Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna www.portalfantasyrpg.fora.pl
Forum gier RPG Portalu Fantasy
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Początek czy koniec?

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania o naszych bohaterach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AnKapone
Bohater Legenda
Bohater Legenda



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 5806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverwinter
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:13, 17 Sie 2011    Temat postu: Początek czy koniec?

Wiele historii zaczyna się od podróży. I ta trzyma ten kanon. Jednakże ma ona dwojaki charakter. Z jednej strony jest to koniec pewnego rozdziału w życiu młodej dziewczyny, z drugiej, jest to początek jej przyszłego życia i wszystkiego, co ją potem czeka. Jak więc należałoby tę podróż odebrać? Decyzję pozostawiam czytelnikom, którzy znając dalsze losy bohaterki mogą ocenić tę historię wedle własnego sumienia.
Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu.
J.J.Tolkien


Człowiek widywał czasem takie rzeczy, po których nie mógł uwierzyć nie tylko w bogów, ale też w normalne człowieczeństwo i świadectwo własnych oczu.
T. Pratchett


Brenna wraz z Yenne udały się do Linacoba – najbliższego miasta, jakie znajdowało się w pobliżu ich wioski. Było wczesne lato, albo jak kto woli – późna wiosna. Przyroda cieszyła oczy soczystą zielenią, a łąki zachwycały kolorowym kwieciem. Słońce chyliło swoją tarczę ku zachodowi, a kobieta z córką były akurat w drodze powrotnej. Udało im się załatwić wszystkie sprawy w mieście i teraz, w miarę zadowolone, wracały do domu. Brenna była bardzo zmęczona. Należało się było tego spodziewać, skoro była brzemienna i w najbliższym czasie spodziewała się rozwiązania. Yenne zabrała tylko dlatego, że młoda dziewczyna przydała się jej do dźwigania ciężkich zakupów i w razie komplikacji mogłaby poszukać pomocy. Mimo że elfka była jej córką, tolerowała jej obecność tylko wtedy, gdy mogła się ona na coś przydać. Dlatego od wczesnego dzieciństwa wynajdowała jej najrozmaitsze prace, nawet chwilowo niepotrzebne. Kazała robić jej wszystko, byle nie widzieć jej na oczy, byle miała jak najmniejszy kontakt z ludźmi z wioski. Gawiedź bowiem dowiedziała się o jej zdradzie i nie omieszkała puścić odpowiednich plotek. Nie dawała jej zapomnieć o jej grzechu. Tak samo jak nie pozwalała jej na to chodząca po świecie Yenne. Przez całą podróż nie odezwała się do dziewczyny, nie licząc jednak prostych komend, jakie rzuciła jej przelotnie w Linacoba. Sama elfka, nauczona doświadczeniem dwunastu lat życia, milczała. Powstrzymywała się od użycia słowa „matko”, gdy chciała o coś spytać, bo nawet nie myślała o rozpoczynaniu jakiejkolwiek rozmowy. Brenna bowiem nigdy nie lubiła, gdy dziewczyna się do niej zwracała tymi słowami.
Yenne spojrzała na matkę. Jak to się stało, że chociaż Brenna jej nie kochała, to ona miała w sobie miłość do rodzicielki? Czy to jest właśnie to uczucie, które pomimo krzywd zawsze będzie tliło się w dziecku? Czy to jest właśnie ta miłość dziecka do matki, która nigdy nie gaśnie? Elfka nie umiała odpowiedzieć na żadne z tych pytań. Czuła się przywiązana do rodzicielki, nawet jeżeli ta nie okazywała względem niej żadnych pozytywnych uczuć. Siedziała więc na wozie i rozglądała po okolicy. Jej twarz miała smutny wyraz. Rzadko bowiem się uśmiechała. Owszem, zdarzały się pewne momenty, gdy była sam na sam z własnymi myślami i uśmiechała się do nich, ale to było nazbyt rzadkie. Jak na dwunastolatkę z powagą patrzyła na świat.
Nagle jednak koń gwałtownie stanął dęba. Coś go wystraszyło, a Brenna nie była w stanie nad nim zapanować. Yenne zwinnie zeskoczyła z wozu i podeszła do zwierzęcia łagodnie głaszcząc go po chrapach. Wtedy zaraz za jej plecami rozległ się ochrypły rechot. Odwróciła się do źródła tego dźwięku. Zza głazu wyłoniły się sylwetki pięciu drabów. Pierwszy z nich, rosły byczek o rudych włosach z blizną na twarzy, odezwał się niskim głosem:

- Panie podróżują tak same…? Toć to może być niebezpieczne.

Pozostała czwórka zarechotała obleśnie. Mężczyzna uciszył ich gestem, ale jego twarz także wyrażała rozbawienie.

- Szczególnie jak podróżuje się w takim stanie… - popatrzył na brzuch Brenny. – Nie dajcie bogowie jeszcze was ktoś napadnie…

Banda zawyła radośnie. Ryży podszedł do konia i pogłaskał go po chrapach. Zwierzę z lękiem zastrzygło uszami i targnęło łbem, by pozbyć się dotyku mężczyzny. Ten z kolei zwrócił swe oblicze na Yenne. Kąciki jego ust wygięły się w szyderczym uśmiechu.

- Może przydałaby się paniom ochrona? – spytał ironicznie. – Ale to będzie kosztować…

Po tych słowach jego ręka powędrowała do pośladków elfki, w które lubieżnie ją uderzył. Dziewczyna zamachnęła się i uderzyła ryżego w policzek. Cios bardziej zabolał ją niż jego. W następnej chwili mężczyzna złapał ją za nadgarstek i mocno ścisnął. Wykręcił jej boleśnie rękę i przyciągnął do siebie. Poczuła na twarzy jego oddech. Pachniał kwaśnym winem i dawno nie mytymi zębami. Na twarzy nadal widać było szyderczy uśmiech, ale oczy zmieniły wyraz. Nie były już rozbawione. Popatrzył na nią z dziką furią.

- Mała dziwko, nauczę cię pokory… - wysyczał przez zęby.

Gdy mężczyzna był zajęty elfką, pozostała czwórka zajęła się wozem. Zrzucili wszystko na ziemię i przebierali. Co mogło im się przydać, zabrali. Była to między innymi żywność, ale także kilka zakupionych na targu skór. Brenna siedziała przerażona na koźle. W pewnym momencie jednak przełamała strach i strzeliła z bicza. Koń stanął dęba odtrącając na bok ryżego. Yenne zwinnie uskoczyła spod spłoszonego zwierzęcia.

- Bierzcie ją, ale mnie zostawcie… - powiedziała zimnym głosem, w którym dało się dosłyszeć nerwowość.

Mężczyzna już podnosił się z ziemi, kiedy koń pogalopował przed siebie. Elfka rzuciła się za wozem, ale poczuła silne szarpnięcie za włosy. Z impetem uderzyła o ziemię. Uniosła głowę i krzyknęła z rozpaczą:

- Matko! Maaaatkoooo!!!

Brenna nie odwróciła się nawet. Z gardła dziewczyny dobył się krzyk pełen przerażenia i bólu. Po policzkach Yenne spłynęły grube krople łez i znikły w piaszczystej drodze.

- Matko… - zaszlochała ciszej.

Nie zdążyła wydać z siebie żadnego innego dźwięku. Poczuła bowiem jak ktoś chwycił ją za włosy i postawił na nogi. Przed jej oczami pojawiła się twarz rudego. Popatrzyła na niego z przerażeniem, co sprawiło mu ogromną satysfakcję. Widziała jego oczy, ale te oczy nie należały do człowieka. To były oczy potwora, z których spozierała nienawiść, żądza i chęć zadawania bólu. W chwili obecnej dostrzec można było także satysfakcję.

- Mamusia ci nie pomoże… - wyszeptał z jadem.

Tym razem on uderzył. Wymierzył cios precyzyjnie, z odpowiednią siłą. Poczuła jak zapiekła ją skóra na policzku. Zapamiętała jeszcze jak upadając na ziemię, jej głowa szybko zbliżała się do leżącego opodal kamienia. Nastała ciemność.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Powoli czuła jak wraca jej świadomość. Jak wynurza się z głębokiej czerni i znajduje się w tym momencie wybudzenia, kiedy wystarczy tylko otworzyć oczy by spojrzeć na świat. Bolała ją głowa i twarz. Nie mogła sobie przypomnieć co się stało, że czuje się taka poobijana. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że leży na łóżku, a w policzek drapie ją zmechacony koc. Miała wrażenie, ze powinna o czymś pamiętać, dlaczego tak źle się czuje, ale nie miała na to ochoty. Wspomnienia jednak zaczęły powoli powracać. Bandyci, matka, która ją zostawiła…
Otworzyła oczy i w gwałtownym geście poderwała się do pozycji siedzącej. Zabolała ją głowa. Dotknęła ręką skroni, na której poczuła zastygłą stróżkę krwi. Zaszczypało. Syknęła cicho, a w kącikach jej oczu zebrały się łzy. Rozejrzała się po pokoju. Znajdowało się tu proste łóżko, na którym właśnie siedziała, ale także drewniany stół, jakaś skrzynia. Przy ławie stało kilka chybotliwych krzeseł. Na jednym z nich siedział ryży. W odruchu cofnęła się i oparła plecami o wezgłowie łóżka. Mężczyzna bawił się nożem, który widząc budzącą się elfkę schował do pochwy u pasa spodni. Wstał z krzesła i powoli podszedł do łóżka. Ręce uniósł w pokojowym geście.
Była przerażona. Czuła się jak mysz zagoniona w kąt przez kota – bardzo głodnego kota. Ryży usiadł obok niej, jednak w ten sposób, by móc ciągle na nią patrzeć. Spróbowała odsunąć się jeszcze bardziej, ale rama łóżka uniemożliwiała jej to. Mężczyzna uśmiechnął się, ale nie było w tym uśmiechu nic wesołego.

- Jestem Dorian. Nie musisz się mnie bać. – odezwał się podając jej dłoń. – Jak masz na imię, dziewczyno?

Spoglądając na niego nieufnie mimowolnie zadrżała. Z dziewczęcą naiwnością podała mu rękę i przerażonym głosem powiedziała:

- Nazywam się Yenne.

Dorian skorzystał z okazji nawiązania z nią kontaktu fizycznego. Pociągnął ją i przycisnął do siebie. Brutalnie pocałował, a jedna z jego dłoni powędrowała po udzie do jej intymnego miejsca. Z siłą, o jaką siebie nie posądzała, odepchnęła go od siebie i wymierzyła siarczysty policzek. Nie sięgnęła jednak celu, bo mężczyzna złapał jej rękę i ścisnął. Rzucił ją na łóżko, jedną dłonią trzymając jej ręce nad głową. Klęcząc nad nią, kolanem rozsunął jej nogi. Krzyknęła. Wtedy wolną ręką uderzył ją w twarz. Nachylając się nad nią wysyczał:

- Myślałaś, mała dziwko, że będziesz u nas mieszkać za darmo? – jego ręka gwałtownie ściągnęła z niej spodnie i powędrowała do sedna jej kobiecości. – Musisz zapracować na siebie…

Wyciągnął nóż z pochwy i rozciął jej bluzkę, zacinając skórę na jej prawej piersi. Krew spłynęła cienką stróżką po jej ciele i zabrudziła koc. Zerwał z niej bluzkę i powiódł po jej skórze dłonią. Byłą chropowata i nieprzyjemna. Próbowała wierzgnąć, ale znów ją uderzył, tym razem mocniej. Łzy spłynęły po jej policzkach, a szloch wdarł się w podniecone sapnięcia ryżego. Odwróciła głowę by nie patrzeć w twarz swojego oprawcy. Gdy tylko to zrobią, poczuła na szczęce silny uścisk.

- Będziesz na mnie patrzeć, zdziro, gdy będę cię posuwał. – warknął. – Spodoba ci się, będziesz jęczeć, aż cię gardziołko rozboli… - zarechotał, rozpinając swoje spodnie.

Nachyli się nad jej uchem. Poczuła na skórze jego ciężki oddech. Wychrypiał:

- Dawno nie miałem dziewicy… - po tych słowach w nią wszedł.

Pisnęła cicho z bólu, jaki jej zadał. Nie potrafiła powstrzymać łez. Bolało ją ciało, które posiadł siłą. Głowa pulsowała tępo od wcześniejszego uderzenia o kamień. Każdy jego ruch powodował nową falę cierpienia. Bezsilnie zacisnęła dłonie w pięści. Patrzyła w zadowoloną twarz Doriana, który zbliżając się do ekstazy, stawał się coraz bardziej brutalny. Gdy szczytował, do pokoju wszedł jakiś mężczyzna. Wyglądał jak młodszy brat ryżego. Równie wysoki, miał oczy tego samego koloru. Był jednak blondynem. Dorian z wyrzutem spojrzał po „gościu”, ale nie kazał mu iść precz. Kiedy się z niej wysunął, zwinęła się w kłębek na łóżku. Poczuła, jak po nogach spływa jej krew.
Ryży zapiął spodnie i poszedł z zadowoloną miną do blondyna.

- Finn… - wychrypiał. – Chcesz przelecieć nasz nowy nabytek? Ciasna z niej szpareczka…
Obaj zarechotali.
- Przecież wiesz, ze chcę. Sądziłem jednak, że szybciej sobie z nią poradzisz. – pomimo swojego „fachu”, miał przyjemny głos.
- Chciałem się nieco podroczyć. Podniecają mnie gry wstępne.
Znów chropowaty śmiech. Widać był to dowcip, rozumiany tylko przez nich dwóch.
- Idź do chłopaków Dorian, bo oni znów zaczną się lać. Jak skończę, pójdę po Hardy’ego, też ma ochotę się zabawić.
- Dobra. Naucz ją czegoś nowego… niech się nieco „zapomni” - zaśmiał się.

Usłyszała trzaśnięcie drzwi, ale nie podniosła wzorku. Płakała cicho, skulona na kocu. Wszystko ją bolało. Czuła się brudna. Poczuła jak mężczyzna siada na łóżku. Złapał ją za kostkę i pociągnął w swoim kierunku. Szarpnęła się, ale po chwili poczuła, że nie jest w stanie nic zrobić. Usłyszała za to jego głos – rozkazujący, któremu nie mogła się sprzeciwić.

- Zrób mi dobrze, maleńka. – usłyszała mentalny rozkaz – Zabaw się ze mną.

Zeszła z łóżka, tak jak kazał jej właściciel tego głosu. Rozpięła zamek jego spodni i zaczęła pieścić jego męskość. Robiła wszystko, czego owy Finn sobie zażyczył. Najgorszą rzeczą dla niej był fakt, że była świadoma tego, co robi i nie może się w żaden sposób przeciwstawić. Gdy już zrobiła mu dobrze, nakazał jej, by położyła się na łóżku. Wykonała tę czynność, jednak poczuła, jak mentalne zaklęcie słabnie. Uniosła się na kocu, by spróbować walczyć. Jednak jego ręka brutalnie przyszpiliła ją do łóżka.

- Nie tak szybko, suczko… Ognik! – usłyszała za plecami.

Zaraz potem poczuła piekielny ból w okolicach prawej nerki. Po pomieszczeniu rozszedł się smród przypalanego ciała. Krzyknęła z rozpaczą i drżąc skuliła się na łóżku. Zacisnęła pięści na kocu. Rana paliła żywym ogniem – w sumie ogniem została właśnie potraktowana. Tym razem posiadł ją Finn. Czuła jak z bólu zaczyna zacierać się jej rzeczywistość. Znów krzyknęła, gdy dotknął oparzenia, by zadać jej większe cierpienie. W pewnym momencie zemdlała.
Finn nie pozwolił jej zbyt długo trwać w nieświadomości. Oblał ją zimną wodą. Z jednej strony poczuła, że pomogła jej ona – w jakiś sposób złagodziła pieczenie. Było to jednak złudne odczucie. Gdy otworzyła oczy, nadal leżała na brzuchu. Każdy centymetr ciała bolał ją. Uniosła powieki i spojrzała przez ramię, na tyle, ile mogła. W pokoju było trzech mężczyzn: Finn i dwóch, którzy wyglądali niemal identycznie. Różnili się jedynie kolorem oczu.

- Bruce. Chuck. Jest wasza. – powiedział Finn.

Obaj zaśmiali się podobnie. Następne co poczuła, to jak ktoś silnie chwyta ją za ramię i odwraca na plecy. Nie była już w stanie krzyknąć. Jęknęła głucho, gdy poczuła na oparzeniu szorstką fakturę koca. Nie pamiętała co robili z nią bliźniacy. Nie pamiętała jak traktował ją ów Hardy, a także kilku innych. Jak przez grubą warstwę waty pamięta słowa Doriana, który wrócił do pokoju. Wychrypiał zadowolony wtedy „zabierzcie ją do jej nowego apartamentu”. Zapamiętała silny uścisk na karku… jak upadła bez sił na ziemię i krew spływającą po jej udach i tą, która zalała jej twarz. Jakiś korytarz, drewniane drzwi. Wrzucili ją do celi. Upadła na kamienną podłogę. Skuliła się, ale w przypływie zwierzęcego instynktu przetrwania, odczołgała się pod ścianę i tam zwinęła się w kłębek. Drżała z przerażenia, bólu i poniżenia. Łzy spływały jej po policzkach, piersi tłamsił szloch. Jej żołądek nie wytrzymał i elfka zwymiotowała żółcią na podłogę. Poczuła w ustach smak krwi. Odór wymiocin zakręcił jej w głowie. Spróbowała się odczołgać, co z wielkim trudem się jej udało.
Leżała jak sparaliżowana na podłodze celi, gdy usłyszała, że drzwi znów się otwierają. Spojrzała w ich kierunku i zobaczywszy kolejnego mężczyznę, zebrawszy wszystkie siły, odsunęła się pod ścianę, podkulając nogi. Gdy raną otarła o zimną ścianę, krzyknęła z bólu. Mężczyzna przyjrzał się jej zielonymi tęczówkami oczu. Nie było w nich jednak ani złości, ani żądzy, jak u pozostałych. Zlustrował ją pobieżnie i wyszedł. Po chwili wrócił, niosąc w ręku tacę i jakieś miseczki.

- Chodź tu, opatrzę twoje rany. – powiedział beznamiętnie, jakby czynność tę wykonywał dość często.

Nawet nie drgnęła. Była naga i nadal odczuwała z tego powodu wstyd. Wyglądała jak przerażone zwierzę zagonione w pułapkę przez myśliwskie psy. Powszechnie wiadomo, że takie zwierze jest w stanie odgryźć własną łapę, by się uwolnić. A do czego była zdolna ona?

- Chodź tu. – w jego głosie zaczęła pobrzmiewać irytacja.

Kiedy spostrzegł, że się nie ruszy, sam do niej podszedł i dość gwałtownie szarpnął ją za ramię i odwrócił do siebie plecami. Zaczął je przemywać ziołowym wywarem. Syknęła kilkakrotnie, gdy zapiekło. Gdy czysta ściereczka, kierowana jego dłonią, zsunęła się w okolice jej kobiecości, odepchnęła tę rękę.

- Uspokój się. Nic ci nie zrobię. – powiedział.
- On… też tak mówił… - odezwała się po raz pierwszy zachrypniętym głosem.
- Pfff… a czegoś się spodziewała? – spytał z irytacją, ale nie doczekał się odpwiedzi.

Tym razem mu na to pozwoliła. Kątem oka dostrzegła, jak szybko biel barwi się czerwienią. Zamknęła oczy, gdyż znów zrobiło się jej słabo.
Przemywanie ran zajęło jeszcze sporo czasu. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem. Gdy zielonooki skończył swoje zadanie, zostawił jej na podłodze miseczkę z jedzeniem i dzbanek wody.

- Jestem Tarmas. – odezwał się na odchodne do leżącej znów na ziemi elfce. Zawahał się, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Zamknął za sobą drzwi. Usłyszała jeszcze chrobot zasuwy i oddalające się kroki.

Zapłakała nad swoim losem. Ból. Krew. Szok. Leżała zwinięta w kłębek. Nie wiedziała kiedy, zasnęła. Śniły się jej koszmary. Parokrotnie budziła się zapłakana, przerażona nie wiedziała gdzie się znajduje. Ból jej przypominał, że to czego doświadczyła, nie należało do sfery koszmarów. Że była to rzeczywistość – rzeczywistość, której będzie doświadczać przez bardzo długi czas.
[/b]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania o naszych bohaterach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin