Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna www.portalfantasyrpg.fora.pl
Forum gier RPG Portalu Fantasy
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Z Kroniki Upadłych Bogów

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania o naszych bohaterach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Triinu
Administrator
Administrator



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 6244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:50, 03 Gru 2011    Temat postu: Z Kroniki Upadłych Bogów

Opowiadanko składać się będzie z paru części: 2-3. Zalecam przeczytac je dopiero w momencie 4 scenariusza, gdy Yenne wchodzi w posiadanie owej Księgi Upadłych, wtedy będzie to miało fabularny sens Mruga


Ciszę nocy przerywały ich znaczące westchnięcia, przyspieszone; nieregularne oddechy. Wszelkimi zmysłami stara lisie chłonąc siebie nawzajem, swoją bliskość, z każdym pocałunkiem kradnąc nawzajem swoje oddechy. Im bliżej było ich spełnieniu tym większą ochotę miały ich dusze uwolnić spoza granic ich ciał. Znowu panującą w ich pokoju harmonię przerwało kilka, urywanych, znaczących westchnień. Zaraz potem jej znaczące, przeciągłe jęknięcie symbolizowało zakończenie katu jakiemu oddawały się ich ciała.
Leżeli wtuleni w siebie, chłonąc ciepło swych ciał, wsłuchując się w szepty oddechów. Te wspólne chwile bliskości, bycia sam na sam były jedynymi które pozwalały im oderwać się tę niepewną rzeczywistość, w którą zostali uwikłani. Samo ich uczucie było uczuciem zakazanym: ona należał do Plemienia bogów z Zachodu, którzy razem z Plemionami Północy opowiadali się za nowymi porządkami świata; ona była księżniczką Ludu ze Wschodu, sprzymierzonym z Ludem Południa. Zdradziła swój lud, po to tylko by podążyć za nim, stanąć przy jego boku, wspierać go w walce o jego sprawę. Została za to przeklęta przez własny lud – była boginią wieszczy, jej żywiołem były wizje zsyłane jej przez samą Nadprzestrzeń, które potem zinterpretowawszy i ubrawszy w odpowiednie obrazy zyskała swoim wyznawcom- wszelakiego rodzaju kapłanom i wieszczom. Jej „kara” polegała na szaleństwie, pogłębiającym się za każdym razem gdy chciała mieć wgląd w to, co chciała jej ukazać Nadprzestrzeń. Myśl o tym, że być może całkowicie kiedyś jej umysł zostanie całkowicie pochłonięty przez tę mroczną, nieopanowaną siłę której nie mogła powstrzymać przerażała ją.

-Tuathalu, moje słońce i gwiazdy....-odezwała się do swego ukochanego swym melodyjnym głosem. W czułym geście gładząc jego ramię, zaraz potem opierając na nim swoją głowę. Jej długie, mlecznobiałe włosy „rozlały” się swobodnie okrywając ich ciała miękkim niczym mgła płaszczem. –Nie walcz...wycofaj się z walki...Przeciwstawienie się odwiecznym prawom Wszechświata doprowadzi nas ku niczemu innemu jak zgubie...

Uniósł się nieco na swym miejscu i spojrzał w jej jasnobłękitne, niemalże białe oczy.
-Saraid, mój księżycu nie mogę się wycofać...zrezygnować...Poprzysięgłem Pani, której jestem winien lojalnie, bezsprzecznie złożyć swój los w jej dłonie...Skusiłem obietnicami mój lud, nie mogę się wycofać. Straciłbym swój honor, oraz doprowadził do niechybnej zguby, nas obojga...Myślałem, że pogodziłaś się już z tą myślą, czemu chcesz zatem odwieść mię od tego?

-Miałam wizję, tą z „samoistnych”....Widziałam przyszłość, bardzo odległą przyszłość...

-Tą, gdy wreszcie wojny pomiędzy nami bogami ustaną? Gdy nastanie Nowy porządek Świata?...

-Jeszcze dalsze....-odparła mu z niepokojem, wtulając głowę w jego pierś. Po dłuższej chwili zadecydowała się ponownie zabrać głos: My zrodzeni z przedczasów, długie lata, stulecia, tysiąclecia pogrążeni będziemy w nieświadomym śnie. Kolejne pokolenia czekać będziemy po to by się wreszcie z nich przebudzić przebudzić. Uwięzione dusze części z naszych braci i sióstr wołać będą z otchłani.
W końcu wszystko rozstrzygnie czas gdy zmierzą się ze sobą dwie odwieczne siły dobra i zła. Biada jednak tym, którzy pokładą swoje zaufanie temu, który ma krew własnych braci na rękach, gdyż nie służy on nikomu prócz siebie. Ta, która ma umrzeć odrodzi się ponownie. Wtedy niczym najjaśniejsza gwiazda rozbłyśnie – dawno zapomniana potęga, otworzone zostaną wrota do tego co zazdrośnie strzeżone. Nadejdzie nowy czas, lecz to do kogo należeć on będzie zadecydują, ci którzy znajdują się pomiędzy światłem, a mrokiem.

****************************************

Jedynym przedmiotem w jej komnacie było łoże swoim kształtem przypominając wąską łódź, zawieszoną na cienkich niczym pajęczyna liniach przytwierdzonych do słupa. Sprawiał on, że „łoże” unosiło się ponad taflą wody, pod powierzchnią której odbijały się niezliczone obrazy pochodzące z wszelkich śniących umysłów. Na żadnej ze ścian nie znajdowało się żadne z okien, ani drzwi. Do pomieszczenia wchodziło się poprzez ścianę uprzednio zmieniając materialną strukturę zarówno jej jak i siebie. „Oknem” był znajdujący się w sklepieniu sali otwór, przez który dostrzec można było oblicze nigdy nie zachodzącego księżyca. Z niebios, niczym spadające gwiazdy wpadały krople niczym deszczu. Były nimi nic innego jak pojedyncze szepty będące w rzeczywistości materializacjami śmiertelnych pragnień, oraz objaw. Z nich ona – pani tego hermetycznego świata, istniejącego w obrębie jej komnaty tworzyła sny, których odbicia dostrzec można było pod powierzchnią wody. Tak jak jej ojciec była panią snów, jednak jej domeną było zsyłanie nie tylko snów przyjemnych, lecz przede wszystkim koszmarów. Pani Nocnych Koszmarów – tak ją zwano, córkę bogini wojny którą śmiertelni zwali Badb. Jej własne brzmiało Tuilelaith i oznaczało nikogo innego jak właśnie „księżniczkę”, „panią”, „władczynię”.

Wkroczył do jej komnaty – jej świata bez pozwolenia. Miał tę czelność, nie mniej nie chcąc przedwcześnie zdradzać swojej obecności kroczył ku niej ostrożnie stawiając swoje stopy na tafli wody, uważając by żadna kropla, żadne zmącenie sennych wizji nie skupiło na nim jej uwagi. Była jednak tutaj panią –jej nie dało się oszukać...

-Arthfael...-wyszeptała imię swego zaufanego sługi.

-Wybacz pani...Nie wiedziałem, że „śnisz”...Nie chciałem zakłócać żadnej z twoich „kreacji”...


-Moja uwaga jest znacznie bardziej podzielna niż ci się wydaje...-odparła nadal nie odrywając swego wzroku od bladego oblicza księżyca.

Nastała chwila ciszy Arthfael, Książę Niedźwiedzi spojrzał pod swoje stopy i zafascynowaniem przyglądał się zmieniającym się pod taflą wody obrazom. Widząc zmianę w tym co obserwował zaśmiał się.

-To był całkiem udany sen...Musiałaś w niego zaingerować?....

Na jej twarzy rudowłosej bogini pojawił się charakterystyczny uśmiech.
-To jest mój świat – podkreśliła. –Jestem jego kreatorką mam prawo decydować co się w nim wydarzy...Gdy zwyciężymy dawnych bogów i podzielimy Nadprzestrzeń i Leunion zostaną ze sobą nierozerwalnie połączone – zniknie pomiędzy nimi granica...Światy bogów, umarłych o raz śmiertelnych połączą się z sobą nierozerwalnie przeplatając.
Istnienie będzie doskonalsze, bowiem polegać będzie jedynie na istnieniu podświadomości, która jest większą potęgą niż materialne ciało. W końcu istnienie jaźni jest czymś nieuchwytnym, istniejącym samo przez się. Ciało można unicestwić, umysł nigdy...Co najwyżej można go tylko uwięzić, ale w końcu znajdzie sposób by się uwolnić, bowiem nie jest tak ograniczony jak ciało...W nowym świecie nie będzie zatem śmierci, bowiem wszyscy będziemy nad istotami kreującymi świat i to co go tworzy według własnych wizji, dowolnie zmieniać go jeśli taka będzie zachcianka...kaprys....Nie będzie rzeczy niemożliwych, bowiem wszystko będzie dozowane, możliwości będzie bez końca i nic nie będzie nas ograniczać! Nic, rozumiesz?! Być bogiem absolutnym, czyż to nie wspaniałe uczucie?

-Tak, ale jeśli każdy będzie mógł być kreatorem, zwłaszcza jeśli możliwość tworzenia umysłom śmiertelnych czyż nie zaprowadzi to zbytniego chaosu wśród form....Nie prowadzi do zbytnich ich konfrontacji ? To może prowadzić w przyszłości do kolejnych konfliktów, tym razem na płaszczyźnie niematerialnej....

Po raz pierwszy Pani Nocnych Koszmarów spojrzała na niego i uśmiechnęła się znacząco.

-No tak...-sam sobie odpowiedział. – Nie ma przecież utopii idealnej, musi być ktoś kto nad tym wszystkim będzie panował....

-Nie zachowuj się tak jakbyś usłyszał o tym po raz pierwszy. Rozmawialiśmy o tym niezliczoną ilość razy...A może ten układ nie odpowiada ci? Owszem nie będziesz nawet współ bogiem absolutem ale będziesz przecie nadal moim najbardziej zaufanym...

Znów lekko spuścił głowę i uśmiechnął się do siebie. Kto wie co wtedy miał na myśli, skoro w jego umysł nie miała prawa wejrzeć nawet ta, którą zwano Panią Nocnych Koszmarów.
Wtem ich spotkanie zostało zakłócone przez wtargnięcie młodej bogini, uczennicy Arthfaela.

-Deirdre...-wycedził przez zęby jej imię. Młoda bogini, napotkawszy jego karcący wzrok spojrzała pod stopy na taflę wody, na rozgrywający się pod jej stopami, przesycony erotyzmem sen. Na jej policzkach pojawił się wyraźny rumieniec, zarówno przez wzgląd na to co ujrzała (choć już dziewica przecież nie była i nie jednej pokusie uległa), jak i przez fakt skarcenia ją przez swego mistrza w obecności Pani.
-Wybacz panie...pani...Chciałam tylko oznajmić, że zebranie rozpoczęło się. Wszyscy zroszeni stawili się już...

-Dobrze- odrzekła Pani uprzedzając kolejną ripostę swojego twoarzysza. –Przekaż im, że zaraz do nich do nich dołączymy...A ty drogi Arthfaelu nei powinienś być tak surowy względem swojej uczennicy. Wszak ma zaledwie dwa tysiące lat...

Dziewczynie zrobiło się miło, że ta którą zwali Panią wzięła na siebie jej stronę...
-Postaram się Pani...

***********************

Weszła do sali rozglądając się po obecnych wzrokiem pełnym dumy i wyniosłości. Choć w walce pomiędzy młodszymi bogami, takimi jak ona a starymi brało udział wielu bogów w sami znajdowali się jedynie ci, którym ufała najbardziej. To pod ich dowództwem znajdowali się pomniejsi rangą, podlegli im rangą bogowie. Czasem też wykorzystywała ido „zagrań” pomiędzy potężniejszymi bogami, sojusznikami...a nawet wrogami.
Po jej prawicy zasiadał Arthfael, oraz jego uczennica Deirdre...choć nie było tajemnicą, że była także kochanką swojego mistrza....Była to jeszcze młoda naiwnie patrząca na wiele spraw tego świata boginka, ślepo wpatrzona w swego mistrza, w którego oczach nie była nikim więcej jak tylko popychadłem...

Po lewej stronie Pani Nocnych Koszmarów zasiadał bóg, książę Zachodnich Plemion Tuathal, oraz towarzysząca mu oblubienica Saraid. Podczas zebrania była mu tylko towarzyszką, bowiem to jej ukochany zaraz po tym jak został wskazany zabrał swój głos. Podczas gdy Tuathal informował Tuilelaith o stanie swoich wojsk, lojalności podległych mu bogów białowłosa, jasnooka bogini powiodła wzrokiem po zebranych.
Wszyscy jesteśmy zgubieni, nasz los jest przypieczętowany bez względu na to jaką drogę obierzemy...Wiele pokoleń, setek, tysięcy lat nasze dusze błąkać się będą w ciałach śmiertelnych inkarnacji. Być może większość z nas zatraci swoje jestestwo, przegrywając walkę z silniejszą osobowością obecnego wcielenia...A co potem? Czy i zawodzenie naszych dusz słyszę w swoich wizjach? - rozmyślała Saraid przez cały czas gdy przemawiał Tuathal. Gdy ponownie zajął miejsce obok niej uśmiechnęła się do niego, jej dłoń powędrowała pod stołem i odnalazłszy jego dłoń zacisnęła na niej swoją. Choć śmiały się do niego także i jej oczy w myślach pomyślała: I ciebie mi przyjdzie stracić, Pierwsi tylko raczą wiedzieć na jak wiele wcieleń...

Kolejną osobą która zabrała głos była również młoda bogini, aczkolwiek będąca w pełni swoich mocy – Muireann, bogini ułudy.
-Swymi obietnicami wprowadzam zamęt pomiędzy dwoje serdecznych braci z Plemion Południowych. Przybieram postać starca i szepczę jednemu z nich zwycięstwo, potęgę oparta na prawach które sam ustanowi, że świat rządzony przez niego będzie światem pokoju bowiem każdy ze śmiertelnych zawiesi broń na całe pokolenia bowiem nowym narzędziem rozwoju cywilizacji śmiertelnych będzie mądrość. Udaje się do drugiego z braci i pod postacią jego zmarłej żony ukazuję mu się w snach obiecując mu, że tylko zwyciężając zdolny jest dotrzeć do tajemnicy, ukrytej nawet przed większością bogów, która pozwoli mu odzyskać ją...Wyrwać z okopów jej obecnego śmiertelnego wcielenia i powrócić mu jako boginię...Wszystko to są tylko kłamstwa oparte na ich pragnieniach, które doprowadzą ich do zguby. Tak jak zagrzewam ich wojska do walki obiecując każdej ze stron zwycięstwo tak i im obiecuję spełnienie choć i tak dopełni się to co stać się musi: brat zabije brata...

Ostatnimi, którzy zabrali głos w naradzie byli Breasal, bóg wojny. Dość charyzmatyczna osobowość, pełna szaleńczej pasji i zaparcia w dążeniu do celu. Przez co nieco niebezpieczna, dziwiło zatem że Pani decydowała się dopuścić go tak blisko siebie i mianować swoim sojusznikiem – oceniał go młody, siedzący tuż obok niego bóg, który nie zabrał jeszcze głosu.
Breasal to szaleniec pełen pasji, jak na boga wojny przystało rozsmakowany w krwi wojowników. Czym się jednak różnił od takiego Arthfaela?- analizował sytuację. –Tamten choć mniej rozsmakowany w krwi, posiadał broń znacznie potężniejszą: był nią przebiegły umysł. Arthfael znany był ze swej bystrości umysłu, nikt tak dobrze nie potrafił wykrywać, ani wysnuwać intryg jak on sam? Kto zatem mógł mieć pewność co ten tak naprawdę myśli? Czy to może w jego rękach nie jesteśmy wszyscy pionkami? ...albo czy można zaufać na wpół oszalałej bogini wieszcze? Kto wie z jakich powodów trzyma z Tuathalem. Prawdziwa miłość? Niezwykle rzadkie zjawisko wśród bogów...Albo Muireann: skoro podszeptuje naszym wrogom, bądź sprzymierzeńcom, skąd pewność że nie zwodzi także i nas...

-A czy tobie można zaufać?- odezwał się nagle głos w jego głowie. Nie mógł mieć wątpliwości, że należał do kogoś z zebranych. Nie zdradzając się zbyt raptowną reakcją powiódł wzrokiem po zebranych.–Oceniasz wszystkich, ale sam przecież dołączyłeś do nas najpóźniej? W dodatku należysz do bogów wschodu –powinieneś zatem stać za starymi prawami, synu Pożeracza Dusz...

-Kim jesteś: Muireann? Arthfael? A może Tuilelaith, we własnej osobie? –zadał posiesznei pytanie.

-Tym kto ma dla ciebie propozycję...Propozycję nie do odrzucenia...

-O czym ty gadasz? Jaką propozycję? Czemu sądzisz, że przystanę na nią?

Głos roześmiał się: -Widzisz we wszystkich spiskowców, podczas gdy ty sam nim jesteś...Sam fakt, że w ogóle wypytujesz mnie o to świadczy o tym że już jesteś zaintrygowany...A fakt, iż komunikujemy się nawzajem podczas otwartego spotkania naszych sprzymierzeńców także o czymś świadczy...Zarzuciłem grę, a ty wiedząc że jest nieczysta i tak ją podjąłeś...Przyznaj się nie przyszedłeś tu z czystymi intencjami, w ogóle nie wszedłeś w sojusz mając na względzie cel tego spotkania...

Młody bóg uśmiechnął się, ledwo zauważalnie a w jego oczach pojawił się błysk
-Powiedz zatem słowo, daj wskazówkę...

CDN...

---------------------------------------------------------------------------------

Na razie powstrzymalam się przed dodaniem "słowniczka" wyjaśniającego "kto jest kim" - bowiem pewnym postaciom z przekorju całych czterech scenariuszy odpowiada pewien upadły któy pojawia się w niniejszym opowiadaniu...Zapewne większości można się domyslic, ale po ostatnije części rowieję ostatecznie wątpliwości Cool

I taki komentarz na koniec - komnata Pani Nocnych Koszmarów inspirowana była wyglądem poprzez watek graficzny z gry Tension - ale tylko sama grafika pomieszczenia - kreacja psotaci z opowiadania, jest zupelnie inna Uwaga

[link widoczny dla zalogowanych]

http://www.youtube.com/watch?v=dG8FT-C7xJo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Triinu
Administrator
Administrator



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 6244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:29, 08 Gru 2011    Temat postu:

Drzwi do komnaty roztwarły się, młody bóg wszedł przez nie do środka. Musiał istnieć jakiś powód dlaczego jego rozmówca zdecydował się spotkać w jednej z leuniońskich gospód nie bezpośrednio w którymś z miejsc w Nadprzestrzeni. Zasiadł do stołu, po drugiej stronie pokoju, w ciemnym kącie siedziała postać, której całą posturę okrywał długi czarny płaszcz, twarz – maska. Tak jak jego, nie mniej młodzieniec ściągnął ze swojej twarzy maskę i odłożył ją obok na stole

-Cieszę się, że zgodziłeś się przybyć synu tego, którego zwą Pożeraczem Dusz –zabrał głos ten, który zwabił go tutaj. Ton jego głosu był zmieniony – celowo, była to kolejna sztuczka, tym razem magiczna mająca na celu ukrycie jego prawdziwej tożsamości.

-Okazałem ci wystarczająco zaufania przychodząc tutaj...Czyż i ciebie nie powinna zobowiązywać otwartość wobec mnie? Moja maska jest częścią mojej osobowości, twoja iluzją, za którą chcesz się kryć– powiedział z delikatnym kpiącym uśmiechem na twarzy. Cicho zaśmiał się także jego rozmówca.

-Gdy ja i moi sprzymierzeńcy nabierzemy pewności co do tego, że jesteś po naszej stronie ostatecznie włączymy cię do naszego kręgu...Skąd mamy mieć pewność, że informacje jakie uzyskasz naszej współpracy nie przekażesz Pani Nocnych Koszmarów, tym samym zdradzając nas? A może już jesteś tutaj w charakterze szpiega, albo prowadzisz sobie wiadomą grę...

Uśmiech na twarzy młodzieńca o jasnych włosach i bladej cerze poszerzył się . Wyciągnął przed siebie dłoń, zakończoną długimi czerwonymi paznokciami i dotknął maski. Wykonana z porcelany, blado biała niczym jego oblicze posiadała tylko wąskie otwory na oczy i niewielki w miejscu zaciśniętych ust niewielka dziurka umożliwiająca emisję głosu. Jedną jej ozdobą były dwie czerwone, pionowe linie zaczynające się ponad otworami na oczy, oraz ciągnące się przez „policzki” maski. Bawiąc się przedmiotem, przesuwając go po blacie stołu nie mówiąc nic, czekając aż zrobi to jego rozmówca.

-Śmierć Przemierzająca Pola Bitew - tak cię zwą. Jesteś larwą, poczwarką wewnątrz której drzemie potężna istota którą możesz się stać. Jednak twój ojciec na to nie pozwala. Stara się kontrolować twoją moc, jej możliwy rozwój bowiem przeraża go sama myśl o tym, że ktoś zrodzony z jego krwi może stać się potężniejszy niż on sam, że kiedyś powstaniesz przeciwko niemu i zagarniesz to co on uważa za swoją doczesną wartość...Dlatego zdecydowałeś się wziąć udział w Buncie...Zdajesz sobie sprawę z faktu, że bez odpowiedniego wsparcia trudno ci będzie przeciwstawić się władzy ojca. Ten, Który Pożera Dusze, sieje postrach również wśród samych bogów...Cóż się dziwić: ma po swojej stronie potężną Ereshkigal –matkę chorób, zaraz i obłędu. Niegdyś była boginią nocy, jedną z Pierwotnych, ale za jej zbrodnie przeciwko swemu rodowi, oraz ludowi bogów została dosłownie uwięziona na swej ziemi. Pała tka wielką nienawiścią do tego co w Nadprzestrzeni i poza nią, że zwą ją zwyczajnie Obłąkaną Boginią.
Bogowie Najciemniejszych Zakątków Północnej Nadprzestrzeni sieją postrach wśród nawet wśród Pierwotnych Bogów...Nigdy nie obdarzano ich zbytnią ufnością. Dziwi zatem, fakt, że Tuilelaith dopuściła blisko siebie kogoś kto należy do mniej zaufanego ludu bogów w Nadprzestrzeni...

Bladolicy uśmiechnął się:- To wszystko prawda co mówisz, nie mniej jednak nie jestem głupi, doskonale orientuję się w pozycji Tuilelaith i jej zamiarach. Także i jej matka Morrigan, zwana przez śmiertelnych Badb ma podobne zamiary. Nawzajem knują spisek przeciwko Dawnemu Porządkowi jednak każda z nich widzi Nowy Porządek zupełnie inaczej niż chciałaby tego druga. Dlatego spiskują przeciwko sobie, czemu niby sprzymierzeńcy Tuilelaith spotykają się w niewiedzy przed Morrigan? Czemu my, skoro jesteśmy formalnie jej sprzymierzeńcami spotykamy się tutaj incognito, zawiązując spisek przeciwko niej samej? Kto wie czy i my sami, jak tutaj siedzimy nie będziemy prowadzić knowań przeciwko sobie, by tylko osiągnąć cel który sprzyja naszym osobistym pobudkom?

Jego zamaskowany rozmówca zarechotał.
-Zaiste Pożeracz Dusz doczekał się doskonałego syna, słusznie walczysz o należne ci prawo znajdowania się wśród Wyższych Swego Ludu. Bogowie pełni nienawiści i pełni niezaspokojonego pragnienia władzy są tylko marionetkami w naszych rękach. W tym sama Pani Nocnych Koszmarów, choć o tym nie wie...do czasu.... Jeżeli staniesz po naszej stronie jesteśmy w stanie ci to zapewnić...

-Nie- przerwał mu zdecydowanie młody bóg. – Wiem jasno czego chcę. Nie chcę zostać nowym kreatorem świata, to czego pragnę to zepchnąć mego ojca, jego sprzymierzeńców oraz służące im istoty w bezdenną otchłań Nadprzestrzeni. Chcę zając jego miejsce, oraz roztoczyć panowanie nad jego ziemiami. Chcę stać się śmiercią jedyną w swoim istnieniu, która jest ostatecznym sędziom żywotów śmiertelnych...

-Nawet twój ojciec nie ma takiej władzy...To o czym mówisz jest zależne od innych, musiałbyś zdobyć niezbędne ci wpływy, pozbyć się kilku jeszcze potężniejszych od siebie...Nawet ode mnie...

W oczach bladolicego pojawiło się coś niebezpiecznego, coś co przeszyło niepewnością jego rozmówcę. Jego szeroki uśmiech tylko potęgował tylko to wrażenie – przeczucie, że ma się przed sobą istotę pewną siebie, swoich racji i tego że nie cofnie się przed niczym by osiągnąć swój cel. Spodobało się to jego rozmówcy.

-Czy zatem teraz ukażesz mi swoją twarz? –znów odezwał się pewny siebie głos młodego boga. W odpowiedzi jego rozmówca sięgnął po maskę skrywającą jego twarz. Położywszy na niej dłoń powoli ściągnął ją ukazując swoje oblicze...


*************************************


Leżała na łóżku naga, samotna i upokorzona. Czuła ból fizyczny, ale także upokorzenie na samą myśl tego co on jej robił. Nie raz, nie dwa ale całe już lata gdy przebywała u niego na naukach. Mimo to kochała go całym swoim sercem. Był jej mentorem, autorytetem i mężczyzną którego kochała pomimo tych wszystkich rzeczy, które jej robił. Dzień w dzień znosiła jego upokarzania , pomiatanie nią...A to, że nadal nie opanowała zaklęć z księgi X, a to że ciągle myli formuły przydatne dla tego i owego rytuału...że nadal nie wychodzą jej zaklęcia tworzenia, przywołania, a jest przecież boginią do cholery! Ona obrażała go i przynosiła mu wstyd samym swoim istnieniem, wstydził się jej na każdym kroku pośród innych bogów czego nie pomieszkiwał jej okazywać. Nawet w towarzystwie. Jednak ona go kochała, jako swego mistrza, jako mężczyznę.

W końcu wstała z łóżka i podeszła do balii. Podgrzała w niej wodę i weszła do środka. Myjąc się przyglądała się swojemu odbiciu w znajdującym się naprzeciw lustrze. Licznym zadrapaniom, siniakom. W końcu obejmując ramionami nogi zaszlochała. Ileż to razy myślała już o odebraniu sobie życia. Bogowie byli nieśmiertelni, pod tym względem, że nigdy nie starzeli się i żyli dopóty...dopóki im ktoś nie odebrał życia, bądź sami tego nie zrobili. Wtedy odradzali się tam, poza Nadprzestrzenią, jako istoty stanowiące Leunion. Za życia czasem ich boskie moce z poprzedniego wcielania w jakimś stopniu mogły się objawiać w przypadku jakiś nadprzyrodzonych umiejętności. Gdy umierali byli sądzeni już jako śmiertelnicy, nie bogowie. Potem trwali parę pokoleń w Nadprzestrzeni, z dala od świata materialnego, a potem znów wcielali się w jakąś formę życia i tak dziewięć razy, za każdym razem zdobywając nowe doświadczenie, moc która na powrót mogłaby zamienić ich w boga...Albo pozostać już na zawsze w Nadprzestrzeni jako istota nadprzyrodzona, która jeśli zechce może na nowo rozpocząć cykl kolejnych dziewięciu wcieleń. Doskonalić cię. Bądź po prostu trwać w nieśmiertelnych krainach, tak jak trwali Pierwotni – bogowie bezpośrednio zrodzeni ze związku Ojca Niebo i Matki Ziemi, bądź ci którzy posiadali najpotężniejszą moc, choć byli zrodzeni ze związku pośrednich bogów. Tacy bogowie nigdy nie inkarnowali – oni nie potrafili umrzeć, mogli zostać zniszczeni ale nie umrzeć. Ich dusze nie potrafiły ani się wcielać, ani przestać istnieć – nie samoistnie. Mogły za to zostać strącone w Niebyt i pochłonięte przezeń...

Może i ona powinna umrzeć parę razy umrzeć i poodraczać się. Może po cyklu, bądź dwóch stałaby się wystarczająco doskonałą by zostać jego żoną...?
Nie zastanawiając się nad tym więcej wstała i wytarła swoje ciało. Następnie włożyła na siebie czyste ubrania, upięła włosy. Jeszcze troszeczkę makijażu...być może zauważy? Być może tym razem będzie dobry?...Choć trochę...
Opuściła komnatę i znajdując się na korytarzy wieży którą zamieszkiwali zaczęła piąć się po krętych schodach wijących się wokół pradawnego drzewa. Komuś pochodzącemu z Lenuion, nie zaś z Nadprzestrzeni wydawać by się mogło, że jest ono martwe. Wysokie ,powyginane w różne strony, o twardej spękanej korze, bez jakiegokolwiek liścia czy owocu w swojej koronie, na która składało się zaledwie tylko grubszych konarów, trochę suchych gałęzi . To dlatego wieża nie posiadała dachu - sklepienie musiało pozostać otwarte by wydostać się mogła ku niemu korona drzewa, niczym sięgając ku rozpościerającym się gwiazdom. O życiu wciąż tlącym się w drzewie świadczyły, prześwitujące pomiędzy spękaniami w korze bursztynowe, świetliste symbole o motywach wijących się, swobodnych linii na całej długości drzewa tworząc świetlistą „mozaikę” na całej koronie drzewa. Bardzo lubiła to drzewo, bowiem wydawało jej się, że w tym świecie nieśmiertelnych jest równie samotne, zniewolone jak ona sama.

W końcu dotarła do właściwej komnaty. Siłą woli rozpaliła wszystkie znajdujące się wewnątrz świece, pomieszczenie wypełniły komnatę bursztynową poświatą swego blasku. Wokół na regałach, komodach znajdowały się swoje manuskryptów, woluminy ksiąg, pokryte nimi było biurko - całe wręcz pomieszczenie w nich tonęło. Zasiadła do swej pracy. Zasiadła do roztwartej księgi i zrobiwszy sobie obok niej miejsce położyła drugą – czystą i umoczywszy piórko w inkauście zaczęła przepisywać. W końcu na tym jej praca miała polegać: przepisując miała się uczyć, poznawać...Niczym w transie przepisywała jedną stronę za drugą. W końcu uwagę jej przykuły pojawiające się często w tekście pewne słowa. Nachyliwszy się nad woluminem przeczytała stronę jeszcze raz, potem jeszcze cofnęła się do pozostałych stron które ukończyła, Dopiero wtedy dotarło do niej to czym tak naprawdę zapełniała stronę. Magiczne formuły, słowa...W końcu wertując strony natrafiła na pewien schemat magiczny, znajdujące się na nim symbole upewniły ją z czym ma do czynienia. Wiedziała, że księga którą ma przed sobą jest heretycka, wiedza w nie zawarta była dostępna tylko najwyższym. Ani ona, ani jej mistrz...nikt inny z bogów nie powinien mieć do niej dostępu. Nie była to na pewno księga, nad którą pracowała do tej pory. Ktoś ją musiał tutaj położyć, jakoś musiała się tutaj znaleźć. Nie chciała wierzyć by jej mistrz...przecież to oznaczało by zdradę wobec Pani...
Nagle poczuła za sobą czyjąś obecność, wcześniej nie wyczuła by był tu ktoś jeszcze poza nią. zanim się jednak odwróciła usłyszała za sobą głos:

-Jak wiele przeczytałaś? –glos był lodowato zimny.

-Niewiele, raptem parę stron...Ja naprawdę niewiele z tego wszystkiego rozumiem – tłumaczyła się rozpaczliwie.

-Kłamczucha!

-Ale ja naprawdę...- nie zdążyła dokończyć, poczuła silny cios sztyletem. Czuła rozchodzące się od rany ciepło, które pokrywało jej suknię. Nieznacznie udało jej się odwrócić w jego stronę. Zaraz potem ujrzała przed oczami ciemność, która przesłoniła jej świat. Umierała, a w ostatnich chwilach swego życia – tego życia powróciła myślami do tego o czym myślała podczas kąpieli. Do tego o czym myślała dość często.
Czy gdy się odrodzi stanie się lepsza? Doskonalsza? Czy wtedy ją pokocha? Czy będą razem, szczęśliwi?Tak odeszła Deidre, tej które imię oznaczało „Smutek” naznaczając tym samym jej życie, tak jak pozostałe kolejne....Młoda bogini rozpaczy.


**********************************


Muireann starała się zakradać najciszej jak to było możliwie najciszej...Znalazłszy się tuż przy komnacie uchyliła jej drzwi, tak by lepiej słyszeć o tym o czym rozprawiało dwoje mężczyzn. Próbowała dyskretnie zajrzeć do środka by dowiedzieć się kim są rozmawiający ze sobą mężczyźni. Niestety siedzieli w takim miejscu, w którym było dostrzec ich postaci, twarzy. Nie chcąc bardziej ryzykować niż to było potrzebne bogini nie otwierała szczerzej drzwi, jedynie przysłuchiwała się toczonej rozmowie.

-...Ostatnimi czasy udało nam się pochwycić kilku ze zwiadowców Morrigan, którzy starali się przemycić zdobyte informacje na temat poczynań jej córki, Tuilelaith.

-A zatem Matka Wojny wie, że jej córka zajmuje się również poczynaniami wobec niej- odpowiedział drugi głos.

-Ty naprawdę wierzyłeś, że o tym nie miała żadnego pojęcia? Przez pewien czas zapewne tak, ale już od dłuższego czasu wie co się dzieje. Nie mniej prowadzi z własną córką „grę”, stara się by córka nie dowiedziała się, że każde jej posunięcie jest śledzone przez matkę. Stara Morrigan, ma swoich szpiegów nawet pośród sojuszników, którym tak bardzo stara się ufać Tuilelaith. Co więcej ma poparcie wśród swoich sojuszników. Pewnym osobom wcale nie zależy by młodziutka bogini zdobyła władzę, co więcej jest temu przeciw także jej ojciec...

-Myślałem, że Pierwotni starają się nie wchodzić w kontakty z tymi bogami, którzy deklarują czynny udział w buncie. Wszak działają przeciwko nim! Nie jest tajemnicą, że Morrigan pokłada ogromne nadzieje w buncie – liczy bowiem, że jej wpływy zwiększą się...Nie chce już pozostawać „boginią z Północy” a to zagraża pozycji wielu z wyższych...

. –Czasem pertraktuje się z naszymi przeciwnikami, tymi oczywiście którzy decydują się przystać na pewne warunki. Wiadomo nie otrzymają dokładnie tego do czego darzą stając po stronie Buntowników. Za pomyślną, lojalną współpracę mogą otrzymać dość atrakcyjne propozycje, na które trudno jednak odmówić, pozostać obojętnym. Czasem zatem warto zdradzić swojego dawnego towarzysza broni, krewnego, nawet córkę by dostać to co nas usatysfakcjonuje. Tylko pierwotnie świat bogów był idealne, z czasem gdy pojawiło się więcej pomniejszych bogów , gdy przychodziły coraz to nowsze pokolenia pojawiało się więcej intryg. Ciągłe walki o władzę, wpływy, zdrady – tak naprawdę przedstawia się świat bogów. Ci, którzy istnieją w Leunion , nawet nie zdają sobie sprawy jak podobni jesteśmy, a może nawet my jesteśmy gorsi od nich. Może to i lepiej bo, kto wie czy gdyby śmiertelni posiedli by wiedzę o nas, nadal oddawali by nam cześć....

Nastała dłuższa chwila ciszy.

-A zatem – zabrał głos drugi rozmówca. –Morrigan jest w stanie wydać swoją córkę, zdradzić ją by tylko dostać to co jej proponują Najwyżsi?

-Gdybyś był na jej miejscu nie zastanawiałbyś się dłużej niż ona, wiedząc to co proponują ci w zamian...Chce uniknąć sytuacji jaka przytrafiła się temu, którego zwą Pożeraczem Dusz. Słyszałeś zapewne, że jego syn przystał do spiskowców?

-Wiem, że został sprzymierzeńcem Tuilelaith....A przynajmniej chce za takiego uchodzić...

-Dobrze przypuszczasz...-zaśmiał się rozmówca pierwszy. –Co prawda los bogów takich jak Pożeracz, czy sprzyjająca mu Ereshkigal jest przypieczętowany –skończą w Niebycie. Jednak dość silne, charyzmatyczne, wpływowe postaci jak jego syn są zagrożeniem. Takim samym zagrożeniem jest sama Tuilelaith, musi zatem zniknąć z gry.


***********************************************


To co usłyszała będąc na zwiadach dało jej wiele do myślenia. Komu zależało ufać, kto wśród sprzymierzeńców był wrogiem, kto przyjacielem...Choć tak właściwie wynikało, że należy ufać tylko sobie. Chciała jednak pozostać lojalna wobec Pani. Kto ją zdradzi, ten ją zdradzi – ona, Muireann pozostanie wierna swojej Pani. Będąc już w swojej posiadłości położyła się na łóżku by przemyśleć sprawę. Przez dłuższą chwilę starała sobie wszystko poukładać w głowie, przeanalizować.
Natchniona nagłą myślą poderwała się z miejsca i zasiadła do biurka. Pospiesznie nakreśliła list – ostrzeżenie do swojej przyjaciółki. Jej można było ufać, była tego pewna. Razem uradzą, jak ostrzec, ochronić ich Panią!

Skończywszy pisać złożyła papierek odpowiednio i otworzywszy okno przyzwała jednego ze swoich trójokich kruków. Zwierze podleciało niemalże natychmiast na zawołanie swojej pani. Przypiąwszy karteczkę do obrączki na jego nodze wyszeptała zaklęcie, które wskazywało zwierzęciu, do kogo ma być adresowana informacja.
Wtem rozległ się pukanie do jej drzwi. Pospiesznie zatem odesłała zwierze i zamknęła okno najciszej jak się tylko dało. Podchodząc do drzwi starała się być opanowana tak by nie dać nic po sobie poznać.

Gdy je otworzyła dostrzegła stojącą w nich karliczkę, pomniejszą boginkę ziemi która swoim charakterystycznym skrzekliwym głosem oznajmiła: -Pani ktoś chce się z tobą spotkać....

-Niech zatem umówi spotkanie, na konkretny dzień- odpowiedziała zdawkowo bogini ułudy.

-On chce się z tobą spotkać teraz.

-Powiedz m zatem, że to niemożliwe!

-On nie uznaje sprzeciwów. Czeka na ciebie w twoim gabinecie. Wybacz mi pani, nie wpuszczałam go. Sam się tam znalazł...- powiedziała pokornie karliczka.
Ta pewność siebie nieznanego gościa, jego determinacja i zdecydowanie by się z nią spotkać niepokoiły Muireann. Kim był: „przyjacielem” który chciał ją ostrzec przed nowymi zagraniami wrogów? Czy też jej własne zagrania na polu wroga wydały się? Odkryto co wie lub może wiedzieć i...?
Młodą boginią targały emocje, których wcześniej nie zaznawała. Było jednak za późno ,trzeba było podjąć tę grę najlepiej jak się umiało. Ona wie...To znaczy dowie się. Dam z siebie wszystko, ale jeśli tu i teraz zakończy się me życie będzie wiedziała co czynić. Za wszelką cenę musimy chronić Panią...Zdążyłam ich ostrzec, moje życie nie pójdzie na marne. Zachowując zatem twarz, opanowanym głosem odezwała się do swej służki:

-Zatem prowadź mnie do niego...

CDN....

-----------------------------------------------------------------------------

A teraz pora na troche inspiracji, czyli arty znalezione w necie, któe zainspirowały mnie do tworzenia wizerunków niekorych z bogów poajwiaiacych się w opowiadanaich. Zależało mi na tym, by bogowie, choć rzecz jasna posiadają humanoidalny wygląd jednak posiadali pewne "nietypowe" atrybutu wyglaądu: Mruga

Tuilelaith, czyli Pani Nocnych Koszmarów we Własnej osobie Mruga

[link widoczny dla zalogowanych]

Morrigan, znana i czczona w Leunionie raczej pod imionem Badb, matka bogini znajdujacej się powyżej:

[link widoczny dla zalogowanych]

I na koniec bogini Ereshkigal, o której psotaci pojawił się tylko wzaminka, ale jej wygląd bardzo mnie zainspirował więc dalam w opka:

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Triinu dnia Czw 16:30, 08 Gru 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Triinu
Administrator
Administrator



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 6244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:01, 16 Gru 2011    Temat postu:

Muireann weszła do komnaty, w której oczekiwał ją tajemniczy gość. Mężczyzna wyglądał przez okno podziwiając znajdujący się za nim krajobraz skąpany w promieniach zachodzącego słońca. Usłyszawszy jej kroki natychmiast odwrócił się w jej stronę i ruszył w kierunku swojej gospodyni. Gdy był wystarczająco blisko mogła dobrze przyjrzeć się jego twarzy.

-Arthfael...-rozpoznała go od razu. Pół twarzy i szyi mężczyzny pokrywała niedźwiedzia sierść uśmiechnął się do niej szeroko błyskając dłuższymi kłami. –Jestem zaskoczona mogąc gościć cię w swoich progach. Co cię do mnie sprowadza?

-Nasza pani jest w niebezpieczeństwie...-ten wytłumaczył szybko. Posyłając jednak znaczące, przelotne spojrzenie dał znać bogini by odesłała obecnych w pomieszczeniu służących. Tak też zrobiła, zresztą słusznie – któreś z nich mogłoby być...
-Mów co wiesz...-powiedziała siadając razem z nim na sofie, nalewając najpierw do jego, potem do swojego kielicha wino.

-Uknuto spisek wobec naszej pani, w naszych szeregach – ludzi, którym najbardziej ufa znajdują się zdrajcy. Przynajmniej jeden, ale wątpię by dział sam. Na razie staramy się to ustalić nim zdrada wyjdzie na jaw i będzie już za późno...

-Wiesz już kto to?- zapytała popijając wino ze swojego kielicha. Nim odpowiedział zrobił to także i on.

-Ten którego zwą, Śmiercią Przechadzającą się Po Polach bitew, syn Pożeracza Dusz...Nie wielu zna jego prawdziwe imię, podobnie jak ojca...

-I dobrze robią ukrywając je nawet pośród bogów, nie można bardziej komuś zaszkodzić niż wykorzystując przeciw niemu jego prawdziwe imię...Jesteś jednak pewien co do jego zdrady? –popiła kolejny łyk.

-Chyba nie powiesz mi, że nie zdziwiło cię dopuszczenie przez Panią jego tak blisko siebie. Jestem jej prawą ręką, ale nawet mi nie zdradziła powodów swojej decyzji. Mogę?- zapytał wychyliwszy swój puchar i chcąc go ponownie sobie napełnić. Gospodyni skinęła głową.

-Rozumiem, ze Pani może mieć przed nami swoje sekrety, ale nie wmówisz mi chyba że spiskuje nie tylko przeciw swojej matce, lecz także przeciw nam samym....
Arthfael zaśmiał się:
-Moja droga wypowiedzenie tych słowo, ba nawet pomyślenie o tym powinno postawić się w cieniu oskarżenia. Jako prawa ręka powinienem jej o tym donieść...teoretycznie oczywiście - dodał puszczając do niej oko. –Nie zrobię tego oczywiście, bo przecież spotkaliśmy się by uzgodnić plan jak zadbać o bezpieczeństwo naszej Pani, a nie zaś oskarżać się nawzajem...

-Jakie masz jednak dowody na to, że syn Pożeracza Dusz jest przeciwko nam? –zapytała rzeczowo posyłając w stronę swego rozmówcy badawcze spojrzenie.

-Moi szpicy donieśli mi- powiedział bawiąc się w dłoni do połowy pełnym pucharem wina. –Kilka tygodni temu młody bóg spotkała się z tajemniczym osobnikiem, który proponował mu przystanie na „jego stronę”. Wnioskując poi kontekście rozmowy wyglądało na to, że ów tajemniczy osobnik był na pierwszym spotkaniu, gdy dołączył w nasze szeregi syn Pożeracza. Także ich potajemne spotkanie odbyło się w dość niedługim czasie...

-Breasal? Tuathal?- wymieniła imiona postaci, którzy jako jedynie mogliby przyjść jej na myśl.

-Każdy z nich ma swoje uzasadnione zresztą powody, by zdradzić...-westchnął Arthfael. –Dowodem jednak, że coś dzieje się w naszych szeregach jest fakt, iż ktoś zabił moją uczennicę...

-Deidre nieżywe?!- uniosła się bardziej na swym miejscu.

Skinął twierdząco głową : -Musiała przypadkiem odkryć coś, dowiedzieć się a jej wiedza musiała się komuś nie spodobać...Pech chciał, że wróg wiedział o tym co i ona wie i na nieszczęście dziewczyny był z nią w niewłaściwym dla niej czasie i miejscu...Swoją drogą, choć nie chcę by to zabrzmiało jakoś nieodpowiednio w moich ustach: dziewczyna miała zawsze „talent” do wpakowywania się w tarapaty, z których nie raz musiałem ją wyciągać. Była taka młoda, porywcza i nie ostrożna. Tym razem szala się przebrała, cóż nawet o życiu bogów decydują siły wyższe...Także i ty powinnaś się mieć na baczności i uważać komu ufasz, śmierć może przyjść zupełnie niespodziewanie i to z ręki tego kogo byś się być może nie spodziewała...

Nastała dłuższa chwila milczenia. Młoda bogini biła się ze swoimi myślami. Deidre nie żyje. syn Pożeracza Dusz, a być może Breasal, czy Tuathal...o ile nie oni obaj mogą być uwikłani w spisek przeciwko Pani... Wtem młoda bogini zamarła, dotarł bowiem do jej myśli pewien istotny fakt. List! – przeszło jej przez myśl. Zrozumiała jak straszliwy błąd mogła popełnić...Jeśli Tuathal jest zamieszany w spisek, to...

-Arthfaelu...-wyszeptała z trudem, drżącą dłonią odstawiając kielich na blat stołu. Do jej oczu napłynęły łzy, coś ściskało ją w gardle, a natarczywa myśl, która utkwiła jej w głowie uparcie nie dawała spokoju. – Artfaelu zdaje się, że zrobiłam straszliwą rzecz...-dodała. Zaraz potem zdała relację ze swojej ostatniej misji, z tego co dowiedziała się z podsłuchanej rozmowy dwóch tajemniczych mężczyzn.
–To nie wszystko- powiedziała na koniec...Zanim się spotkaliśmy wysłałam kruka z wiadomością do Saraid, opisałem tam wszystkie przypuszczenia tego co planuje Morrigan wobec naszej Pani.

Arthfael długo nie mówił nic, ważąc w myślach wypowiedziane przez nią słowa. O czym tak naprawdę myślał? Zaniepokojona jego milczeniem posłała pełne bólu i strachu spojrzenie. Co zadecyduje on? Co zadecyduje Pani? Przecież teraz okazało się, że współpracowała ze spiskowcami...

-Twoje winy zostaną ci odpuszczone- oznajmił jej po chwili, która wydawała się być wiecznością. Czy zdawało się jej, że na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Wyglądało, na to że nie było niczego się obawiać, skoro on był po jej stronie to wstawi się za nią u Pani, a może nawet Ona o niczym się nie dowie...
Nagle ciało Muireann przeszył nagły ból, tak silny że z trudem mogła łapać dech. Nie mogła nic powiedzieć, wszystko każdy ruch nawet ten minimalny, ledwo zauważalny sprawiał jej ból...Opadła z sofy na kolana, potem podłogę i mocno zacisnęła palce na leżącym u stop mebla kilimie. Czuła jak życie opuszcza jej na wpół materialne ciało, mniej realne niż u jakiegokolwiek boga. Była boginią ułudy, same jej ciało było w połowie iluzją...Czuła jak opuszcza je życie, a wraz z nim okalające ją, zawsze towarzyszące światło. W końcu zamiast jej całego ciała dostrzec można było jedynie zarys jej oczu, pięknych tajemniczych oczu pod których postacią, wcześniej tymczasowo całkowicie dematerializując swoją postać zwykła się ukazywać śmiertelnym...

Wino – pomyślała ostatkiem sił. Było zatrute. Pytanie tylko czy była to sprawka jego, czy kogoś ze służby?...
Tego już miała się nie dowiedzieć.


***

Wyminąwszy wcześniej wszystkich strażników zmierzał ku komnacie Pani. Miał niewiele czasu jeśli chciał zdążyć zrobić to co zamierzał. Wiedział doskonale, że jeśli zawiedzie przepaść może wszystko. Wiele było na szali, by ta noc mogła zawieść. Czuł w swoim ciele przypływ adrenaliny, która wypełniała jego ciało, sprzyjała działaniu. Dzięki niej wiedział, że jest zdolny do wszystkiego, tak jakby to on był kreatorem. Przyszłość mogła zostać zapisana jego rękami, świat ukształtowany jego czynami.
Nagle posłyszał szmer. Zatrzymał się nasłuchując. Nikt mnie nie powstrzyma, nikt mnie nie powstrzyma - powtarzał sobie w myślach, a na jego twarzy widać było uśmiech. Uśmiech satysfakcji. Bicie jego serca wybijało rytm, w którego mógłby tańczyć. Był podniecony jak nigdy dotąd, a była to przyjemność zupełnie inna od tej cielesnej jaką mógłby kiedykolwiek zaznać. Czuł się potężny, tak bardzo potężny! To uczucie emanowało z niego jakby chciało się wręcz wydostać! Jakby nie mógł go już dłużej w sobie utrzymać! W końcu postanowił to: podejmie ryzyko. Choćby nie wiedział co miało stać się potem...Bo był przecież pewien, że mógł dokonać wszystkiego.

Wyszedł ze swojej kryjówki i nie bacząc już na nic, na żadno ostrzeżenie wbiegł po schodach. Teraz trzeba już było tylko poprawnie pokonać labirynt korytarzy. Odnaleźć te właściwe drzwi. Wiedział, że cześć z nich nie istniała naprawdę, były iluzją. Niekiedy niczym malunek, tak doskonały widniały na swoim miejscu, ale w rzeczywiście nie prowadziły do nikąd, bowiem stanowiły jedynie fragment, integralną część stanowiącej je ściany. Za niektórymi znajdowała się ciemność. Mrok, w który jeśli się wkroczyło przenosił do zupełnie innego miejsca siedziby Pani, teleportując do kolejnego korytarza – łamigłówki, której trudności w przebyciu miały gwarantować bezpieczeństwo jej oraz jej sekretom. Nie wiedząc, którędy podążyć, które przejście wybrać można było błądzić tak godzinami, dniami, latami...Jeśli tylko ona tego zechciała, bowiem lubiła się bawić. Tak jakby wszystko stanowiło cześć świata snów, których była Panią . A może tka było naprawdę?
Były jeszcze i takie przejścia, które kryły w sobie nigdy niekończące się połączenia pomiędzy skomplikowana sieci tuneli, ale także magiczne pułapki. O tyle niebezpieczne dla ciała lecz umysłu pułapki, zsyłając nań obłęd.

Korytarz w prawo, dwa razy w lewo...Potem długo, długo prosto aż do symbolu Orm, za którym w lewo, potem jeszcze: prawo, prawo, lewo, prawo i...
Odtwarzał sobie w pamięci już setki razy przemarzną drogę, jednocześnie wykonując zapamiętane wskazówki. W końcu był na miejscu, to znaczy prawie. Trzeba było jeszcze wejść w zakręt.
Wtem poczuł jak ostrze czekającego na niego miecza zagłębiło się w jego ciele i...przeszło na wylot. W pierwszej chwili, szok i emocje którymi był napompowany sprawiły, że uczucie bólu nie dotarło do jego umysłu. Spojrzał w twarz, tego, który zadał mu śmiertelny cios.

-Breasal- wycharczał imię stojącego przed nim mężczyzny, który w szczerym uśmiechu obnażał swoje zęby. W jego gadzich ochach pojawiło się niebezpieczny błysk. Słynął z tego, że był nieobliczalny, pierwszy bóg wojny, ale także ojciec rasy smoków o czym stanowiły łuski, w niektórych miejscach pokrywające jego ciało. W przyszłości jego imię miało być zapomniane, jego funkcję miał przejąć ktoś inny, ale jeszcze teraz nim czas Buntu Bogów dobiegnie końca miał pozostać sobą. Pan Wojny i Prawowity Stwórca smoków, które wykreował na swoje podobieństwo, podobieństwo drugiej formy jaką potrafił przyjąć. Potem za ich matkę miała uchodzić Scathach, jego córka. Bogini z przepaską na twarzy, skrywającą oczy którymi dostrzec mogła niegdyś wszystkie przyszłe wydarzenia. Natłok towarzyszących wizji pojawiających się na raz powodował wielkie cierpienie w oczach bogini, tak iż okoliła je sobie tym samym wyrzekając się swego daru. Jako, że była córką, dawnego boga wojny jej przedramiona miały możliwość przeistaczania się w dwoje mieczy. Choć nie przejęła po ojcu roli bogini wojny, była wojowniczką która w przyszłości miała wyzwolić smoki spod władania złych mocy i zostać ich opiekunką, nauczycielką tajemnych mocy i wiedzy. Dlatego też, zwaną była przez nich potem Matką Smoczego Ludu.

Silnym ruchem dłoni wyciągnął broń z ciała wroga. Dopiero wtedy ten poczuł w sobie przeszywający ból. Krew z jego rany obficie kapała na posadzkę, świat zawirował, potem zaczął pokrywać się ciemnymi plamami. Zachwiał się na nogach stawiając kilka kroków do tyłu. Ostatkiem sił, z trudem łapiąc dech, wpół przytomny z bólu posłał mu zajadłe spojrzenie.

-Zdrajca! – powiedział przez zęby. Breasal jedynie uśmiechnął się jedynie do niego bardziej. To rozjudzało młodego wojownika. Czuł narastającą w sobie rozpacz, jako że los jego został już przypieczętowany. Wiedział, że jego życie kończy się w tym miejscu. Postanowił jednak do końca pozostać lojalny wobec Pani. Przecież poprzysiągł! Powołując się na nią złożył obietnicę swemu ludowi...Nie mógł ich już dopełnić, ale mógł oczyścić swoje imię. Zacisnąwszy mocniej dłoń na rękojeści swego miecza i ruszył na przeciwnika. Wykonał cios i...chybił! Za to poczuł jak broń wroga znów zatapia się w jego ciele. Wysuwa z niego po to by zadać ostateczny cios – przeciąć jego ciało na pół. Nim świadomość zgasła w nim do ostatku przypomniał sobie słowa swojej ukochanej: „Wszyscy jesteśmy zgubieni, nasz los jest przypieczętowany bez względu na to jaką drogę obierzemy...”

Obiecuję ci Saraid, że bez względu na to jaką drogę obiorę ja, zawsze się spotkamy – były to jego ostanie słowa. Obietnica, która miała spełniać się poprzez kolejne wcielenia. Tak odszedł Tuathal, Książę Swego Ludu...


***

Jej postać skąpana była w bladym blasku księżyca w pełni, z twarzą zwróconym ku jego obliczu. Samotna jej postać stała skąpana w jego blasku pośrodku polany na wzgórzu. Rozpuszczone białe włosy opadały na jej ciało, odziane jedynie w sukienkę utkaną z białej tkaniny delikatnej niczym pajęczyna. Spomiędzy kosmyków jej mlecznych włosów, na plecach wyłaniała się para delikatnych ćmich skrzydeł. One oraz jej blade ciało pokryte były jasnym, delikatnie się skrzącym pyłem, miłym w dotyku. Bladoniebieskie oczy, niemalże białe teraz gdy odbijały światło księżyca zdawały się odbijać refleks świetlny i świecić mocniejszym błękitem.

Niemniej jej oblicze pozostawało smutne. Choć nie przybył do niej nikt z wieściami o tym co zaszło tej nocy w siedzibie Pani doskonale wiedziała co się wydarzyło. W chwili gdy umierał czuła to ukłucie w sercu, jakby życiu uchodziło także i z niej. I ta obietnica, która choć nie została wypowiedziana na głos, nawet nie przy niej dotarła do jej myśli. Obiecuję ci Saraid, że bez względu na to jaką drogę obiorę ja, zawsze się spotkamy- słowa, które stale wdzięczyły w jej głowie. Po jej policzku spłynęła srebrna łza, jedna, druga, trzecia....
Gdy otrzymała tę wiadomość, którą przysłał jej kruk wysłany przez Muireann wiedziała, że wszystko pryśnie niczym bańka...że tak oto zaczną się wypełniać słowa jej przepowiedni.

Poczuła ciepło spływające po jej ręce. Była to krew spływająca z jej nadgarstka cienkimi stróżkami po jej ręce barwiąc jej bladą skórę, biel sukni, stopy...Czuła jak z każdą kroplą ubywa z niej życie. Jej usta rozchyliły się lekko i niemo powtórzyły słowa obietnicy, ich obietnicy:
- Bez względu na to jaką drogę obiorę ja, zawsze się spotkamy...


***

Sytuacja wydawała się beznadziejna, większość armii która jej towarzyszyła poległa w zasadzce nim zdarzyli przybyć na pole bitwy. Teraz wraz z garstką ocalałych przeciskała się pomiędzy skalnymi zaułkami doliny. Przy jej boku nie pozostał nikt z zaufanych: albo okazali się zdrajcami, bądź zostali zamordowani. Został przy niej jeden jedyny sługa, wierny do końca Arthfael. Czuła jak rana na jej ciele znów otworzyła się i zaczęła krwawić. Czuła upływające z niej życie, ale nie chciała umierać. Nie teraz i nie tak! Przecież wszystko miało ułożyć się zupełnie inaczej...Miała przecież tak wielkie nadzieje, plany...Miał stać się panią nowopowstałego świata. Poczuł jak jej ciało znów ogarnia słabość. Przechyliła się w siodle i mocno zacisnęła palce na końskiej grzywie. Patrząc na ziemię, pod jego nogi zdała sobie sprawę, że te czerwone plamy które spadają na ziemie należą do jej wierzchowca. Nadprzyrodzonego wierzchowca, który szybkością i siłą dorywał potężnemu wiatru. Zwierzę postawiło jeszcze kilka kroków po czym zachwiało się na nogach i...przeraźliwe rżąc runęło na ziemię. Czuła jak przygniata ją jego ciężar, a z każdym jego rozpaczliwym, ruchem ból stopniowo narasta. W końcu zwierzę zamarło, już na zawsze. Czuła jak i ona odpływa, wyglądało na to, ze koniec jej już był bliski.
-Pani, czy mnie słyszysz? Pani, odpowiedz...-dało się posłyszeć głos, który rozbrzmiewał nim straciła świadomość.

Słyszała go także znów gdy ją odzyskiwała, najwyraźniej nie umarła, jeszcze nie teraz. Uniosła się na miejscu choć zaraz potem z powrotem opadła na posłanie czując nasilający się ból. Poza tym czuła się jeszcze słabiej, niż wtedy przed upadkiem z konia. Czuła też jak coś jakby wypalało ją od środka. Zrozumiała jak przewrotne są ścieżki losu, jednego dnia stoisz u progu spełnienia swoich największych pragnień....Tylko po to by następnego konać powoli w upokorzeniu. Nie widziała dobrze, nie na długo. Czasem na krótką chwilę obraz zdawał się klarować, by potem zaraz znów się rozmyć. Z trudem rozpoznała jego twarz, twarz lojalnego sługi.
-Arthfael..- wyszeptała z trudem. Zaraz potem powiodła wzrokiem po otoczeniu by zorientować się gdzie się znajduje. Wyglądało, że był to obóz , w dodatku dość spory. Pełno też było w nim żołnierzy, a panująca w nim atmosfera nie wydawała się być zbyt napięta.
-Powiedz mi, czy znajdujemy się wśród sojuszników? –zapytała po czym zakasłała...krwią.
Mężczyzna długo zwlekał z udzieleniem odpowiedzi.

-Nie Pani, znajdujemy się w obozie sojuszników Morrigan, twojej matki...

Tuilelaith nie wierząc własnym uszom poderwała się z miejsca :
-Dostaliśmy się w ręce wroga?!

Artfael pokręcił przecząco głową:- Nie zawarliśmy z nimi przymierze...Jeśli zawiesimy broń, odstąpimy od udziału w Buncie i na zawsze poprzysięgniemy wierność Morrigan nasze winy zostaną nam „odpuszczone”. Przetrwamy choć nasze mocy w większym stopniu zostaną ograniczone...Wiele także ze zwierzchnictwa bogini zyskamy jeśli....

-Nigdy! –wycedziła przez zęby bogini. –Nie po to poświęciłam tak wiele, nie po to ginęli nasi sojusznicy by teraz zawiesić broń, ukorzyć się...- znów poczuła jak jej ciało ogarnia słabość, nie była w stanie powiedzieć nic więcej.

Książę Niedźwiedzi sięgnął po kielich i napełniwszy go płynem podał jej.

Bezgranicznie ufała mu jako swojemu słudze i przyjacielowi, wypiła. Od razu wyczuła charakterystyczny gorzki smak.
-To jest gorzkie- skomentowała spoglądając w jego oczy, badawczy wzrokiem.

-To jest lekarstwo, musi takie być.

Znów przychyliła puchar do ust. Wahała się, po raz pierwszy kwestionując jego lojalność Po dłuższej chwili odstawiła kielich na bok.

-Nie będę tego piła- oznajmiła.

-Nie ufasz mi Pani?

-Tego nie powiedziałam...Nie mniej odmawiam wypicia do końca naparu.

Mina Arthfaela nieznacznie się zmieniła. Z jednej strony wypiła nieco napoju, lecz czy to wystarczy? Czy przyniesie oczekiwany skutek? On chciał mieć pewność..Wyciągnął zza pasa sztylet i wymierzył jej błyskawiczny cios w pierś. Kobieta krzyknęła załamującym się głosem. Nikt nie zagregował, choć kilku z żołnierzy wydawało się doskonale zdawać sobie sprawę z tego jaka sytuacja rozgrywa się pod ich nosami. Wyglądało na to, że ich milczenie i dyskretne spojrzenia były jedynie dowodem przyzwolenia na to co się działo.
Ból jaki zaczęła odczuwać w piersi zbiegł się z bólem, który zaczęła zadawać jej trucizna wypalając jej ciało od środka. Wijąc się z bólu zawyła przeciągle, walcząc o każdy oddech. Ale każdy dech, a każdy duch potęgował tylko ten ból. Czuła narastający gniew i nienawiść, w jej oczach widać tkwiło pełne wyrzutu spojrzenie. Dlaczego? Przecież zawsze mu ufała? Obdarzyła wszelkimi honorami? Mocą?
Wydawało się, że wyczytał to pytanie z jej oczu i odpowiedział na nie na głos:
-Mam zbyt wiele planów Pani, zbyt wiele rzeczy do zrealizowania by trwać w twoim cieniu? Bez względu na to jakby się sprawa potoczyła, prędzej czy później zrobiłbym to samo...Zdradził cię, bo już nie potrzebuję ani ciebie, ani twoich mocy...
Powiedziawszy to wyciągnął z jej piersi sztylet i ruszając z miejsca pozostawiła ją samą. Pozwalając jej skonać samotnie, w męczarniach.

Nie musiał odejść daleko by dostrzec pośród mijającego go tłumu postać przyglądającego mu się mężczyzny. Zwano go Śmiercią Przechadzają się Po Polach Bitew, notoryczny zdrajca który zdradził swego ojca, lud, a nawet Panią...Byleby tylko osiągnąć to czego pragnął, a i tak nie dostał. Przynajmniej nie do końca. By uniknąć bycia osądzonym i zamkniętym w nadprzestrzennym więzieniu zgodził się opowiedzieć po stronie nie Buntowników, lecz Wyższych bogów. Arthfaela intrygowały warunki jakie m zaproponowano, że ktoś taki jak syn Pożeracza Dusz zgodził się porzucić swoje wysokolotne plany, zdecydowaną cześć przysługującej mu mocy by zostać czyimś sługom. Nie miał prawa go jednak osądzać sam przecież od początków Buntu spiskował za plecami Pani dla własnego zysku. Ostatecznie przystał na ten sam układ co on. Miał zostać sługą potężniejszej istoty boskiej, co miało w przyszłości umożliwić mu...Możliwe, że tak samo myślał Śmierć. Czy zatem kiedyś w przyszłości przyjdzie im stanąć naprzeciw sobie jako rywale walczący o władzę, czy też wspierający się sojusznicy...

-Wykonałem swoją robotę. Zmyliłem Tuilelaith wprowadzając ją w zastawioną przez was pułapkę...Co więcej gdy starała się uciec znów skierowałem ją w wasze ręce, aż w końcu własnymi rękoma odebrałem jej życie. Chcę wiedzieć co otrzymam w zamian...Nie od Morrigan, lecz od Was....

Jasnowłosy długo nic nie odpowiadał. W końcu spomiędzy kosmyków jego włosów opadających na twarz błysnęło dwoje bystrych oczu.
-Zbliż się, a powiem ci co zapracowałeś swoją zdradą.

Arthfael przyjrzał mu się nieufnie, lecz zrobił to o co go poprosił młody bóg. Ledwie postawił; przed siebie krok, poczuł silny ból w klatce piersiowej. Spojrzał w tamto miejsce i ujrzał dłoń mężczyzny przechodzącą na wylot przez jego ciało. Nie wyciągając jej jeszcze jasnowłosy bóg przysunął go do siebie i z rozkoszą wyszeptał mu do ucha:
-Śmierć, ot co czeka takich zdrajców jak ty...

KONIEC


-----------------------------------------------------------------------------------

Na koniec jako ciekawostki daję wizerunek wspomnianej w tej części bogini [b]Scathach[/b]http://kometani.deviantart.com/gallery/11601413#/d26eyyl

A także listę pojawiających się w całym RPG bohaterów, wraz z przypisanymi im Upadłymi bogami:

Avenie – Tuilelaith, jej imię oznaczało „panią”, „księżniczkę” zwana także była przed Upadkiem jako Pani Nocnych Koszmarów. Jako córka Morrigan i boga snu miała moc kontrolowania przebiegu snu. Choć mogła zsyłać sny dobre, lubowała się w zsyłaniu na śniących mrocznych sennych wizji
Leal – Deidre, jej imię oznaczało „smutek, „rozpacz”. Była zbyt młoda by posiadać jakąś dziedzinę.
Amaranth – Muireann, jej imię oznaczało „białe morze”, była boginią zwodniczą, wodząca na pokuszenie oraz twórczynią iluzji
Mikkal – Arthfael, jego imię oznaczało „książę niedźwiedzi”, tym też był opiekunem, twórcą leśnych drapieżników
Gaarv – Breasal , jego imię oznaczało „walka”, jeden z pierwszych bogów wojny
Sue-zue – Saraid „doskonała”, boska wieszczka
Sho – Tuathal , jego imię oznaczało „książę ludu”, był synem władcy zachodnich bogów
Wędrowiec – jego imię nigdy, nigdzie nie pada, jedynie pseudonimy, przydomki. Za czasów gdy był bogiem znany był jako Śmierć Wędrująca Po Polach Bitew, syn boga zwanego Pożeraczem Dusz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania o naszych bohaterach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin