Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna www.portalfantasyrpg.fora.pl
Forum gier RPG Portalu Fantasy
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Masakra w Pieta

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania o naszych bohaterach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Triinu
Administrator
Administrator



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 6244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:14, 21 Lis 2011    Temat postu: Masakra w Pieta

(chronologicznie rzecz dzieje się dwa lata przed wydarzeniami z II scenariusza)

W świątyni panował chaos. Ludzie byli dosłownie wszędzie. Wszyscy, bez najmniejszej różnicy: kapłani, czy pomniejsi członkowie wspólnoty – dosłownie wszyscy w panice poszukiwali ratunku, miejsca gdzie mogliby się schronić. Pośród na wpół urywanych rozmów dało się posłyszeć hasła, że „ przebieg głównej ceremonii został przerwany przez wtargnięcie wroga…”. Jakiego wroga? Był on jeden czy było ich kilku, a być może nawet kilkunastu? Trudno było ustalić jedną wersję wydarzeń, które rozegrały się tak nagle – zresztą nie był ku temu czas, ani miejsce.

Każdy pragnął ocalić swoje życie, co poniektórzy decydowali się oddzielić od pozostałych i korzystając z chwili zamieszania zakradali się do mijanych komnat. Ich celem nie było ratowanie własnego życia – lecz czegoś co cenili ponad nie, przysięgając na to wierność i oddanie. Symbolem wartości w które wierzyli, pokładali wszelkie nadzieje były grube tomiszcze ksiąg, woluminy po które z narażeniem życia decydowali się ratować. Jednakże nie chodziło tu bynajmniej o wartość papieru oprawionego w drewniane bądź cielęce skóry lecz o zawartą w słowach stanowiących owe dzieła wiedzę i mądrość…Wiedzę, do której dostęp i świadomość której mieli jedynie nieliczni…Oni byli tymi nielicznym, a wśród nich byli jeszcze i tacy „wybrańcy”, dla których najświętszym obowiązkiem było oddać życie w obronie tychże ksiąg które tak pospiesznie wertowali, przekładali tym samym decydując które z nich, będąc najważniejszym zasługują na ocalenie…

Minął jakiś czas, a pomiędzy uciekającymi w popłochu ludzi przedzierali się inni, biegnący w przeciwną stronę…Byli to specjalnie wyselekcjonowani wojownicy, których zadaniem było stanie na bezpośredniej straży nie tylko najświętszych, najcenniejszych ksiąg ale także oddanych im ludzi.

Młodzieniec, zbliżający się już swym wiekiem do osiągnięcia pełnoletniości dotąd uciekający wraz z pozostałymi zatrzymał się. Pośród zewsząd panującego zamętu dostrzegł stojącą z boku postać mężczyzny. W przeciwieństwie do pozostałych nie reagował w żaden sposób: ani nie uciekał w popłochu, ani nie ruszał do ataku na wroga wraz z pozostałymi wojownikami. Zupełnie opanowany stał z boku, z założonymi za siebie rękoma i obserwował wszystko to co się wokół rozgrywało. Spod jego ciemnobrązowych włosów, opadających częściowo na twarz widać było spojrzenie jego szarych, niemalże całkowicie białych oczu. Widać było w nich pewien błysk, a na twarzy malował się lekki, znaczący uśmiech…Zupełnie jakby wszystko było spektaklem - odstawianym właśnie dla niego…on sam zaś był jedynie widzem.

Był on dobrze znany młodzieńcowi, który tak bacznie go obserwował. Nie rzadko bowiem, swego czasu bywał gościem u jego mistrza…Razem pracowali nad jakimś projektem, w który opiekun chłopca nie zamierzał wtajemniczać. Czasem tylko zlecił mu wykonanie drobnych obliczeń astrologicznych, wykonanie odpowiednich schematów…czemu jednak miały one służyć? Nie wiedział.

Zebrawszy się w sobie uczeń startego mistrza przedarł się przez tłum i podszedł do mężczyzny o jasnych oczach.
-Panie Mikkal, co pan tutaj robi? Dlaczego pan nie pomaga…tylko tak stoi? Na co pan czeka?...- niemalże wykrzyczał do niego.
Tamten po raz pierwszy zwrócił do niego swoją twarz i uśmiechnął się do niego jeszcze bardziej.
-Dziś jestem tu tylko widzem…-oznajmił mu, a właściwie utwierdził we wcześniejszych przypuszczenia.
-Widzem?! Myślałem, że jest pan…- jego głos zamarł. Musiała minąć chwila, nim uścisk trzymający jego gardło minął, by mógł wypowiedzieć jeszcze jakiekolwiek słowa. – Dlaczego pan nic nie zrobi?...Przez wzgląd na mojego mistrza…ludzi, którzy tutaj giną? Czyż nie łączy ich z panem ta sama sprawa?
Mikkal przez dłuższą chwilę nie odpowiadał wcale po czym oznajmił tonem zimnym co spojrzenie jego jasnych oczu.
-Przeznaczeniem was wszystkich, a także i twoim jest…zginąć tu i teraz…
Widząc rozszerzone oczy chłopca jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, przybierając bardziej groteskowy niż złowieszczy wygląd.
-I jak ci się obserwuje przedstawienie, znając przed jego końcem jego zakończenie?... Nie, nie bój się. To nie ja będę tym, z którego ręki zginiecie…Tak jak wspomniałem: dziś jestem tylko widzem – tak neutralnym jak tylko mógłbym…powinienem być. Choć, poznasz główną gwiazdę dzisiejszego wieczoru…-dodał obejmując go ramieniem i prowadząc przed siebie, w kierunku głównej sali świątynnej, gdzie rozpoczęła się masakra.

Po drodze mijali ludzkie ciała zarówno tych, którzy zbyt ranni uciekając wykrwawili się po drodze lub też zostali stratowani na śmierć przez spanikowany tłum. Najgorzej było spoglądać na ciała tych, których oblicza pozostawały wystawione na bezpośredni widok…Wykrzywionymi w potwornym grymasie: z wytrzeszczonymi oczyma, ustami zastygłymi w niemym krzyku przywodzili na myśl koszmarne, senne widziadła…Za nimi usłyszeć można było krzyki wciąż mordowanych ludzi – teraz stawało się oczywiste, że dla nich nie było nadziei na ratunek…Przeszło mu przez myśl, że mógłby być wśród nich, ginąc razem z nimi…ale zaraz! Przecież Mikkal powiedział, że i on zginie…że i dla niego nie ma żadnej nadziei.

Dotarli w końcu do głównej świątynnej sali, która zapraszała ich do środka szeroko rozpostartymi wrotami, na których aż roiło się od krwawych śladów rąk, tych, którzy już zginęli. Z wewnątrz dobiegały odgłosy walki. Początkowo sam w sobie opierał się by podejść bliżej, zajrzeć. Jednak w pewnym momencie, pojawiła się w nim swego rodzaju śmiałość…Być może wpływ na to miała „bliskość” Mikkala, a być może poczuł w sobie drzemiącą w nim…ciekawość, która teraz właśnie wzięła górę nad jego postępowaniem.

Przekroczywszy próg dostrzegł ogrom ciał zabitych – było ich znacznie więcej niż w korytarzu, którym tutaj podążali…Kobiety, mężczyźni, ludzie w jego wieku – uczniowie, którzy polegli tutaj razem ze swoimi mistrzami oraz innymi członkami wspólnoty…Niegdyś piękne malowidła przedstawiające sceny sprzed Czasu Chaosu…Nawiązujące do wydarzeń sięgających pradziejów teraz zamazane były (podobnie jak większa część ścian pomieszczenia) ludzką krwią. Dostrzegł także i JEGO- tego, kto stał za śmiercią tychże kilkudziesięciu osób, które w jakimś stopniu znał. Cały jego strój, jeszcze do niedawna cały jedynie czarny mienił się teraz ciemną nutą szkarłatu krwi. Jego dłonie, szyja twarz –wszystko pokryte było intensywną czerwienią krwi…Podobnie jak jasne włosy, które pozlepiane lepką, czerwoną substancją przylegały do jego twarzy, szyi…Jedynym co się w chwili obecnej odcinało od fizjonomii jego twarzy były jasne oczy o bursztynowych tęczówkach. Stanowiły one istny kontrast dla żywej czerwieni, którą był cały pokryty…
Jego twarz zdradzała radość i satysfakcję z zadawanej śmierci, bólu, cierpienia…Po spojrzeniu jego oczu, subtelnym uśmiechu jaki malował się na jego twarzy widać było…jak bardzo lubił to co robił.

Zajęty walką z „niedobitkami” strażników nie zwracał uwagi na młodzieńca, oraz jego towarzysza. Ruchy jakie wykonywał w walce wydawały się być nie tylko niezwykle szybkie, ale i płynne. Z niesłychaną wprawą wykorzystywał ruchy przeciwników przeciw nim samym, a także ich towarzyszom –tak iż bardziej ginęli z rąk własnych towarzyszy niż przeciwnika.
-Kim on jest? –wyszeptał chłopiec.
-Różnie go zwą…- odpowiadając uśmiechnął się tajemniczo. -…W Bractwie znany jest jako Krwawa Klinga, sam widzisz dlaczego…Czasem zwą go także Tancerzem Wojny, bądź Voghnem o Subtelnym Uśmiechu…
Usłyszawszy jego przydomki chłopak uświadomił sobie, że choćby raz w życiu słyszał o nim. Gdzieś pośród rozmów ludzi ze wspólnoty przewijały się - nie wiedział jednak wtedy kogo oni dotyczą.
Tymczasem ostatni ze strażników padł na stos ciał swoich towarzyszy…Teraz, po raz kolejny zaciskając dłonie na rękojeściach swoich mieczy bursztynooki zwrócił się w stronę arcykapłana, który z przerażeniem na twarzy usiłował wciskać się w kąt sali. Mężczyzna ruszył w jego stronę…
-Nie…proszę oszczędź…oszczędź…-dało się posłyszeć błagalne pojękiwanie człowieka, który liczył, że uda mu się wzbudzić w oprawcy chociażby iskrę współczucia. Nie udało. W Odpowiedzi dało się posłyszeć szczęk ostrzy, odgłos rozcinanego ciała, głuchy odgłos z jakim odcięte głowa spadła na podłogę.
Nie panując nad swoim przerażeniem młodzieniec westchnął…Ciut za głośno. Napastnik obrócił się przez ramię i spojrzał w jego stronę. Dostrzegł w jego oczu błysk, którego znaczenie bardzo dobrze znał…Całkowicie obrócił się w jego stronę, na jego twarzy widać było nieprzyjemny uśmiech. Chłopak czuł narastające w nim uczucie strachu, bezsilności, beznadziejności.. .Chciał zwrócić się do Mikkala, nie wyczuwał już jednak jego obecności. Został sam. Chciał żyć, ale wiedział że nie jest w stanie z nim walczyć, próba ucieczki, także nie zakończyła by się sukcesem. Pozostawało zatem pogodzić się ze swoim przeznaczeniem.
Krwawa Klinga był coraz bliżej. W końcu zamachnął się przygotowując się do zadania ostatecznego ciosu. Młodzieniec zamknął oczy…całkowicie podporządkował się swemu przeznaczeniu.

***

Voghn wymierzył cios, który miał pozbawić dzieciaka życia. Ku jego zdziwieniu ostrze jego miecza napotkało sprzeciw. Jeszcze w większym zaskoczeniu był ten, który właśnie miał zginąć –a jednak żył! Przynajmniej na razie…Bal się otworzyć oczu, jednak ostatecznie zrobił to – powoli rozchylił powieki. Ujrzał stojącego przed nim półsmoka, wciąż trzymając tuż obok jego głowy zawieszone w powietrzu ostrze kopesha. Jak się potem wcale nie było zawieszone w próżni –lecz wsparte o ostrze innego miecza…”Czyżby Mikkal zdecydował się zaingerować w <przedstawienie>?”- pomyślał.
Tancerz wojny zsunął w bok ostrze swojej broni, cały czas przyglądając się temu, kto ocalił chłopakowi życie.
-Xavier, co ty tu u licha robisz? –zapytał w końcu półsmok.
-Spóźniłem się…chciałem cię powstrzymać, ale się spóźniłem…Uratowałem garstkę ludzi u wejścia – tych, których nie zaszlachtowali twoi ludzie…Nie mniej jednak nie osiągnąłem tego co zamierzałem udając się na miejsce..
Chłopak przekrzywił głowę i spojrzał w oblicze, tego który uratował mu życie. Był to człowiek w trudnym do określenia wieku, nie mniej wyglądał na młodszego niż zapewnie był. Miał ciemne włosy, nieco przyprószone siwizną; pomału powiększające się zakola na czole. Ale tym co przede wszystkim zapadło chłopakowi w pamięć i przykuło jego uwagę były jego oczy. Mężczyzna miał dobre oczy…kimkolwiek był.
-Powstrzymać? Mnie?...-mężczyzna zaśmiał się. –O czym ty mówisz, dobrze wiesz jaki był plan, rozkazy…Wszyscy mają zginąć…
Jego rozmówca westchnął i także w końcu opuścił broń. Nie chował jej jednak – nadal nie miał pewności czy przekona rozmówcę do swoich racji. Młodzieniec poczuł się swobodniej – jeśli można tak było w tej sytuacji powiedzieć…Bez względu na to, czy tak czy nie tak się właśnie poczuł…
-Twój problem Voghn polega na tym że zawsze wykonujesz jedynie rozkazy…Jesteś świetny w swoim fachu, jednak tak ślepo posłuszny. Gdybyś tylko wyzbył się swojej służalczości i zaczął myśleć samodzielnie byłbyś doprawdy niezastąpiony…
-A ty niby kurwa co? Służysz…nie ty jesteś jednym z tych, których moim zadaniem jest bezwzględnie słuchać?
-Tak było do czasu gdy nie poznałem prawdy…
Półsmok spojrzał na niego z zaciekawieniem, bez słowa jednak czekał, aż jego rozmówca wyjaśni mu wszystko.
-Nowe Millenium jest rozbite i to bardziej niż ci się wydaje. Tu już nie chodzi o pomniejsze odłamy takie jak ten, które każemy dla własnej wygody eliminować takim ludziom jak ty…Nowe Millenium zatraciło się w swoich celach, wielu z tych którzy na prawdę je tworzą zdradziło dawne ideały…Tu nie chodzi już o zgłębianie tajemnej wiedzy…oni chcą przewrócić światu upadłych…chcą znów sprowadzić ich do naszego świata i oddać go im we władanie. A co kolejny ma to zupełnie inny pomysł…
Mężczyzna spoglądał na niego z niedowierzaniem w oczach, mag jednak kontynuował:
-Zdrada i intryga gonią kolejne: już wcześniej wiedziałem by uważać z zaufaniem jakim obdarzam ludzi, którymi się otaczam…mamy jednak w swoich szeregach zdrajców pośród zdrajców…Wiesz był tu Mikkal…
-To prawda był tu ze mną! – chłopak żywo to potwierdził. Zaraz jednak gdy poczuł na sobie ich wzrok ugryzł się w język Bursztynoooki spojrzał na swego rozmówcę, jego wzrok wyraźnie ożywił się.
-Widzę, że i dla ciebie jest to zaskoczeniem…
- Co on zamierza?
- Tego na razie nie udało mi się ustalić…
-A ty niby po czyjej jesteś stronie? –zapytał, a jego głosie słychać było ton podejrzliwości.
-Po swojej…-powiedział spoglądając mu głęboko w oczy. – Jeśli chcesz możesz za mną podążyć najpierw jednaj wyrzeknij się tu i teraz posłuszeństwa wobec nich.
-Dlaczego niby mam zaufać właśnie tobie?
W odpowiedzi czarodziej podszedł do niego bliżej i położył na jego czole dłoń. Za pomocą odpowiedniego zaklęcia wydobył z pomiędzy jego podświadomości pewno wspomnienie…Tyczyło się czasów, gdy był jeszcze uczniem Tristrama. Chwili gdy pewnego wieczorów wziął do ręki starą księgę…Obrazy, które wówczas pojawiły się wtedy w jego myślach, niemalże od razu zapomniane teraz znów zawitały w jego umyśle. Nie mniej były nie mniej zrozumiałe niż wtedy. Gdy mężczyzna odsunął rękę od jego czoła powiedział spokojnym tonem:
- Wiem, że nie rozumiesz zbyt wiele z tego co ci pokazałem, powiedziałem…Jednak jeśli tylko zechcesz mogę wyjaśnić ci co one oznaczają… Jesteś bystry: nie raz z tobą rozmawiałem - dlatego wiem, bo nie raz się o tym przekonałem…To powód dla którego zwróciłem uwagę na ciebie, odkąd się u nas zjawiłeś. To nie pieniądze, czy zachwyty nad twoim talentem do walki cię skłoniły by przystać do nas…bynajmniej nie tylko to…Liczyłeś, że uda ci się odnaleźć odpowiedzi na chociażby część pytań, która cię dręczy…Wiesz bowiem, że istnieje ukryta prawda, istniało w tobie pragnienie by ją poznać…Choć po drodze gdzieś wygasło...Rozejrzyj się dookoła! Wszystko co tu widzisz to twoje dzieło! Jesteś dumny? Tym zawsze pragnąłeś się stać?...Grupa przez cały czas wykorzystywała cię do swych celów nie wiele dając w zamian. Dla nich byłeś, jesteś i będzie wyłącznie marionetką, perfekcyjną maszyną do zabijania. Ja dostrzegam w tobie coś więcej, mogę pomóc ci poznać prawdę. Najpierw musisz zrzec się posłuszeństwa wobec nich a obiecać lojalność wobec mnie…nie jako sługa, lecz przyjaciel, towarzysz…
Półsmok odwrócił od niego swój wzrok. Przez bardzo długą chwilę rozejrzał się po leżących dookoła stosach zwłok. Towarzyszący my czarodziej i młodzieniec przyglądali mu się w milczeniu i zarazem napięciu, mając nadzieję, że podejmie decyzję…Po raz pierwszy, od dłuższego czasu swoją samodzielną decyzję dotyczącą wszak jego przyszłości.
„Marionetka...Maszyna do zabijania…czy tym się pragnąłem stać?”- powtarzał w myślach słowa rozmówcy i…zwątpił w siebie, bo właśnie w tej chwili zdał sobie sprawę z tego, że…zawierały w sobie jedynie prawdę. Powróciły wszystkie wspomnienia z czasów, gdy opuszczając Tristrama i Avenie podjął swoją własną wędrówkę. Potem przyszło uczucia rozczarowania sobą samym. Wewnątrz czuł dziwne uczucie, które bardzo trudno było mu opisać.
-Xavier..- powiedział w końcu nie odrywając wzroku znad ciał.
-Tak?
-Jak ty sobie to wyobrażasz?...Tę walkę z nimi?...Wszak bylibyśmy sami…
Mag uśmiechnął się, było jasne że choć półsmok nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi, tak naprawdę podjął już decyzję.
-Mam pewien plan przyjacielu…przy lampce dobrego wina wszystko ci objaśnię…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania o naszych bohaterach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin