z jej ust wydobyło się kilka głośnych krzyków –tym samym pozwalając ujść negatywnym emocjom. Następnie padła na ziemię. Jej ciałem targnął szloch.
-Moja moc…ukradł mi ją…zabrał…-wyszeptała, a po jej policzkach obficie spływały łzy, które mieszały się z kroplami deszczu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania o naszych bohaterach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin