Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna www.portalfantasyrpg.fora.pl
Forum gier RPG Portalu Fantasy
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Atabe.

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania o naszych bohaterach
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rutlawski
Adept Magii
Adept Magii



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:38, 09 Maj 2011    Temat postu: Atabe.

Część pierwsza

Okres: 3 dni przed wypadkiem

Powietrze pachnie ogniem.
Dym unosi się wszędzie i przysłania czerwonawy, jak się zdaje, kolor nieba. Czerwonawy jak krew, zaschnięta krew na chodniku. Wojownicy armii Badb uważają by nie wejść w płomienie z nieuwagi. Te bowiem są wszędzie. Najczęściej jednak wojskowi, przemienieni wtenczas w dzikie bestie, nie patrzą gdzie idą. Takich pechowych delikwentów budzi dopiero płonąca stopa. Dla zwykłego człowieka mogłoby to stanowić bardzo dotkliwe oparzenie. Jak i czekałyby na niego różne inne niebezpieczeństwa, na przykład zaczadzenie.
Na szczęście - lub nieszczęście - wszystkie elfy mają naturalną ochronę przed cząstkami z zewnątrz organizmu. Nie muszą obawiać się zatrucia. Atabe jest dziś wśród nich. Kolejna bitwa zakończyła się sukcesem - także dzięki jego szybkości, sile, oraz gotowości do walki.
Elf jest dumny z siebie i z armii.
Choć otacza go szalenie dewastujący widok, trupy Xa'nańczyków, cieszy się. Badb znów okazuje się niezwyciężona.

Badb, oragnizacja wojskowa nie ma litości dla tych, których nazywa wrogami. Gdy tylko ktoś się im przeciwstawiał, musiał zginąć. Najlepiej bardzo boleśnie. Tak brzmiały rozkazy generała Franka.
I dobrze, myśli Atabe, przynajmniej ktoś umie naszą ideologię ubrać w czyny.

Armia jest w pewnym sensie sektą - z tą jedynie różnicą, że walczącą - służącą Badb, krwawej boginii mrocznych elfów. Dawno już minął czas kiedy wojsko broniło jedynie dostepu do kraju. Teraz urządza polowania na pobliskie miasteczka i wioski Xa'nu, najczęściej zabierając przypadkową osobę, by móc ją złożyć w ofierze. Rody elfów uwielbiają tę tradycję, a żal im tracić kogoś z plemienia.

Głównym źródłem konfliktu nie jest więc brutalność, okrucieństwo Imperium.
Badb bowiem działa tak samo krwawo, a czasem nawet przejmuje pomysły na tortury od swoich przeciwników.

Sam Atabe brutalny nie jest, na pewno różni się nieco od swoich współplemieńców. Jednak jego czyny dorównują ich działaniom czesto. Jako elf, służy w wojsku i musi wykonywać swoją robotę w pełni. Pragnie zostać bohaterem swego ludu.

[ PRAGNIENIE ]

Nagle przed nim pojawia się trzech wojaków Xa'nu. Chwytają miecze i piki, gdy widzą wroga.
-Ho ho- śmieje się elf.
<Czas zatańczyć>
Z wnętrza przywołuje dobrze znaną furię. Żeby walczyć, musi czuć nienawiść. A żeby czuć nienawiść, musi zaistnieć gniew. Jego oczy błyszczą, przeciąga nożem po dłoni, zostawiajac ranę. Ból doprowadza go do niewyobrażalnego gniewu, spływająca po palcach krew zagrzewa do brutalności.
Rzuca się na żołnierzy. To nie jest walka. To rzeź, Atabe poluje, pragnie zniszczyć , zmiażdzyć najmniejszą oznakę życia wojowników.
Gdy kończy, nie ma już co zbierać.
<Coraz lepiej, coraz lepiej, jeszcze trochę i będę zupełnie znany>, myśli.
___________________________________

W podobny sposób pozbywa się kolejnych napotkanych wojaków. Nie ma wyrzutów sumienia, nie cierpi z powodu wątpliwości. Zabija z zimną krwią. Wie, że wrogowie zrobiliby to samo, a nawet więcej: odpowiednio pobawiliby się nim przed zabójstwem.

Po chwili, wściekły, zjawia się na rynku. Zauważa, że tu, w ziemię, z wielką siłą <najpewniej za pomocą magii> zostały wbite w ziemię trzy słupy. Do każdego z nich przywiązane są Xa'ńskie, nagie kobiety.
Sprawka Badb, myśli elf, bez wątpienia Janus to polecił.
Nasz bohater może sobie wyobrazić tego bydlaka, krzyczacego: "Złapać mi wszystkie suki! Niech zapłacą za płodzenie kolejnych Xa'ńczyków!"
Nie moja sprawa, nie mieszaj się, tłumaczy sobie Atabe i przechodzi przez plac, niewzruszony przerażeniem kobiet.
Jednak atmosfera nieco uderza mu do głowy. Choć tego nie planuje, czuje narastające podniecenie i już wie, że nie bedzie mógł się powstrzymać.

[ NAMIĘTNOŚĆ ]

Podchodzi do kobiety, która wygląda na dość drobną i delikatną <i piękną> i zamierza bezceremonialnie zacząć stosunek. Chce poczuć kontrolę, chce poczuć rozkosz.
W tej jednak chwili dziewczyna patrzy mu prosto w oczy. Coś mówi, ale Atabe tego nie słyszy. Jej spojrzenie przyciąga go jak magnes... I ku swojemu własnemu zaskoczeniu, elf doznaje nagłego przypływu ludzkich uczuć, empatii...
Kobieta, siłą przywiązana do słupa, znieważona, przerażona, potraktowana jak śmieć...
<A przecież mająca swój dom, swoją rodzinę... Swoje marzenia... Jak ja>
To wszystko sprawia, że Atabe natychmiast zmienia swoje plany. Owszem, nadal czuje podniecenie, nadal chce zgwałcić ofiarę.
Zrobię to jednak delikatnie z szacunkiem, myśli, wiedz, panienko, że nie wszyscy jesteśmy źli.
Bardzo dumny ze swojej decyzji, obejmuje dziewczynę. Ta się wyrywa, jednak nic nie może zrobić. Oboje przeżywają akt - w bardzo różnej odsłonie. Atabe czuje rozkosz [ miłość? ], dziewczyna wstręt i strach. Dziwi się trochę, że ten elf jest jednocześnie czuły, że gładzi jej ciało, całuje... Ale nieważne, jest to jeden z tych morderców, to źli ludzie. Trzeba ich nienawidzić.
Z chwilą, gdy dziewczyna zaczyna wydawać z siebie jęki, Atabe czuje coraz większe podniecenie i czułość... Jest mu tak dobrze... W chwili orgazmu, oboje krzyczą.
Przez moment trwają bez ruchu. Dziewczyna sama nie wie co myśleć. Z jednej strony jest jej dobrze, czuje też jednak niechęć i obrzydzenie do tego elfa przed nią.

Po chwili nasz bohater przecina sznury, które ją więżą.
-Co ty robisz?- pyta.
-Zabieram cię stąd- odpowiada.- Pozostaniesz jeszcze troszkę w takim miejscu, a zaraz dobiorą się do ciebie psychopaci Janusa. Nie pozwolę by spotkała cię krzywda- dodaje, jakby chcąc pokazać jaki jest szlachetny.
Dziewczyna jednak wyrywa się.
-Zostaw mnie!- krzyczy.- Zostaw mnie, idioto! Wolę tu zostać, niż gdziekolwiek iść z tobą!
Słowa te zaskakują Atabe. Myślał, że dziewczyna jest mu wdzięczna.

[ NADZIEJA ]

-Nie masz- mówi- ani wyboru, ani możliwości by tu zostać. Uciekamy razem. Gdzieś, gdzie będziesz bezpieczna.
Elf uwalnia dziewczynę do końca, bierze ją na ręce i, chociaż ta się wyrywa, zanosi ją z dala od pobojowiska i innych, nadal uwięzionych, kobiet. Stara się być niezwykle delikatny.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rutlawski
Adept Magii
Adept Magii



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:39, 09 Maj 2011    Temat postu:

Część druga

Okres: 2 dni przed Wypadkiem

Zimny wiatr uderzył Atabe nieprzyjemnie w twarz.
Zbliżał się wieczór. Nasz bohater spał prawie cały dzień, odkąd w nocy wrócił z dziewczyną z obozu Xa'ńczyków. Ktoś mógłby pomyśleć, że po raz pierwszy tak otwarcie zignorował rozkazy, jednak miał szczęście. Podczas, gdy ratował biedaczkę, bitwa juz się dawno skończyła i większość Badb wycofywała z miasta swoje oddziały. Tylko nieliczne bestie zostały by "pobawić się" tymi, którzy przeżyli.

Atabe na szczęście do nich nie należał. Wrócił samotnie, specjalnie unikał swoich rodaków; wiedział, że jeśli ktokolwiek go zobaczy, zaczną się nieprzyjemne pytania o dziewczynę.
Ją samą - tak jak sobie obiecał - zaprowadził, doniósł do plemienia. Naturalnie nie przedstawił jej nikomu, ani nawet nie pokazał - poza Cuthbertem, któremu opowiedział całą sytuację. To jednak był wyjątek. Czuł, że na przyjaciela zawsze mógł liczyć, ufał mu.
Po dłuższym czasie, tuż przy samej wiosce, dziewczyna w końcu przestała się wyrywać i krzyczeć, jednak nie znaczy to, że nabrała przekonania do elfa, wręcz przeciwnie. Wiedziała jedynie, że krzyki nic jej nie dadzą. Czujnie czekała na sytuację, w której mogła by jak najszybciej uciec.
Atabe, jakkolwiek by na to patrzeć, był rozczarowany.

[ ROZCZAROWANIE ]

Sądził, że dziewczyna doceni, albo chociaż zobaczy jego dobre intencje. Tymczasem ona chciała po prostu jak najszybciej się od niego odseparować. Tak jakby był jednym z tych bestii, tych bezlitosnych gwałcicieli. Tymczasem od początku traktował ją z szacunkiem i delikatnie. To było niesprawiedliwe. Elf tak bardzo by chciał by poczuła jego miłość, by ją odwzajemniła... Tak by mogło być pięknie.
Niestety życie rzadko jest piękne. Atabe nie dano o tym zapomnieć od urodzenia.

Usłyszał krzyki.
To resztki armii Badb wracały do plemienia. Elfy, które zostały, by ponabijać się z cierpienia umierających. Elfy śmiertelnie groźne i szybkie.
I honorowe, pomyślał nasz bohater, armia Badb nigdy nie zostawiała swoich druhów.

On ich jednak zostawił. Musiał. Udał się z uratowaną [ porwaną ] dziewczyną na tyły swojego domu. Mieli tam mały opuszcony budyneczek. Nikt na szczęście z niego nie korzystał. Zaniósł ją tam, zaopatrzył w siano i poduszkę [ gdyby mógł, na pewno przytargałby łóżko ] i przyniósł wiele jedzenia. Zamknął ją. Miał nadzieje, że takie przyjęcie wystarczy jej, by nie chciała już uciekać.
<A może nawet poczuje coś do mnie>

[ UPÓR ]

Atabe otrząsnął się z ponurych myśli i wspomnień. Minął cały dzień od tamtych wydarzeń. Dzien, który przespał. Pora więc było zobaczyć, jak dziewczyna daje sobie radę. Skierował się w stronę szopy. Jego uczucia zaskakiwały go. Czuł strach. Strach, zdenerwowanie, zmieszanie.
<Aż tak przejmujesz się tą dziewczyną?>
Pytanie nawet nie miało charakteru złośliwego, ani ironicznego. A nawet jakby miało, elf szybko skarciłby się za to. Po co udawać? Wiedział, że tak. Od kiedy spojrzał jej w oczy w tamtym mieście, jego głowę przez następne półtora dnia miał zaprzątać stosunek jej do niego.
Nie cierpiał siebie w tym momencie. Nie cierpiał tego, że swój humor nagle w niewytłumaczalny sposób stał się zależny od jednej osoby, że nie może tak, jak zaledwie przed paroma godzinami machnąć ręką i spełniać suche rokazy Generała Franka, bądź ignorować te pochodzące od Janusa i nazywać go w myślach "chorym psychopatą". Teraz nagle to zostało ucięte. Rzezie na Xa'nie, furie, walki, Frank, Janus... Teraz to wszystko straciło na ważności, bo pojawiła się... Dziewczyna.
Atabe parsknął ponurym śmiechem, w którym nie sposób było znaleźć odrobiny wesołości.
Po chwili poczuł obrzydzenie do siebie.
-Z czego się ryjesz?- usłyszał nagle znajomy, przyjazny głos.
Ku jego zaskoczeniu, niedaleko "szopy", w której Atabe ukrył dziewczynę, stał Cuthbert. Tak jakby na niego czekał. Widok najlepszego przyjaciela, nieznacznie podniósł bohatera na duchu. Cuthbert wyglądał całkiem imponująco, opierajac się o budynek. Niezmiennymi, uwiązanymi włosami, telepał wiatr.
-O, witaj!- krzyknął nasz bohater zdumiony.
-No! Jużem myslał, że nie wstaniesz.
-Cały dzień na mnie czekasz?
-Nie tam... Będzie z półtorej godziny.
-Znaczy... Czekasz tu na mnie... Bo uważałeś, że tędy akurat będę przechodził?
-No.
-Czyli wiesz, że...- Zamiast dokończyć, Atabe wskazał na "szopę" za plecami przyjaciela.
-Ano wiem, wiem. Nietrudno wpaść na to. Gdzieżeś byś indziej uwiązał swoją piękną panią- rzucił Bert od niechcenia, nadając słowom "mowa potoczna" nowy wymiar.
Atabe poczuł się jakby go spoliczkowano.
-Ja jej nie uwiązałem- zaczął się tłumaczyć.- Wręcz przeciwnie, dałem jej wszystko, by mogła tam spędzić czas jak prawdziwa królowa.
Bert uniósł brwi, jakby chciał zapytać: naprawdę? Jednak nie wypowiedział tego słowa. Zamiast tego uśmiechnął się ciepło:
-Jak się czujesz?
Nasz bohater wzruszył ramionami. Po chwili jednak chęć wygadania się wzięła w nim górę. I już opowiadał przyjacielowi o wszystkich swoich wątpliwościach i nadziejach. Opowiadał o rozczarowaniu, o - jak mu się zdawało - miłości do dziewczyny.
-Nieźle cię trafiło, chłopie- skomentował przyjaciel.
-Co trafiło?
-Dziewka weszła ci w mózg... Można powiedzieć. Mówiąc prosto wziąłeś sobie ją i raz, i drugi raz.
-Jesteś irytujący, Bercie.
Ten tylko się zaśmiał.
-Ja ci się nie dziwię. Tak w ogóle. Ale co teraz?- wpatrzył się w przyjaciela z ciekawością.
-No właśnie nie wiem co.
-Będziesz trzymać piękne dziewczę w szopie? Twój staruszek przecież jak nic powyrywa ci nogi z dupy jak zobaczy cożeś wytrzasnął.
-Nie obchodzi mnie mój staruszek- wycedził Atabe. Nagle poczuł nieokiełznany gniew. Urosła w nim chęć buntu.- Jego rządy się skończyły.
Cuthbert się uśmiechnął.
-No ładnie, ładnie. Dlatego, żeś zobaczył śliczne oczka, poczułeś się odpowiedzialny za siebie?
-Czy już ci mówiłem, że jesteś irytujący?
-Ano, ano- ponownie zaśmiał się młodzieniec.
Przez chwilę przyjaciele byli cicho. Rozkoszowali się zimnym powietrzem.
-Co teraz?- przerwał w końcu milczenie Cuthbert.
-W jakim sensie?
-Nie będziesz przecie panienki trzymał w szopie przez całą wieczność! Już to żem powiedział. Ale nie odpowiadasz.
-No bo...- Atabe nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział co zrobić. Fakt był taki, że pokierował sie impulsem. A teraz... A teraz powrócił zdrowy rozsądek. I jego głos bynajmniej nie był miły.
-Bercie, nie wydasz jej? Nie wydasz nas?
-Ja? Atabuś, myślałem, że mnie znasz... Ale czy jest "nas"? Czy twoja panna nie szuka każdego sposobu, by stad uciec?
Atabe poczuł jakby mu w serce wbito kolec.
-Być może...- wyjąkał.
-Dziwisz się jej?
-No... Nie, ja ją tylko uratowałem.
-Panna nie widzi w tobie bohatera, a gwałciciela. Jesteś dla niej jednym z tych sukinkotów Franka.
-Ale... Musi docenić moją delikatność, przecież jest dla mnie piękną istotą, nie- Nale poczuł kulę w gardle- jak przedmiot.
-Może... Ale zmusiłeś ją by tu przyszła. Nie wiesz co się teraz stanie. Nie wiesz nawet jak ją pokazać światu...
-Myślałem, że wszystko jakoś się ułoży.
-Nic się nie układa tak jak byśmy chcieli, przyjacielu- Cuthbert nagle stracił umiejętność gwary [ zupełnie jak gdyby zapomniał, że musi jej używać ], zastąpił ja ton lekkiego filozofa. Westchnął.
-Nic...- zgodził się nasz bohater.
-Myślałeś, że cię pokocha... Że będziesz miał co chcesz.
-Tak... Wiem co powiesz... Nie można zmusić do miłości.
-Nie można... Co oczywiście nie znaczy, że nie masz u niej żadnych szans- Ton głosu Berta lekko się zmienił.
-Ale skąd mam to wiedzieć!?!- zaczął krzyczeć elf. Pobliscy strażnicy popatrzyli na nich podejrzliwie, więc znów zniżył głos.- Skąd mam wiedzieć co do mnie czuje?
-Cóż...- Bert chyba nie umiał na to odpowiedzieć. A może bał się zranić przyjaciela, mówiąc "jesteś dla niej nikim"?
-Jak mogę poznać prawdę? Tyle już zrobiłem.
-Istnieją inne sposoby by poznać prawdę, której szukasz...- Znów filozoficzne zdanie. Atabe o tym nie wiedział, ale te słowa miały zostać w jego podświadomości przez bardzo długi czas.
Zapadła cisza.
Nie było już nic do dodania.
-Muszę lecieć- Pierwszy odezwał się nasz bohater.
-W porządeczku- Cuthbert wrócił już do swej zwykłej gwary.
-Dzięki za rozmowę, trzymaj się.
-Jasne- Uśmiech rozjaśnił twarz młodzieńca. Po chwili jednak zatrzymał przyjaciela.- Słuchaj... A co...?
-Hm?
-A co będzie teraz z Badb? Z armią? Z naszymi wyprawami?
Atabe starał się uśmiechnąć, choć niespecjalnie mu to wyszło.
-Myślę, że nic się w tym wypadku nie zmieni.
Powiedział to z całkowitą pewnością. Gdyby tylko wiedział...

[ PLANY ]

-Tak mi chodzi po głowie- mówił Bert.- Ty chyba nie lubisz tych wypraw na kraj Cymuru.
-Ależ dlaczego? Świetnie się bawię! To dobry sport.
-Aha, dobry sport- Ironia w głosie przyjaciela zaskoczyła elfa.- Gdyby to był dla ciebie "sport", nie zabrałbyś panny. Bo co jak co, ale uratowałeś ją przed innymi "sportowcami".
-Mmm- Brak odpowiedzi.
Milczenie.
-Czujesz wyrzuty sumienia z powodu tamtej wdowy?- Zapytał Bert po jakimś czasie.- Tak szczerze?
-Bercie! Już ci mówiłem, że to była konieczność! Wymordowałem wtedy z połowę cywilów. Wdowa i syn akurat byli na miejscu...
-E tam, masz w sobie sporo honoru... Wiesz czym jest zło... I wiem, że nadal cię to męczy...
-Ta, może... Może mnie męczy czasem co robią Frank i Janus... R.F. też mógłby się opanować.
-No... Mamy sporo bydlaków w armii. Ale pomnę, że do Badb należeli i szlachetni ludzie. Grodon, żeby wymienić tylko kilku, Scot, Nasher...
-Nie kojarzę tego ostatniego.
-Nashera? Weź daj spokój! To przecie ty z nim gadałeś z dwa razy, nie ja. Taki facet w sile wieku, całkiem silny.
-I co się z nim stało?
-Odszedł. Miał chyba dość krwi, dość tego, że Badb zaczęła mordować dla przyjemności.
-Głupiec...
-Oj nie, nie sądzę, żeby był choć odrobinę głupi.
-A ty, Bercie? Jak jest z tobą? Odszedłbyś kiedykolwiek?
Młodzieniec przybrał ponurą minę. Mógł z łatwością powiedzieć "tak". Jednak znów coś w nim wzięło górę. Coś, czego nienawidził.
-Nie sadzę...- odpowiedział wykrętnie. I dość tchórzliwie.- Tak czy tak, pośpiesz się do swojej panny. I zrób, co ma być zrobione - cokolwiek to będzie.
______________________________________________
Elf już miał wejść do "szopy", gdy znów usłyszał znajomy głos.
-HEJ!!!- zadudnił ktoś w jego stronę.
Nasz bohater natychmiast odwrócił się w stronę nieprzyjemnego dźwięku. Jego wzrok padł na muskularnego elfa z przystojną twarzą. Zupełnie nie po elficku, miał przystrzyżone włosy. Generał Frank.
-Hile, Generale!- zasalutował.
-Hile, hile...- Niedbale odpowiedział mężczyzna.
-Mmm...- Przez chwilę nikt z nich nic nie mówił.- Wygląda na to, że i dzisiejsza inzwazja zakończyła się sukcesem.
-Ta...- Grubiańsko odpowiedział Frank. Zabrzmiało to jak "daaa".- Biedaczki nie spodziewali się co ich czeka.
-Tak, nasze wojska były dość brutalne i skuteczne.
-Nawet nie chodzi o to jakie byli wojska. To i tak niewiele daje. Dobrze jest, że potrafili przeprowadzić atak bez zapowiedzi, od razu na nie spodziewających się nas wieśniaczków.
-Mhm... Tak troszkę można powiedzieć nie twarzą w twarz.
Generał Frank spojrzał na Atabe wilkiem.
-A co mi Atabe tu morały prawi! Wojska byli skuteczne i tyle się liczy! Wyrżneliśmy chłopów, zgwałciliśmy kobitki
<nie wszystkie>
i jest luzik. Następna misja jest przewidziana za dwa dni.
-Cieszę się, generale.
-Też się cieszę, nie mogę się doczekać... A ty staraj się, Atabe, staraj się. Może wyjdziesz kiedyś na ludzi...
-Hile, Generale, chwała Badb!
-Chwała, chwała...


Naszemu bohaterowi udało się jakoś strząsnąć generała i stanął przed "szopą". Przełknął ślinę. Został sam na sam ze swoim przeznaczeniem, a bał się bardzo. W końcu otworzył drzwi i wszedł.

_________________________________

Dziewczyna siedziała w ciemnym kącie. Wyglądała jakby długo, długo nie spała. I pewnie rzeczywiście tak było.
Gdy tylko elf wszedł, poderwała się i chwyciła w dłoń kawałek, znalezionej najprawdopodobniej, grubej deski.
Atabe spojrzał na to co trzymała w dłoni, po czym powiedział:
-Nie zdołasz absolutnie nic zrobić. Jestem dziesięć razy szybszy.
<Kurna, ty idioto, przestań mówić takie rzeczy, bo ją bardziej obrzydzisz do siebie>
a zaraz potem
<Co się ze mną dzieje>
Dziewczyna stała niewzruszenie jak gdyby nie usłyszała komentarza Atabe. Nie sposób było nie podziwiać jej odwagi. Gdy wyglądało na to, że nikt nic nie powie, elf ruszył przed siebie. Dziewczyna cofnęła się, zaciskiajac palce na drewnie.
-Ucieknę stąd- odezwała się ledwo słyszalnym głosem.
Atabe starał się nie pokazywać emocji, jednak ta uwaga zrobiła na nim niezbyt miłe wrazenie. W dodatku tak niespodziewane.
-Ale... Ale- zaczął się jakać- dokąd? Masz gdzie uciec?
To zbiło ją z tropu. Przez chwilę nic nie mówiła, nagle w jej pieknych oczach błysnęły łzy. Starała się je powstrzymać. Nie wychodziło jej to. Wyglądała jak siedem nieszczęść i trudno się dziwić.
Elf tak bardzo chciał ją teraz pocieszyć, pomóc, zbliżył się bezwiednie, lecz panna znów zacisnęła uścisk.
Przez chwilę nikt nic nie mówił. Nasz bohater zrozumiał w końcu, że musi się przełamać.
-Więc...- zaczął- jak ci się tu mieszka?
<Ty cholerny, głupi kretynie, co za bzdury>
Dziewczyna przez chwilę zapomniała o strachu i zaskoczona po prostu upuściła ręcę.
-Porwałeś mnie... I pytasz jak się czuję?
-No... Tak... Wiesz, nie masz nikogo, więc pomyślałem, że może... Chciałabyś tu... Pomieszkać...
-Co?!?- Dziewczyna zaczęła krzyczeć. Potem nastąpiła cisza. Cisza przed burzą.
- Wolalabym rzucić się z mostu! Wolałabym się zabić, niż mieszkać koło ciebie!

-Ale... Ale...- To niesprawiedliwe oświadczenie zabolało go.-Ocaliłem cię od nich...
-Ty sam wszystkich zabiłeś!- odpowiedziala krzykiem.- Ty nimi kierowałeś!!! To wszystko twoja wina!!!
-Nie... To Frank...- Chciał powiedzieć elf, ale głos w jego głowie znów go powstrzymał:
<ach, zamknij się, kretynie>
Zamiast tego wyjąkał:
-... Nie wiedziałem, że ciebie krzywdzę...
-Tak???- wrzasnęła dziewczyna.- Nie wiedziałem??? To dlaczego mnie nie uratowałeś, tyko wykorzystałeś??? I jeszcze prosisz o zaufanie!!!
Atabe nie miał na to odpowiedzi. Właściwie uważał, że jeszcze trochę i będzie musiał wyjść. Jeśli oczywiście jej krzyki kogoś prędzej nie zwabią. A może po prostu chciał zwiać? Bał się tych oskarżeń?
-Jesteś po prostu taki sam- wyszeptała dziewczyna, znów bliska łez.- Zabiłeś wszystkich...
-Nie... Nie... Ja miałem z tym skończyć- skłamał szybko Atabe. Ale nie kłamał. Przecież była w tym prawda! Cuthbert chciał opuścić Badb, tak jak kiedyś Nasher. Potrzebował tylko dobrego szturchańca.
A ja, myślał elf, mam dość ojca, dość pracy pod Janusem...
Ale jednak lubił Franka, choć "lubił" to złe słowo. Szanował go. I nie mógł zapomnieć o marzeniu, chciał zostać bohaterem, chciał coś znaczyć.
-Nie kłam!!!- Dziewczyna przerwała jego bezsensowne wynurzenia.
Wobec tego spróbował innej taktyki w rozmowie.
-Zabiłem wojowników... Moich wrogów- zgodził sie cicho.- Inaczej by mnie zabili, taką mam pracę. Inaczej nie mógłbym cię uratować.
Dziewczyna odsunęła się od niego.
-Mam na imię Atabe...- Zaczął od początku.
-Nie obchodzi mnie TWOJE imię, zostaw mnie!!!
-Czemu mnie nie lubisz?
-Bo jesteś zły!!! Jesteś bydlakiem!
"Jesteś bydlakiem". Czy to naprawdę jedyne określenie, jakie pasowało do elfa? Przedtem nie musiał przejmować się zdaniem innych, wcześniej był pewny swego. Teraz jednak...
-Nie jestem bydlakiem- powiedział zdesperowany.- Uratowałem cię.
-Ty idioto! Ty zły, głupi idioto!
Dziewczyna wyglądała tak, jak gdyby specjalnie się nakręcała.
-Kocham cię...- wyjąkał cicho i żałośnie Atabe. Wiedział, że całkiem się pogrążył.
Panienka zaczęła płakać.
-A myślałam przez chwilę, że naprawdę chcesz mnie uratować, że naprawdę jesteś inny, że jesteś czuły. Ale nie jesteś! Jesteś zły i głupi!
-Nie... Nie jestem zły...
-Zostaw mnie! Nie chcę cię widzieć!
Atabe był gotowy się zgodzić. Czuł wstyd jak jeszcze nigdy w życiu. Odwrócił się by wyjść, ale nagle coś mu zaświtało.
-Uważałaś, że jestem czuły?- Ponownie się do niej odwrócił.
Brak odpowiedzi.
-Pozwól mi takim być. Przecież ja cię nie skrzywdziłem, nie chciałem... Nie uciekaj ode mnie... Zabiją cię, jeśli uciekniesz.
Znów brak odpowiedzi. Potem...
-To czemu mnie tu porwałeś?- zapytała.
-A gdzie cię miałem porwać? Wszędzie by cię skrzywdzili... Tylko tu jesteś bezpieczna...
Brak odpowiedzi.
-Zabiłeś moją rodzinę...- powiedziała w końcu.
-Nie zabijam rodzin...- wyjąkał Atabe <nie po incydencie z wdową i chłopcem>.- Zabiłem tylko tych, którzy mnie atakowali.
-Ale czemu WY nas zaatakowaliście? Czemu TY?
Elf miał wiele gotowych odpowiedzi: bo by mnie skazali, bo Frank tak kazał, bo Janus jest wysoko postawionym kapłanem; wiedział jednak, że nie byłaby to prawda.
-Tak mi przykro...- powiedział po prostu.
-Przykro!!! Nie mam już brata ani rodziców!!! Nigdy nie wrócą!!! Zabiliście ich...!!!- Tu głos jej się załamał i zaczęła w końcu płakać. Cały smutek i złość znalazły swoje ujście.
Atabe miał tylko dwa wybory, wyjść lub...
Podszedł ostrożnie do dziewczyny i podał jej rękę. Nie została ujęta. Jednak nie została też odtrącona.
Lekko się pochylił i objął dziewczynę. Nie wyrywała się. A może po prostu nie miała sił na to? Rozpłakała się na dobre.
Elf głaskał czule jej plecy i nic nie mówił. I tak stali przez dłuższy czas, niespodziewanie, niezwykle objęci, jak gdyby byli kochankami po jakiejś zwykłej, głupiej kłótni.
-Wypuść mnie stąd, proszę...- wyszeptała dziewczyna.
Atabe nie odpowiedział. Zaczął ją gładzić po głowie. Uświadomił sobie, że spełni jej prośbę, że nie zrobi niczego wbrew jej woli. Jego dłoń natrafiła na materiał. Dziewczyna miała jakąś wstążkę na głowie.
____________________________
Po dłuższym czasie rozdzielili się.
-Dziś- powiedział do niej Atabe, zadziwiająco spokojnym glosem- powinnaś się wyspać. Jutro może uciekniemy- Zupełnie nieświadomie użył słowa "my".
Dziewczyna nie odpowiedziała. Kiwnęła tylko głową i cofnęła w róg, gdzie ułożyła zaimprowizowane łóżko.
Jesteś taka piękna, pomyślał elf, ale nie powiedział tego. Zamiast tego zapytał:
-Powiedz mi, proszę, jak masz na imię?
Panienka przez długi czas nie odpowiadała.
-Feizi- rzekła w końcu.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rutlawski
Adept Magii
Adept Magii



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:40, 09 Maj 2011    Temat postu:

Część trzecia

Okres: Dzień przed Wypadkiem

Po burzliwej "rozmowie" w "szopie", która skończyła się niespodziewanie pięknie [ Atabe miał wspominać ten uścisk ciepło; szkoda tylko, że jedynie przez najbliższe kilkadziesiąt godzin ], nasz bohater wyczerpany wrócił do domu. Drzwi do chatki, otworzyła mu matka. Z przesadną troską przywitała go, usadziła do stołu [ a właściwie dużego taboreciku ] i zajęła się kolacją.

Dom składał się z jednej, a właściwie dwóch izb, przedzielonych prostą firanką. Nie była to specjalna wygoda, ale zawsze coś. Mimo to Atabe spał w kuchni, będącej jednocześnie salonem. Za firanką, znajdowała się sypialnia rodziców. Elf bardzo chcial już opuścić to "gniazdko". Życie w plemieniu jednak nie należało do łatwych. Nie znajdowałeś domu, dlatego po prostu, że chciałeś. Zresztą matka naszego bohatera sprawiała wrażenie, że nie poradzi sobie bez syna. Elf nie mógł jej winić. Nie życzyłby nikomu mieszkania ze swoim ojcem.

Ojciec Atabe był despotą i tyranem. Nasz bohater szczerze go nienawidził od dzieciństwa, a przynajmniej od czasu, gdy nauczył się samodzielnie myśleć i analizować. Ojciec, który bije za najmniejsze "przewinienia" typu "bo nie przyniosłeś kapci", nie był dla niego ojcem. Kiedyś mało brakowało by mężczyzna ów skręcił Atabe kark - niechcący, jednak lanie było już celowe.

Z matką sprawa była inna. Sprawiała wrażenie miłej i troskliwej, Atabe zawsze myślał, że bardzo ją kocha, ale teraz zaczął zauważać, że wiele zachowań matki, było po prostu irytujących, wręcz toksycznych. Elf czasem też miał jej dość, mimo to chyba nie umiałby jej zostawić z tym tyranem, który "opiekował" się nim od najmłodszych lat.
-Gdzie byłeś?- spytała matka pozornie lekkim tonem.
-Aaa... Takie swoje sprawy miałem.
Odwróciła się.
-Chyba nie masz takich tajemniczych spraw, które musisz ukrywać przed matką?
<Znów się zaczyna...>
-Nie, nic nie ukrywam. Po prostu tu jest niewiele do opowiadania- rzucił elf od niechcenia, siadając.- Byłem na spacerze zwykłym.
Matka usiadła naprzeciwko.
-Opowiedz.
-Nie ma nic do opowiadania- Atabe przewrócił oczami.
-Wiesz, matki raczej nie oszukasz. Opowiadaj, synku, co się takiego działo?
-Nic... Mówię... Spotkałem tylko Berta i widziałem generała...
-I czego chciał od ciebie Cuthbert?
-Niczego nie chciał... Mamo? Czy ta rozmowa jest nam niezbędna do szcześcia?
-A co? Jakiś jest problem?- Obruszyła się.
-Nie, ale jestem troszkę zmęczony i chciałbym coś zjeść.
-Naprawdę nie wiedziałam, że to taki problem porozmawiać przez sekundę z jedyną matką... Aj tam, rób jak chcesz, to nie mnie sumienie gryzie potem- Wstała i wróciła do robienia kolacji. Nie zaszczyciła przy tym syna spojrzeniem.
-Ja nic...!- Atabe podniósł głos zirytowany, ale uspokoił się i machnął ręką. Taka dyskusja nie miała sensu.
Milczeli.
_________________________________
Drzwi się otworzyły i wszedł ojciec.
-Kobieto!- zachrypiał od progu.- Dawaj no coś do jedzenia, wyczerpany jestem.
Atabe potajemnie wymiotował na niby. Tymczasem ojciec, nawet nie spojrzawszy, na żonę, kopnął stołek w stronę stołu i usiadł naprzeciwko Atabe.
Ich oczy spotkały się na chwilę.
-I jak tam, mały?- zapytał ojciec, udając troskliwego.
-No fajnie- odpowiedział sucho Atabe. W takich chwilach ręka instynktownie wędrowała mu do sztyletu. Oczywiście w rzeczywistości nie miał go. "Odpoczywał" oparty o ścianę sypialni.
Ojciec popatrzył chwilę na niego jak na głupka. Poboczny obserwator by tego nie zrozumiał, jednak nasz bohater wiedział dobrze, że słowa "no fajnie" uraziły mężczyznę.
-Kretyn- skomentował, jakby rozmawiał o polityku, nie o własnym synu.
Elf nie odpowiedział.
-Powiedz mi, smyku- ciągnął tamten- co to była za dziewczyna?
Atabe zamarł. Spojrzał prosto w oczy ojca.
-Jaka dziewczyna?- zapytał z głupia frant. Matka odwróciła się zaciekawiona.
Ojciec zaś walnął pięścią w stół groźnie.
-Nie udawaj idioty, dobrze? Widziałem cię dziś, jak wracałeś z bitwy z jakąś dziewczyną. Zachciało ci się romansów, ptaszku?
-Nie ma żadnych romansów...- odpowiedział Atabe tchórzliwie.
-No ja myślę, że nie ma!- warknął.- Bo jakby były, byłoby dość cienko, prawda?
Atabe chciał wstać i wyjść, ale ojciec złapał go za płaszcz i pchnął z powrotem na stołek.
-Możesz mnie zostawić?- Zirytował się elf. Poczuł nieprzyjemne ukłucie adrenaliny. Wiedział, co się zaraz stanie.
-Zostawię cie kiedy będę miał pewność, że nie kroją ci się w tej pustej głowie żadne romantyczne myśli. Bo ostrzegam, jak co zajmę się tobą i nią.
-Spadaj, dupku...
Ojciec znalazł się wnet na nogach i uderzył syna w twarz.
-Jak się do ojca pyskujesz!?!- wrzasnął nieskładnie. Matka zasloniła usta dłońmi.
Atabe miał przez chwilę opuszczoną głowę.
-Twoje rządy się skończyły, jasne?- wyszeptał.- Już mnie więcej nie uderzysz...
Ojciec wyprowadził cios, ale Atabe się obronił.
-Powiedziałem ZOSTAW MNIE!
Elf jednak był o wiele słabszy. Po chwili został uderzony z całej siły w brzuch, a kiedy upadł na ziemię, łokciem w plecy.
-Heh- skomentował ojciec.- Smarkacz może być tylko smarkaczem.
Atabe leżał u stóp ojca, przeklinając go. Nienawidził siebie. Na dobrą sprawę przegrał wszystko. O co walczył? O dziewczynę, która i tak jutro zniknie.
A jednak, pomyślał, będę walczył do końca.
W tej chwili ojciec kopnął go w bok z całej siły.
-Jeszcze raz mi się to powtórzy, a cię zabiję!- wrzasnął.- Ciesz się, że teraz ci kości nie połamię, gówniarzu! I uważaj... Bo jak coś, to samo zrobię z tą twoją panienką!
Atabe chciał uderzyć w nogę kata, ale nie miał nawet sił unieść ręki. Zemdlał.
____________________

Gdy otworzył oczy, nad nim pochylała się matka. Gładziła go po głowie.
-Syneczku...- mamrotała, a łzy spływały jej po policzkach.
-Gdzie ten bydlak...?- Pierwsze słowa po przebudzeniu.
-Poszedł gdzieś, wyszedł. Święta Babd, co on ci zrobił...
-Nic mi nie jest- Żebra Atabe straszliwie bolały. Tak jakby zostały pokruszone.
-Ostrożnie, syneczku, idź tu, do łóżka...
-Mówiłem, NIC MI NIE JEST!
-Nie krzycz na mnie, czy ja ci coś zrobilam, przestań, uspokój się.
Mama zaprowadziła elfa do sypialni. Atabe padł na zwykłe siano, czując się jak w łożu królewskim.
-Co ci strzeliło do głowy?- zaczęła swoją tyradę matka.- Dlaczego podniosłeś głos na ojca?
-Mamo... Czy ty naprawdę chcesz przez całe życie być niewolnicą... Mam dość.
-Przestań. Będę tym, kim być wymaga ode mnie los. Jeśli mam taką robotę, takie życie, będę tak żyć. Ty też powinieneś to zrozumieć.
-A idź do diabła! Ja się nie godzę, żeby cały czas sluchać jakiegoś bydlaka, którego jedynym argumentem jest siła!
Matka płakała już na dobre. Atabe nie cierpiał tego. Tym bardziej, że robiła to często, kiedy tylko syn nie zgadzał się z nią w różnych sprawach. Teraz jednak powiedziała:
-Żeby mój syn mówił mi "idź do diabła", naprawde, czym sobie zasłużyłam, a jestem taka dobra...
Załużyłaś sobie już dawno, pomyślał elf. Jednak nie powiedział tego na głos.
-Koniec dyskusji- rzuciła ostro matka.- Nie wiem, czy ojciec miał rację, nie wiem, czy masz jakąś dziewczynę, ale jeśli tak, ma zniknąć i to już! Nie będę narażała domu na jego gniew!
-A ja nie będę narażał domu na poddaństwo wobec niego. Mam swoje życie i zrobię z nim co zechcę.
-O Badb, a tak usilnie chciałam wychować syna, by nie był egoistą...
-Po pierwsze... Czy mogłabyś nie mówić do mnie w trzeciej osobie!?! Po drugie to nie jest egoizm, to...
-Zamknij się i nie krzycz na mnie, bo zawołam ojca!- Matka wstała.- Masz się pozbyć wszystkich dziewczyn, być wzorowym obywatelem! Jeśli nie to sama zaraz pójdę i poszukam co ty tam robiłeś gdy cię nie było.
-Chrzań się...- wyszeptał elf, tak, żeby jego rodzicielka nie usłyszała. I tak by nie zareagowała. Wyszła.
________________________________________

Atabe otworzył oczy w środku nocy. Nie musiał się nawet rozbudzić, żeby wiedzieć, że coś jest bardzo, bardzo nie tak.
Wstał z łóżka i się przeciągnął. Ile spał? Nie wiedział. Czuł boleśnie żebra, w które został uderzony wieczorem. Prawdopodobnie było to wczoraj, zbliżał się świt, niebo jednak miało czarny jak smoła kolor.
Co właściwie było nie tak? Czy to zapalone świece w całym domu, mimo, że nikt nie był obecny? Czy swąd dymu, który trudno było zidentyfikować? Czy jakiś dziwny hałas, zdający dochodzić z centrum wioski?
Elf nie wiedział.
I nie wiedział czy chce wiedzieć.
Nie miał wyboru.
Chwycił szybko płaszcz, założył buty i przytroczył miecz do pasa, miał złe przeczucia.
_______________________________________
Pandemonium.
Tylko tym słowem możnaby określić co się działo.
Tłum podnieconych niezdrowo mrocznych elfów, skandowanie imienia Badb, palące się wokół ogniska, świecie, czary pełne ognia.
Atabe wpadł w to zwierzęce zgromadzenie, czuł smród potu, a nawet nieczystości. Podejrzewał, że wielu tutejszych obywateli po prostu się nie myło.

W centrum placu stał kapłan Janus - tak, w tej chorej społeczności ktoś taki został Najwyższym Kapłanem, co właściwie wywoływało obrzydzenie Atabe i Berta - otoczony przez innych duchownych. Stali nad kamiennym stołem. Na nim zaś...

Elf poczuł, że serce przestaje mu bić. Po chwili znów zaczęło ze zdwojoną siłą, pot wystąpił mu na twarz.
Do kamiennego stołu przywiązana była naga, wyrywająca się Feizi. Janus patrzył na jej ciało z obrzydliwym, obleśnym usmieszkiem.
Atabe natychmiast odepchnął dwóch ludzi, stojących przed nim, chcąc dostać się do dziewczyny, jednak jakiś drągal złapał go za płaszcz i przewrócił.
-Wracaj na swoje miejsce, szczylu.
Elf prawie przebił go mieczem. MUSIAŁ się dostać na plac...

Janus podniósł dłoń i tłum nagle umilkł. Kapłan spojrzał na dziewczynę, jego ramiona wytrzeliły w górę i krzyknął władczym głosem:
-Spotykamy się tu dziś, by raz jeszcze pokazać potęge naszej wspaniałej Badb!!!
Tłum zawył.
Janus popatrzył na Feizi. Zapewne nie panował nad swoim obleśnym wzrokiem i językiem wysuwającym się z ust.
-Xa'ńska kobieta!- zawył.- Zwykła suka, która płodzi i wychowuje kolejnych wrogów naszej boginii. Oto dziś spotka ją zasłużona kara! Co proponujecie, ludu!?!
-SMIERĆ!!!- rozległ się natychmiast ogłuszający wrzask elfów - zwierząt.
Atabe nie bacząc na nic, wyciął sobie mieczem drogę w tłumie. Byle do przodu, byle do przodu. Elfy zdawały się nie zauważać nawet krwawień, zemdleń, tak bardzo chcieli zobaczyć upodlenie, pragnęli być świadkami śmierci "xa'ńskiej kobiety".
Elf był już prawie na placu, tuż, tuż...
Nagle wydało mu się, że Feizi dostrzegła go i patrzy mu prosto w oczy. Ten wzrok wyrażał jedynie żal i pretensje...
To on, Atabe, mówiła bez słów, jest winny tego co się stało, on ją tu przyprowadził...
Janus wbił po rękojeść nóż w intymną część ciała dziewczyny. Ta wrzasnęła nieludzko z bólu <słodkim, tak słodkim głosem, pomyślał wtedy elf> po czym zaczęła odpływać. Zapewne dałoby się ją jeszcze uratować, Janus jednak powtórzył cios dwa razy.


-KUUUUURWAAAA!!!
Tłum ucichł w jednej chwili. Kapłani spojrzeli zsokowani, Janus także. To Atabe wpadł na plac. Niestety o sekundę za późno.
-Atabe Bren!?!- wysyczał w jego stronę morderca.- Co ty tu...
Zanim zdązył dodać coś jeszcze, głowa opadła mu z ramion, nieludzko szybkim ciosem miecza. Atabe czuł w sobie moc, czuł ządzę krwi, pasję zabijania. Dostał furii.
Skoczył w przód i rozpłatał brzuchy dwóch, zaskoczonych kapłanów. Zabił trzeciego. Został ostatni, który zaczął uciekać. Wojownik rzucił za nim sztylet. Nie patrząc, czy trafił, spojrzał na nieruchome, krwawiące ciało swojej pseudo ukochanej. Miała otwarte oczy, a wyraz jej twarzy cały czas nosił ślady bólu, jaki wywołał sposób śmierci. Elf z zaskakującą delikatnością zamknął "te śliczne oczy", nie był całkiem świadomy gdzie jest i co robi.
Coś uderzyło go w potylicę z siłą kamienia. To ojciec, obserwujący wszystko w tłumie, użył zaklęcia błyskawicy.
________________________
Tak bardzo bolała go głowa.
Czuł krew z tyłu czaszki.
Nie chciał otwierać oczu.
Chciał zasnąć... Zasnąć na zawsze...
Ktoś jednak klepał go po twarzy, wyrywał z tego słodkiego niebytu.
I wtedy...
Wszystko wróciło.
Czarna msza... Martwy Janus... Zabici kapłani... Oraz Feizi... Feizi już nigdy nie mająca się odezwać...
Atabe zerwał się na równe nogi, po czym upadł z krzykiem.
Żebra, głowa... Bolały tak, że zbierało mu się na wymioty. Poza tym - dopiero teraz sobie to uświadomił - miał związane stopy.
Nad nim klęczała matka.
-Gdzie jest Feizi!?!- wrzasnął elf.
-Ciii... Nie odzywaj się, bądź cicho- Matka natychmiast rozwiązała, więżący go knebel. Szeptała.
-Nie będę cicho! Gdzie jest Feizi!
-Synku, słuchaj, szukają cię! Musisz się ukryć, bo inaczej zrobią z tobą to samo co z tą dziwką! Złożą cię jako ofiarę...
Nie zdołała powiedzieć nic więcej gdyż została uderzona w twarz. Cofnęła się o pare kroków.
-Nie waż się- wycedził Atabe.- Nie waż się tak o niej nigdy mówić!
Matka wyglądała tak jak gdyby nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało.
-Synku... Ty... Ty bredzisz... Zrozum... Zabiłeś Najwyższego Kapłana, co ci strzeliło do głowy, zmarnowałeś sobie życie! Szukają cię, chcą ofiarować Badb!
-Zabiłem plugawego zboczeńca, który śmiał nazywać się kapłanem, zrobiłbym to jeszcze raz...
-Nic nie rozumiesz? Musisz się ukryć!!!
Po tym krzyku zapadła cisza.
Klejny szept Atabe był tak niespodziewany, że matak podskoczyła.
-Nie...
-Co???- Zdawała się nie zrozumieć.
-Nie mam zamiaru się ukrywać...
-Synku, zrozum! Zakneblowali cie i przyprwadzili tu! Ja powiem, że się wyrwałeś, uciekłeś, ty tymczasem ukryj się gdzieś... W górach?
-Nie będę się ukrywał przed nikim! Nie wstydzę się tego co zrobiłem! Nie cierpię religii, żadnej!!! Zabiję każdego, kto stanie mi na drodzę! Ja chcę Feizi!!!- To ostatnie wykrzyczał w pewnym sensie mimowolnie. Dopiero teraz przyszły łzy.
-Synku... Twój ojciec zaraz tu będzie...
-Ojciec!?! To bydle nie jest moim ojcem... Jeśli się choć do mnie zbliży... To on wydał Feizi!!!
-Nie...- Tym razem szept należał do matki.
-Co?- Elf nagle przestał wrzeszczeć. Czas jakby stanął dla niego w miejscu. Nie był w stanie czuć ciekawości, jednak odpowiedź rodzicielki go zaskoczyła.
-To ja ją wydałam...- przyznała się.- Miałam tylko nadzieję, że prześpisz całą ceremonię.
Atabe patrzył na nią z niedowierzaniem. Stał bez ruchu.
-Musiałam- mówiła dalej.- Jak inaczej byś wrócił do porządnego życia? Znalazłam ją tego wieczoru w szopie. Musiałam zawołać ojca, rozumiesz to!!!
Przez głowę elfa, przeleciały nagle błyskawicznie myśli dotyczące tego, w jaki sposób jego ojciec mógł napaść Feizi, jak ją potraktował...
Nie planował tego co zrobił w następnej sekundzie. Chyba nawet nie był tego świadomy. Zobaczył jedynie, że jego miecz tkwi w ciele matki.
Ta miała oczy rozszerzone ze zdumienia... Nie było za to bólu - może nie zdążyła go poczuć?
-Syneczku...- wyjąkała jedynie i padła twarzą do ziemi.
[ WSPOMNIENIE ]

Atabe znajduje się w matczynych ramionach. Ma wystarczająco dużo latek, żeby chodzić, za mało by robić to samodzielnie. TA kobieta trzyma go w ramionach i delikatnie kołysze. Atabe tak ją kocha... Jego stworzycielkę, opiekunkę, przyjaciółkę... Matkę.
-Syneczku...- szepcze ta ciepło, pieszcząc głowę malca.

_______________________________________

Przy wejściu do wioski nie stoją żadni straznicy.
Bardzo dobrze, myśli elf w amoku i ucieka ile tylko ma sił w nogach. Jego miecz nadal ocieka krwią, sztylety tkwią w pochwach, zapewne dziś wszyscy świętowali na placu.
<A teraz szukają mnie... Niezwykle groźnego...>
Właśnie, kogo?
Atabe morderca? Atabe świętokradca? Atabe matkobójca?
Kim się stał?
Kim się jeszcze stanie?
Elf nie wiedział. Póki co musiał tylko biec, biec jak tylko może przed efektami swoich działań, przed samopogardą.
<Chcę być bohaterem swojego ludu>, zabrzmiało mu w głowie.
<Straciłeś wszystko>
Stanął nagle i zawył do księżyca jak pies. Łzy płynęły mu ciurkiem po twarzy, rana zaś znów zaczęła krwawić. Ból głowy zaraz go obezwładni.
Jesteś skończony, myśli, jesteś już śmieciem, straciłeś wszystko.
Ach, gdyby tylko tu był Cuthbert...
Ale nie ma nikogo.
I już nigdy nie będzie.
Nie będzie już żadnej Feizi.
Matki, która go tak zdradziła [ a którą tak w głębi serca kochał ].
Teraz jednak to już nic nie znaczyło. Teraz tylko uciekał. I miał nadzieję, że umrze, zanim tamci go dopadną.
Trzymał coś w dłoni.
Otworzył ją.
Oniemiał.
Czerwona wstążka, którą wyczuł wtedy we włosach Feizi; zabrał ją, gdy po zabójstwie matki, przyszedł do szopy jak lunatyk, nie wiedzący gdzie iść.
A teraz biegł.
Biegł przed siebie, mając nadzieję, że niedługo padnie z głodu.
___________________________________
Jednak ucieczka nie trwała długo. Atabe zdążył przebyć wiele kilometrów, podejrzewał nawet, że zbliża się do granicy państwa, wtedy jednak dogonił go ojciec. Był wściekły. A biegł za nim aż od osady.
Gdy Atabe zobaczył tą dobrze znana postać, zamarł. Od razu chwycił miecz.
-A więc- odezwał się ojciec, jak gdyby rozmawiali na temat pogody.- Teraz już masz zakusy zabić ojca, tchórzliwy matkobójco?
-Nie mów tak do mnie, ty szczurze, ty kupo gnoju, ty...- Atabe po raz pierwszy od wyboru potępienia, spotkał kogoś, na kogo mógł zwalić cały swój żal, gniew, smutek, pogardę. Skwapliwie korzystał z tej szansy, pogłębiając jedynie nienawiść do siebie.
Ojcu zadrgała powieka.
Bez słowa rzucił się na elfa.
Tak jak zawsze, był o wiele silniejszy. Tak jak zawsze, Atabe zawahał się, widząc jego cios. Po chwili miał nową okropną ranę głowy i o kawałek ucha mniej, pięść ojca uderzyła głucho w jego żołądek.
-Smarkacz pozostanie tylko smarkaczem- skomentował jak to zawsze zwykł robić. Jak to zawsze mówił, dobrze wiedząc, w jakie kompleksy więzi syna.- No dobrze- Uśmiechnął się, jakby był dumny ze swojego czynu.- Gnij tu, bękarcie jeden i mam nadzieję, że umrzesz boleśnie. Melduję wykonanie zadania.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Rutlawski dnia Pon 23:53, 09 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rutlawski
Adept Magii
Adept Magii



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:42, 09 Maj 2011    Temat postu:

Epilog


Ciemność.

Już tak było. Ciemność. Niebyt.

I kryształ. Kryształ, dajacy światło przebaczenia.

Ale i to znika.

Pozostaje nic. Pustka. Czerń.

Czerń jest dobra. Daje nieświadomość. Nie trzeba czuć cierpienia.

Można zasnąć.

Można umrzeć.

Ale Atabe wie, że nie umrze.

Jeszcze nie.

Ale czy chce wrócić?

A dlaczego nie?

Dlatego, że wie, że tam wydarzyło się coś okropnego. Coś tak okropnego, że elf już nie chciał wracać.

Tylko co?

Niewiadomo.

Ale coś okropnego.
_________________________

Ciemność.


Coś wypycha Atabe z ciemności.

Pora się zbudzić.

Pora wstać i iść.

Ale nie mogę, myśli elf.

Nie chcę

Wracać.



Właściwie dlaczego?

Czy musimy żyć ze wstydem, z nienawiścią?

Czy nie można zapomnieć?

Czego zapomnieć?

Nie wiem.



Atabe widzi dwie drogi, dwie ścieżki.

Gdzie one prowadzą?

Nie

Wiadomo.

Niewiadomo.

Pierwsza zaczęła się w chwili jego urodzenia. To droga jego życia. Tego co się wydarzyło. Droga bólu. Ta droga była bezwartościowa, do wyrzucenia. Bolała.

Była i druga scieżka. To marzenia, cele elfa. Zawierała wszystkie Dobre Rzeczy. Był w nich Cuthbert [ kto to Cuthbert? ], była w nich jakaś piękna dziewczyna [ narzeczona, żona? ], był kryształ...

Były słowa, których Atabe nigdy nie zapomniał "chcę być bohaterem swojego ludu..."
Czyzby był bohaterem? Jak miło...

Teraz to zauważył. Jakie to proste. Wystarczy iść tą drugą ścieżką, historia w niej jest miła, nie boli.

A tą pierwszą... Ta pierwszą zamknie się głęboko, żeby nikt nigdy jej nie odkrył.
Jakie to proste...

________________________
Atabe otwiera oczy. Ku swojemu zaskoczeniu znajduje się w łóżku.
Jeszcze o tym nie wie, ale został niedawno znaleziony na drodze i uratowany, a znajdował się w miasteczku Vale.
Elf ma pustkę w głowie.Czuje ogromny ból... Skąd go się nabawił? Jakaś bitwa?
-Jestem Atabe- myśli po długim czasie.- Bohater swojego ludu.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rutlawski
Adept Magii
Adept Magii



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:54, 09 Maj 2011    Temat postu:

Jako komentarz do powieści, pozwolę sobie wkleić prosty filmik muzyczny, który zrobiłem

http://www.youtube.com/watch?v=7np94aF47cE


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AnKapone
Bohater Legenda
Bohater Legenda



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 5806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverwinter
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:53, 10 Maj 2011    Temat postu:

Tak uczciwie, to musiałam przeczytać kilka razy, żeby móc się wypowiedzieć. A zali:

Świetnie wyważone. To znaczy, budujesz napięcie i w pewnym momencie spowalniasz akcję. Sprawiasz, że czytelnik chce czytać dalej, chce wiedzieć co się wydarzy, ale żal mu przerzucać strony na sam koniec.

Wciągające niesamowicie. Pierwszy raz jak czytałam to włączyłam turbo speeda, bo nie mogłam się doczekać całości. Potem przeczytałam jeszcze trzy razy. Za każdym razem, mimo, że znałam zakończenie, musiałam się powstrzymywać by nie pochłonąć tego tekstu wzrokiem. <pal licho nudny wykład>

Wydawało mi się jednak, że większość tekstu opiera się na dialogach. Z reguły drażni mnie, jeżeli jest więcej dialogów niż tekstu. Jakoś tak wizualnie bardziej, ale jednak. Tym razem jednak mniejsza ilość dialogów popsułaby całą pracę.

Mówiąc prościej: bomba, subcio, świetne, genialne, fenomenalne <wymieniać dalej?>

:hamster_inlove:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rutlawski
Adept Magii
Adept Magii



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:24, 10 Maj 2011    Temat postu:

Zawstydzasz mnie, sai ;>

Cóż, szczerze muszę powiedzieć, że największy mój lęk o to opowiadanie to może faktycznie zbyt mało opisów w natłoku informacji... I atmosfera, napięcie zguni się w tym wszystkim, bo to w końcu tylko 3 części.

Drugie co się bałem to czas trwania dialogów, który wydał mi się o wiele za krótki [ nawet gdy poprawiłem ] i taki... skaczący z jednej rzeczy do drugiej, byle pisarzowi było jak najłatwiej.
Jednak widzę, że przynajmniej one się podobały Wesoly

Ilość dialogów - nawet nie zwróciłem na to uwagi, piszą mi się one naturalnie [ tak szczerze to przy samych opisach się nudzę Wesoly
Chyba, że są to opisy wnętrza bohatera ].

Teraz patrzę i faktycznie. Poza I częścią i Epilogiem z przyczyn oczywistych, II i III to w 9/10 dialogi. Myślę, że lubię pisać rozmowy, wymiany myśli Wesoly Chcę pokazać co bohaterowie mają w sobie, w jaki sposób mówią, co robią... Jest to dla mnie przybliżanie ich postaci.

Powiedz mi natmoiast czemu nie przepadasz za dialogami?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rutlawski dnia Wto 19:12, 10 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AnKapone
Bohater Legenda
Bohater Legenda



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 5806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverwinter
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:52, 10 Maj 2011    Temat postu:

Nie to, że nie przepadam. Lubię wymianę zdań bohaterów, ich wzajemny stosunek do siebie - obserwatorzy tak mają . Chodzi mi jednak o to, że nie lubię, gdy dialogów jest zbyt dużo i gdy dominują nad zwykłym tekstem. Po jakimś czasie to bywa jednak dla mnie męczące.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania o naszych bohaterach Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin