Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna www.portalfantasyrpg.fora.pl
Forum gier RPG Portalu Fantasy
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Przeklęci niech będą ci...

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania o naszych bohaterach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Triinu
Administrator
Administrator



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 6244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:17, 02 Wrz 2011    Temat postu: Przeklęci niech będą ci...


Czyli kolejne opowiadanko o przeszłości Voghna, tym razem tyczące się tego fragmentu przeszłości o którym nasz bohater nie chce wspominać Mruga Czas fabuły można liczyć na ok 4-5 lat wstecz zanim przyłaczyl sie do druzyny bohaterów.


Była już późna noc. Jej mrok nie spowijał jedynie ulicy znajdującej się tuż za oknem, lecz także izbę, w której przebywała. Siedziała przy solidnym, bogato zdobionym biurku „pamiątce rodzinnej” pamiętającej czasy sprzed Wielkiej Wojny. Blat jego niemal całkowicie zastawiony był grubymi tomiszczami naukowych ksiąg traktujących o dziejach historii Leunion. Wśród nich znajdywało się kilka białych kruków, spisanych jeszcze przed wieloma wiekami – rzadko kiedy przepisywanych, czy w magiczny sposób kopiowanych. Mogła być jednak dumna – gdyż obok niej spoczywały same autentyki, należące do zbioru jej ojca, zapalonego badacza historii i tajemnic…To po nim odziedziczyła ona wrodzoną jej ciekawość świata, chęć do zdobywania wiedzy. Ojciec widział z jakim zapałem poświęcała się nauce starych, oraz obcych języków by tylko móc oddawać się lekturze dzieł znajdujących się w ich księgozbiorze. Nie rzadko też decydowała się też poszerzać swoją wiedzę o dodatkowe dziedziny, po to by dowiedzieć się jak najwięcej na czytany temat.
Był z niej prawdziwie dumny. Miała zaledwie osiemnaście lat, a widząc jej zaangażowanie i bystrość wróżył jej świetlaną przyszłość. Dlatego też nie decydował się wydawać jej zbyt wcześnie za mąż…w ogóle chciał by sama zadecydowała o tym, czy zamierza poświęcić życie rodzinie, czy nauce.

Blask świec oświetlał jej postać, gdy siedziała pochylona nad wykonywaniem tłumaczenia. Księga pisana nie dość, że zapisana została w jednym z antycznych języków, to także i trudnym do przetłumaczenia stylem- była to zatem praca żmudna i trudna. Ze względu na późną porę i wytężoną pracę czuła jak stopniowo ogarnia ją zmęczenie. Chciała jednak porajcować jeszcze trochę, nie mniej potrzebowała chwili wytchnienia. Odłożyła przybory i oparła się o oparcie krzesła. Uniósłszy do góry ręce przeciągnęła się i ziewnęła cicho. Potem chwyciwszy do ręki przetłumaczone wzroki przewinęła je w palcach z radością i satysfakcją przyglądając się zapełnionym stronom migającym jej przed oczami. Była to jej samodzielna praca – z której mogła być szczerze dumna! Do przetłumaczenia wciąż pozostawało wiele, niemniej już wykonała kawałek dobrej roboty.
Nagle jej uwagę przykuł rozbrzmiewający pośród nocnej ciszy odgłos otwieranych drzwi. Zaraz potem usłyszała odgłos kroków – choć ich właściciel starał się stąpać cicho stara podłoga zdradzała jego obecność.
„Czyżby ojciec powrócił z podróży wcześniej? Nie podobna do niego podróżować nocą… Być może był w wystarczającym pobliżu by nie chcąc już dowlekać powrotu do domu mimo mroku kontynuował podróż?”- pomyślała i nie spiesząc się powstała z miejsca. Chwyciwszy kaganek opuściła pokój i ruszyła kierunku schodów.
Gdy się przy nich znalazła w ich dole spostrzegła stojącą osobę. Postać oświetlana była jedynie przez blade światło księżyców wpadające do środka przez okna, choć było zbyt daleko by dotrzeć doń mógł blask świecy, było dla niej jasne że nie należy ona do jej ojca. Zdradzała ją wszystko: postura, strój, trzymane w obydwu dłoniach półkoliste miecze.
Przerażona nagłą obecnością intruza nie odezwała się ani słowem. Wiedziona instynktem starała się uciec. Biegiem rzuciła się w stronę izby, którą przed paroma chwilami opuściła. Wbiegłszy tam zamknęła za sobą drzwi i zasunęła je ciężkim fotelem. Wiedziała, że działanie to nie przyniesie zbyt wielkich rezultatów, jednak robiła to w panice, instynktownie. Była sama, a nie miała pojęcia jak działać, bronić się w takich sytuacjach. Mogła jeszcze krzyczeć- może jej głos wybudziłby mieszkańców sąsiednich kamienic, ale czy zdołali by na czas przybyć jej z pomocą? Szybko podbiegła do biurka i otworzywszy szufladę zaczęła ją przeszukiwać w poszukiwaniu narzędzia, którym w razie czego mogłaby się obronić.

Zaraz potem usłyszała trzask rozcinanego, a następnie wyłamywane go drewna. Wyczuwszy w dłoni ostrze niewielkiego nożyka chwyciła go w dłoń i schowała za siebie. Nie była to może zbyt spektakularna broń, ale zastosowana odpowiednio i we właściwym momencie mogła dać jej chwilową szansę, by…
Przez powstałą w drzwiach dziurę przeszedł mężczyzna. Gdy postawił obydwie nogi na podłodze mogła lepiej mu się przyjrzeć. Był wysoki, postura zdradzała że przywykły do walki. Spod kosmyków jego białych włosów widać parę bursztynowych oczu, równie bezwzględnych co wyraz jego twarzy.
Przestraszona dziewczyna cofnęła się do tyłu opierając się o znajdujące się za jej plecami biurku. Raptowne szturchnięcie jakim na nie wpadło sprawiło, że spadło z niego kilka lżejszych tomów.
-Kim jesteś i po co tu przyszedłeś? –zapytała starając się zapanować na drżeniem własnego głosu. Dłoń dzierżąca ostrze zacisnęła się na jego rękojeści. Nieznajomy postąpił parę kroków przed siebie i zatrzymawszy się przed nią posłał jej chłodne spojrzenie.
-Szukam czegoś…-powiedział jakby zapytała o coś oczywistego.
-W moim domu? Czego możesz chcieć?! -wykrzyczała cicho, zaraz potem zdała sobie sprawę z pewnej kwestii. „Zaraz, jeśli on jest jednym z Nich…” – pomyślała zadrżała. Nigdy w życiu nie bała się tak jak wtedy.
-Twój ojciec posiada coś na czym zależy, tym, którzy mnie po to posyłają…-jego głos nadal był bezbarwny, wręcz nieludzki.
Dziewczyna przez chwilę milczała. Wewnątrz siebie drżała z obawy o własną siebie. Wiedziała jak cenne rzeczy posiada w swym księgozbiorze jej ojciec. Rzeczy, które należałoby chronić, jednakże…czy ceniła je bardziej niż swoje życie. Tak bardzo bała się…bała się…bała się…
Nie była z natury dzielna, a wewnątrz choć bystra i inteligentna nadal tak naprawdę pozostawała jeszcze dziewczęciem niż kobietą…Dzieckiem, które zaczęło się w niej odzywać, czego wyrazem były rzewnie spływające po jej policzkach łzy. Dźwięcznie na podłogę opadło trzymane przez nią ostrze. Jej piersią kilkakrotnie targnął szloch…Nie, nie będzie zgrywała bohaterki! Nie umie…
-Bierz wszystko co ci potrzebne, tylko nie zabijaj mnie proszę – wyszeptała patrząc na niego wielkimi, pięknymi oczyma. –Pokarzę ci wszystko, tylko proszę: nie rób mi nic…
Mężczyzna przez chwilę zamyślił się. Dziewczyna miała rację: miast bezsensownie przewalać kolejne tomy i tracić czas lepiej byłoby skorzystać z jej pomocy. Zgodził się.

Na wspólnych poszukiwaniach stracili sporo czasu. Przeszukali pokój w którym się znajdywali, drugi w pokoju jej ojca – bezskutecznie. W końcu zastał ich ranek, a tego czego poszukiwał Voghn nie udało im się odnaleźć…
-To wszystkie miejsca jakie znam -oznajmiła mu szczerze. Minęła chwila. Nieznajomy milczał wpatrując się w jakiś punkt na ścianie, najwyraźniej nad czymś się zastanawiając. Dziewczyna przez chwilę przyglądała się mu. W końcu zapytała nieśmiało:
-Czy teraz, gdy pokazałam ci już wszystko o czym wiedziałam…odejdziesz?...
Spojrzał na nią. Na jego twarzy nadal nie malowało się żadne uczucie, jego oczy pozostawały puste. Przyglądając się jej zastanawiał się w chłodnym rozrachunku nad tym co powinien był z nią zrobić. Myśląc w tej chwili nie kierował się emocjami, lecz wyuczonym instynktem najemnika, mordercy. Jeśli faktycznie nie wiedziała nic więcej nie byłoby z niej żadnej pomocy. Gdy stąd odejdzie, jeśli ją zostawi było niemalże pewne że powie o wszystkim ojcu, a ten podjąłby właściwe zdziałania …Byłoby to nie na rękę zarówno jemu jak i tym, którzy zlecili mu zadanie.
Bez kolejnej chwili zastanowienia wyciągnął zza pleców miecz i ruszył w jej stronę. Przerażona westchnęła głośniej starając się stłumić nadchodzący szloch. W jej oczach malowało się przerażenie…i pewność co do nieuchronności jej losu.
-Przecież obiecałeś…obiecałeś że mnie nie zabijesz…- jej głos drżał w taki sposób, że nie potrafiła nad nim zapanować. -…obiecałeś...- dodała już znacznie ciszej.
-Mylisz się- odpowiedział tonem równie chłodnym co jego wzrok. –To ty składałaś mi propozycje…Owszem skorzystałem z niej, ale nigdy nie powiedziałem, że do końca na nią przystaje…Nigdy nie zagwarantowałem ci, że cię nie zabiję…
Dziewczyna poczuła za plecami ścianę, jej przeznaczenie w postaci swojego zabójcy zbliżało się do niej nieuchronnie. Nie próbowała nawet walczyć, uciec – wiedziała, że to nie ma sensu. Zamknęła oczy. „Jakie to niesprawiedliwe” –pomyślała. Gdy czuła go w odpowiedniej odległości od siebie – wystarczającej by zadać jej mieczem ostateczny cios z jej ust wyrwał się krótki, cichy szept: - …Proszę…

***

Był już ranek, gdy mężczyzna przybył do swego domu. Początkowo nic nie wzbudziło jego podejrzeń. Drzwi zamknięte, cisza w domu. Było może nazbyt cicho – znając swoją córkę zazwyczaj o tej porze już lubiła krzątać się po domu…Być może jednak – jak podejrzewał znów do późna pochłonięta pracą zasnęła nad tłumaczoną księgą. Na samą myśl uśmiechnął się do siebie pobłażliwie. Zdjął płaszcz okalający jego słusznej postawy ciało i odwiesił na właściwe miejsce. Poprawił zmierzwione, siwe, lekko falowane włosy z powrotem do tyłu. Powolnym krokiem, lekko kuśtykając powędrował w stronę sypialni córki. Nie zastał jej tam –było zatem więcej niż pewne, że jednak zasnęła nad pracą w gabinecie.
-Maya! –zwołał swoim donośnym, acz bardziej już starczym głosem. Międzyczasie stopniowo wchodził po schodach, co coraz częściej sprawiało mu coraz większy problem. Z biegiem czasu nie młodniał –lecz starzał się, a będąc człowiekiem w jego wieku zaczynało być to coraz bardziej oczywiste. W końcu dotarł na górę. Nim ruszył przed siebie przytrzymał się barierki i wziął kilka głębszych oddechów, rozmasował bolące biodro.
-Mayaaa!- powtórzył wołanie. Gdy jednak podążając korytarzem dotarł do gabinetu, widząc zniszczone drzwi i tomy ksiąg bez ładu walające się po podłodze miał złe przeczucia. Przyspieszył kroku, gdy jednak przekroczył próg jego obawy potwierdziły się. Na podłodze w kałuży krwi leżała jego córka. Jasna, długa sukienka przybrała teraz kolor czerwieni, podobnie jak końcówki jej jasnych, średniej długości włosów. Z brzucha spozierała spora rana. Na twarzy malował się spokój, być może nieco smutku – nie mniej wyglądała jakby spała…Gdyby nie…
W pierwszym odruchu mężczyzna postąpił parę kroków do tyłu opierając się o plecy. Odruchowo zakrył usta, do jego oczu zaczęły napływać łzy. Przez chwilę przeleciała mu myśl, o tym jakim człowiekiem mógł być ten, który zrobił to jego jedynemu dziecku…ukochanemu dziecku…Zebrawszy się w sobie postąpił parę kroków przed siebie. Uklęknąwszy przy ciele córki uniósł je lekko i w czysto ojcowskim geście tulił jej głowę…Była taka zimna…taka zimna…
-Maya…moje ukochane dziecko…córeczko...-szeptał.

Opłakiwanie córki przerwały dobiegające z korytarza odgłosy kroków. Mężczyzna podniósł głowę w tamtymi kierunku, by pochwali ujrzeć stojącego w progu izby białowłosego. Przez chwilę w milczeniu przyglądał się ojcu i córce – choć z tej sceny emanowało tyle uczuć ona sam nie czuł nic. Przyglądał się im beznamiętnym wzrokiem, na twarzy która jak zwykle nie zdradzała żadnych uczuć.
Czy jednak było tak na pewno? Czy mógł nie czuć nic stojąc i patrząc na nich, na jego ból po stracie dziecka…- zastanawiał się starzec.
-To ty, prawda?...-zwrócił się do nieznajomego, choć przypuszczał pewne kwestie, które sprawiły że zjawił się w ich domu. Zabił jego córkę.
Gdy ten nie odpowiedział mężczyzna zapytał pewniejszym tonem.
-Po co cię przysłali?
- Gdzie ukryłeś Księgę Upadłych, Nikodemie?- zapytał w końcu chłodnym, wyrachowanym głosem.
-Myślisz, że ci powiem!- parsknął ironicznie jego rozmówca. –Nigdy bym ci nie powiedział, a tym bardziej po tym co zrobiłeś…- rzucił wzrokiem na martwe ciało córki. –Miała przed sobą tyle marzeń, tyle chęci do życia…Stało przed nią tyle możliwości, tyle dróg które mogła wybrać, ale…ty jej to wszystko odebrałeś…Pal licho, gdybyś zabił mnie – jestem stary, niczego wielkiego już nie dokonam. Ale ją? Co ci była winna? Zapewne nawet nie wiedziała za co umiera…
Zdawało mu się, czy w oczach zabójcy własnej córki dostrzegł jakąś zmianę?...Nie musiało mu się zdawać, zapewne przez te łzy…Z niezwykłą ostrożnością, należną ojcu Nikodem ułożył ciało dziewczyny z powrotem na podłodze. Powoli powstając z miejsca pewnym siebie wzorkiem powiódł w stronę swego rozmówcy.
-Przeklęci niech będą ci, którzy kroczą drogą niewinnie przelanej krwi…Przeklęta niech będzie twoja dusza, skoro nie ma w niej nic z człowieczeństwa. Poprzez wszystkie wcielania, niech bogowie przez wieki odbierają tobie wszystko to co pokochasz, co będzie mieć dla ciebie wartość…
-Przekleństwa mnie nie interesują – mówił tamten niezłomnym tonem. –Gdzie Księga Upadłych?
- Jest bezpieczna i taka pozostanie…- odpowiedział mu. Następnie zza pasa ukrytego, pod fałdami jego szat oraz pokaźnych rozmiarów brzucha wyciągnął sztylet.
- Co chcesz uczynić? Chcesz ze mną walczyć? Tym? –starał się go wykpić.
-Nie…-roześmiał się znacząco starzec. – Tu i teraz dokończę swego żywota. Moja przelana krew, która złączy się z krwią mego jedynego dziecka niechaj przypieczętuje przymierze jakie z nim zawieram przeklinając twoją duszę…- nie zwlekając dłużej mężczyzna przeciągnął ostrzem noża po swojej szyi. Ciął tak głęboko jak tylko mógł. Ciemna krew wypływająca z jego rany zalała bogate szaty. Ciało osunęło się na ziemię opadając tuż obok ciała jedynaczki. Drżąca w ostatnim podrygu dłoń, nim wydał ostatnie tchnienie zacisnęła się na dłoni dziewczyny.
Tylko przeznaczenie, czas miał pokazać czy zawarte w tamtej chwili przymierze miało się dopełnić..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania o naszych bohaterach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin