Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna www.portalfantasyrpg.fora.pl
Forum gier RPG Portalu Fantasy
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Feniks" czyli coś co piszę i nie mogę skończyć.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Nasza twórczość / Twórczość AnKapone
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
AnKapone
Bohater Legenda
Bohater Legenda



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 5806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverwinter
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:39, 09 Mar 2011    Temat postu: "Feniks" czyli coś co piszę i nie mogę skończyć.

PROLOG

Feniks wcale nie był ptakiem. Był prawie takim samym człowiekiem jak ty czy ja, z tą małą różnicą, że miał skrzydła i władał mitycznym ogniem. Taka jest moja odpowiedź na pytanie: czym był Feniks. Dostałeś odpowiedź, to idź i zajmij się swoimi codziennymi obowiązkami. Naprawdę, nie patrz tak na mnie... nie powiem ani słowa więcej. Kurde, w jakie ja się bagno wpakowałem. Okey, okey... siadaj na tyłku, wyłącz telewizor i czytaj...

Rozdział 1 „Jak to się zaczęło”

Herather wędrował ciemnym korytarzem pałacu w poszukiwaniu biblioteki. Nie bywał tam zbyt często, zwłaszcza w pochmurną i duszną noc, wtedy gdy burza była tak blisko. Przystaną nasłuchując odległych grzmotów. Brr.... dreszcz przebiegł mu po plecach. Przyspieszył kroku. Król miał tylko jeden cel – jak najszybciej znaleźć klamkę i schować się w oświetlonej sieni biblioteki. Wreszcie wymacał ją gdzieś pomiędzy podłogą a sufitem. Przerażony oparł się o drzwi z głośnym ach! na ustach. Zrobił kilka niepewnych kroków do najbliższej półki. Nietrudno się dziwić, że z Herathera taki tchórz. Będąc królem już zdążył się nauczyć zasady: odważny władca to krótko żyjący władca.
I wtedy... zgasła jedna świeca. „Wiatr!” pomyślał od razu „To przecież tylko wiatr!”. Psst... zgasła druga... trzecia... wszystkie. Zapadła nieznośna ciemność. Herather poczuł, że jakoś zbyt dawno nie odwiedzał latryny. I miał tym razem ochotę wziąć dużą ilość siana, na... no wiesz co.
Rzucił się na oślep do drzwi. Jednak od tego momentu nic nie miało być tak jak przedtem.
- Stój! – usłyszał król za plecami.
- Eee.... tak? Słu...słucham?
- Masz rację, słuchaj! Wiesz kim jestem?
- Jak mogę wiedzieć, skoro cię nawet nie widzę?
- Widzisz i to doskonale. Jestem za tobą, przed tobą a nawet nad tobą! – odparł głos.
- Książka! – rzekł zadowolony z siebie Herather
- Idiota! Jestem Cieniem! Ciemnością! Najczarniejszą z Czerni! Złem wplecionym w ten świat.
- Czuję się zaszczycony. A czym mogę służyć?
- Poszukuję władcy imieniem Herather. Tchórza, zdrajcę, nikczemnika i łachmytę. Krótko mówiąc - ciebie. Chcę, jak każdy zły charakter, tylko rządzić światem. No i jakby to powiedzieć... no... potrzebuję do tego... no.... no wiesz... tylko twojego ciała Jeżeli mi go nie oddasz dobrowolnie, będę zmuszony je sobie wziąć.
- Jakoś mi dobrze z moim ciałem. Czy w zamian za nie, nie wziąłbyś czegoś innego?
- Ha... ha... ha....-był to ten przerażający śmiech, którego żaden człowiek nie chciałby doświadczyć na własnych bębenkach – właśnie dlatego cię potrzebuję.
Rozległ się potężny grzmot. Czarny piorun uderzył w Herathera. Władca upadł na kolana. Poczuł ogromną moc wdzierającą mu się do mózgu, nie był jednak w stanie jej opanować. Mrok wciskał się w każdą część jego ciała. Na dobre zagnieździł się gdzieś miedzy sercem a lewym płucem, gdzie pulsując, powoli niszczył duszę Herathera. Uczucie towarzyszące tej przemianie można porównywać z ekstazą. Większe możliwości, potęga i wstawiennictwo Cienia. Nic im już nie stanie na drodze do stworzenie Imperium. Ich Imperium.
Cień przymkną oko na myśl „ich”. Wszystko miał dokładnie poukładane w swojej mrocznej łepetynie. Jeżeli coś poszłoby inaczej niż to sobie zaplanował, to będzie można szybko usunąć ciało z wizji publicznej. Boleśnie szybko.

*******************

Sala Zgromadzeń była ogromną aulą, przypominającą salę sejmową (zostałaby na pewno nazwana Sejmem, gdyby bogowie znali to pojęcie – przyp. autora). Kamienne ławy pokryte nienaturalnie miękkim pluszem zachęcały do długich posiedzeń. Jednak bogowie, jak to bogowie, zwykle byli zajęci czymś innym: powodowaniem najróżniejszych kataklizmów w mieście, nie pytajcie mnie, dlaczego to było ciągle jedno i to samo miasto; hodowlą dzikich zwierząt i oczywiście czysto boskim Przyjemnościom, tzw. rozmowom damsko-męskim. Krótko mówiąc: mieli ludzi dokładnie tam, gdzie słońce nie dochodzi. Do pewnego momentu, którego nie można było już odkładać w nieskończoność.
Cień, bo samego Herathera już nie było, w ciągu ostatnich lat wzmocnił swoją potęgę w świecie. Rozszerzył swoje terytorium, powybijał przeciwników i podżegaczy do buntu, terroryzował ludzkość i wszystko co po jego ziemi pełza. Spowodował tym samym zachwiania równowagi pomiędzy Dobrem i Złem, na straży której powinni stać bogowie... właśnie, POWINNI. Zaniedbując swoje zadanie, byli teraz zmuszeni do zwołania Zgromadzenia, umożliwiającego rozstrzygnięcie dręczącej ich ciemnej sprawy.
Po całym świecie rozesłano „zaproszenia” na Wielką Naradę, które to zadziałały zaskakująco skutecznie. Łatwo się domyśleć, że mały dopisek: „Jeżeli nie... to...” odegrał tu swoją znaczną rolę.
Pewnego słonecznego dnia, gdzieś w górach, w owej Sali Zgromadzeń zasiadło razem, jakby tak usiąść i policzyć z pomocą palców u rąk i nóg, prawie dwustu bogów. Przewodniczącym został Gorgji – bóg stwórca. Zajął on zaszczytne miejsce pośrodku owej auli.
- Czy wszyscy wezwani stawili się na miejscu? – zapytał grzmiącym głosem Gorgji.
- TAK!!! – odpowiedziała mu chóralnie gromada.
- Uważam więc posiedzenie za otwarte! Każdy z was wie, w jakim celu się tu zebraliśmy. Musimy coś uczynić z Cieniem. Jego potęga jest zbyt wielka, zagraża już nawet nam, bogom. Zarazku [Bóg chorób i epidemii] naprawdę proszę, przestań dłubać w nosie, to obrzydliwe. O czym to ja mówiłem, aha, Cień i tak dalej. Kto chce jako pierwszy zabrać głos?

Ale nikt go nie słuchał. Zarazek nadal przeszukiwał zakamarki własnego nosa, Grom i Błyskawica – dwa bóstwa burzy – grali sobie spokojnie w bierki, Czas narzekał na swój wiek, a bogini piękności – Merill, przykuwała uwagę wielu bogów płci przeciwnej.
Gorji poczuł jak żyła zaczyna mu niebezpiecznie pulsować. Każdy, kto znał go bardziej niż trochę, wiedział, że oznacza to wielkie niebezpieczeństwo... przynajmniej kiedy ktoś miał czułe uszy.
- CISZA!!! – wrzasnął z całą potęgą stwórca.
Małe, jak i większe fragmenty skały oderwały się od sklepienia, boleśnie uderzając kilkunastu bogów w stopy, wywołując tym samym głośne jęknięcia w stylu: JAŁŁŁĆ!!!... lub AUUU!!!. Jękom towarzyszył także głuchy brzdęk, którego źródłem były kamienie spadające na głowy tych bogów, którzy mieli mniej szczęścia. Można tu zadać pytanie, czy ów dźwięk był spowodowany zanikiem móżdżków, czy pustostanem samych skał... Powracając jednak do wybuchu Gorjiego, przynajmniej zwrócił na siebie uwagę pozostałych, chociażby tylko tych przytomnych.
- Czy jesteście tak łaskawi, aby pozostawić jakże ekscytujące zajęcia i pomyśleć nad rozwiązaniem naszego problemu? Zdaję sobie sprawę, że myślenie boli, jednakże aby uniknąć całkowitemu zanikowi mózgu, należy go czasami uruchomić. – przemówił Gorji.
Jako pierwszy postanowił zabrać głos Zarazek:
- Ja mam pomysł! Może zarażę go jakimś paskudztwem? No wiecie... takim, po którym się umiera.
Jedyne co było słychać to chrobot korników gdzieś w suficie, swoją drogą, skąd korniki w litej skale? Zarumieniony Zarazek usiadł na swoim miejscu i powrócił do swojego ulubionego zajęcia: wycieczce po swoich nozdrzach. Druga zabrała głos Merill.
- Bądźmy szczerzy, nasza sytuacja jest krytyczna. Słyszałam kiedyś legendę...
- Jak każdy. – przerwał Grom.
- Ale! Ale! Ona ponoć jest prawdziwa!
- Każdy tak mówi! – zgodziła się z bratem Błyskawica.
- Dacie mi dokończyć?! Słyszeliście kiedyś o Wiecznych? – ciągnęła Merill – Wieczni. Na świecie istnieje sześć Żywiołów: Ogień, Woda, Powietrze, Ziemia, Magia i Kryształ...
- Kryształ? On nie jest żywiołem! W kryształach przechowywana jest magia!
- W tym tkwi sekret. Magia i Kryształ są jak brat i siostra. Wróćmy jednak do sedna...
BUUUM!!! Drzwi Sali Zgromadzeń otworzyły się z hukiem, powodując kolejne obluzowanie się skał (efekt końcowy już znamy :-p). Po schodkach prowadzących do fotela Gorgjiego sturlał się ostatni, spóźniony bóg. No dobra, bożek, nie... też nie... bożyszcze? Bożątko? Też nie. Półbożek? Za dużo powiedziane. O! Maskotka bogów. Niski, od pasa w dół podobny do przerośniętej świnki morskiej i w górę do człowieka, no i miał szpiczaste uszy. Nie był niczyim patronem, za to potrafił wszystko. Natomiast jego rola ograniczała się do usług typu: przynieś, podaj, pozamiataj i w międzyczasie zrób kolację. Nie zapominajmy o tym, że bogowie też muszą coś jeść. Dlatego nawet oni się go bali. Nikt nie chciałby zobaczyć w swojej zupie np. kozich bobków.
- Coś przegapiłem? – spytał otrzepując kuper.
- Fifuś? A co ty tutaj robisz? – zapytał Grom
- Eee... no chyba dostałem zaproszenie. Nie przerywajcie sobie. – rozejrzał się za wolnym miejscem. Gdy go jednak nie znalazł, podszedł do najbliższego stopnia, splunął, przetarł i natychmiast pojawiło się wyściełane pluszem miejsce. – Na czym skończyliście?
- Żywioły. One nie powstały tak sobie i nie funkcjonują na własną rękę. – kontynuowała Merill – Strzegą ich Wieczni. Wiecie kim oni są?
- Ja wiem! Ja wiem! To są...
- To są smoki. – zignorowała Fifusia Merill – Ich Cytadela znajduje się w Górach Mezopa, na południe od zamku Cienia. Posiadają one moc przywołania Smoka Wieczności, który w połączeniu z ludzkim ciałem i umysłem posiada moc większą od nas i prawdopodobnie również od Cienia.
- No to lećmy po nie! Na co czekamy? – krzyknął ktoś z głębi sali. Tym ktosiem był Arron, bóg zwierząt.
- To nie taki proste. Smoki są wściekłe na bogów, a jeżeli mam być szczera, to ma to coś wspólnego z Fifkiem.
Bożek zauważywszy spojrzenia swoich ziomków zagłębił się w plusz.
- W takim razie nie pozostaje nam nic innego jak wybrać jakiegoś człowieka i wysłać go na tę misję. – przemówił Gorji – Macie jakieś pomysły, kogo?
- Ja znam pewnego gościa... – powiedział niepewnie Fifuś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AnKapone
Bohater Legenda
Bohater Legenda



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 5806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverwinter
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:40, 09 Mar 2011    Temat postu:

to na razie fragment, oceńcie proszę i przepraszam za styl - pisałam dawno, a do tej pory trochę rozwinęłam techniki pióra

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rutlawski
Adept Magii
Adept Magii



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:31, 11 Mar 2011    Temat postu:

He he... Podobało mi się Wesoly

Były momenty, w których nie parskałem może śmiechem, ale chichotałem lekko. W kontraście do wszystkich śmiertelnie poważnych fantasy... To jest oryginalne.

Co do stylu... Akcja leci być może za szybko, mało opisów, ale chyba tez nie musi być specjalnie dużo w takim typie opowiadania.
Zdania zaskakująco dobrze budowane. Mógłbym jedynie czepiać się takich szczegółów jak
"inaczej niż to sobie zaplanował", które by mogło brzmieć lepiej "inaczej niż sobie zaplanował".

Troszkę literówek.
Kiedy to pisałaś? Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Triinu
Administrator
Administrator



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 6244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:17, 11 Mar 2011    Temat postu:

Fifuś- to imię mnie zabiło Mruga

Ale generalnie sam pomysł ciekawy i oryginalny...Nie znam twojego współczesnego stylu więc trudno mi porównać- ale sądzę (po styu pisania), że tekst wyszedł spod ręki osoby raczej młodszej Mruga Więc na pewno, gdy usiądziesz do teog projektu na "poważnie" będziesaz musiała ujednolicic, i tym samym poprawić styl w jakim piszesz....CZekam na kolejne części- im więcej ich poznam tym lepiej będę mogła się wypowiedzieć Wesoly

No i tak jak zaznaczył Marek- staraj się dawać trochę opisów. Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AnKapone
Bohater Legenda
Bohater Legenda



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 5806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverwinter
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:56, 11 Mar 2011    Temat postu:

Akurat to powstawało, bodajże w ostatniej klasie gimnazjum. Końcówka jest w zupełnie innym stylu. I faktycznie, brakuje mi opisów. Tak pomyślałam, że najpierw zarysuję akcję, a potem powstawiam ich więcej, bo tracąc czas na opisy traciłam wenę

Literówek dużo można tu naleźć, za ewentualne błędy przepraszam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AnKapone dnia Pią 20:31, 11 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AnKapone
Bohater Legenda
Bohater Legenda



Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 5806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 29 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverwinter
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:30, 11 Mar 2011    Temat postu:

Ciąg dalszy wrzucam. Jeszcze tego trochę jest, ale rozłożyłam to na raty. Wesoly


Rozdział 2 „Ja nie jestem bohaterem!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!”

Zaczął się nowy dzień. Słońce leniwie wschodziło na widnokręgu, niechętnie dzieląc się swoimi ciepłymi promieniami. Skąpiec...
Wioska pogrążona była nadal w leczniczym śnie, do którego Cień nie miał dostępu – jedyne chwile, kiedy ludzie byli naprawdę wolni. Spali wszyscy, no... prawie. Jedynie pewien chłopak z zapałem przerzucał w oborze obornik. Źle sypiał od momentu, kiedy żołnierze Cienia zaatakowali wieś i wymordowali połowę mieszkańców, w tym jego rodziców. Jego starsza siostra nie znosiła „brudnej roboty” i wszystkie prace w gospodarstwie zrzuciła na brata.
Chłopak wyglądał na dwadzieścia lat. Był dobrze zbudowany. Wysoki rudzielec o oczach kolorem zbliżonym do jego włosów. Widać od razu, że ma w sobie to coś, co od razu przyciąga wzrok i uwagę. Przy każdym zamachu widać było naprężające się mięśnie.
Skończywszy robotę, odłożył szpadel w kącie i pobiegł na pole zobaczyć co porabiają krowy [Cóż, zawsze był ciekawy co krowy robią oprócz przeżuwania dość sporych ilości trawy. Zawsze przekonywał się, że to jest ich jedyne zajęcie, ale co można poradzić, każdy ma swojego konika.] Położył się na trawie ze źdźbłem w ustach i zaczął nucić wesołą melodię. Cechował się tym, że w każdym momencie swojego życia szukał jasnej strony. Nie zawsze przychodziło mu to łatwo, jednakże jak powiadał ojciec: „Ćwiczenie czyni mistrza, a dwa ćwiczenia – trenera”.

Chłopak leżał wpatrując się w obłoki, gdy nagle usłyszał jak ktoś kładzie się obok niego. Spojrzał w tamtą stronę...
- Heeey chłopcze! – krzyknął przybysz.
- Eeee... cześć Fifek, ale co ty tutaj robisz? Zdążyłeś sprzedać już moje widły? Będą mi dzisiaj potrzebne, więc byłbym wdzięczny gdybyś mi je oddał. Po dobroci rzecz jasna...
- Yyyy... no... z tym będzie mały problem. Ale mam dla ciebie zadanie. – rzekł półbożek.
- O nie! Nie! Nie! Nie! Dziękuję! Już nie wchodzę w żadne układy z tobą! Ostatnim razem...
- Zaczekaj! Tak właściwie to nie jest całkiem mój pomysł!
- Nie całkiem? To znaczy?
- Posłuchaj, wiem co uczynił twojej rodzinie Cień. – spojrzał na chłopaka bojąc się, że ten wyciągnie z tylnej kieszeni kosę i zacznie go z nią gonić. Zapomniał, że zwinął mu to niebezpieczne narzędzie razem z widłami. – Chodzi o to, że zostałeś wybrany. Rozumiesz? Wybrany!
- Super, wreszcie wygrałem coś na loterii, a niby co to jest?
- Chodź to się przekonasz!
- Nie mogę, a kto się zajmie gospodarstwem?
- Po tym co się dowiesz, zapomnisz o tej orce natychmiast.
- Jeżeli to nie potrwa długo, to mogę iść.
- Pośpiesz się!
Szli w stronę lasu. Chłopak wiedział, że nie ma co mówić siostrze gdzie idzie, bo po pierwsze primo: ona spała, po drugie primo: nie wierzyła, że jej brat przyjaźni się z półbogiem, po trzecie primo: nikt w wiosce mu nie wierzył w owe koleżeństwo. Po co miał więc narażać się na kolejne kpiny?
No dobra, skończyliśmy na tym jak szli do lasu. Właściwie to nie był las. To nawet nie był zagajniczek, ale mały skrawek lasku. Młodzieniec wiedział, że nie należy pytać Fifka o wszystko od razu. Facet się wkurza gdy coś zbyt długo tłumaczyć. I zbyt często.
Gdzieś pomiędzy drzewami zatrzymali się. Fifek zaczął przeszukiwać swoje futro w poszukiwaniu czegoś. To coś wyglądało na klucz. Klucz, no dobra, ale do czego? Wykonał ruch, jakby wkładanie do dziurki od kluczy, przekręcił i...
Chłopak wtedy dopiero zauważył zarys drzwi, które powoli zaczęły się otwierać. Weszli.
Fifek sprowadził przybysza po kamiennych stopniach, który wlepiając oczy w bogów o mało co nie spadłyby na sam dół, a z doświadczenia naszej maskotki wynika, że byłoby to bolesne, nawet bardzo. Nie mniej zdziwieni byli bogowie. Pierwszy raz mieli okazję zobaczyć człowieka z tak bliskiej odległości. Nawet Zarazek przestał dłubać w nosie i z zaciekawieniem i sympatią wpatrywał się w nozdrza „obcego”.
- Gorgji, to jest właśnie Feniks! – krzyknął na tyle głośno, aby wszyscy usłyszeli.
- Widzę. – odrzekł tamten
- Ja też, ale o co chodzi? – zapytał całkowicie zaskoczony Feniks. Owszem, przyjaźnił się z Fifkiem, ale teraz oglądał wszystkich bogów. - - Eee... – wyrwało mu się z ust.
- Właśnie, eee... – przypomniało się Gorgjiemu. – Mówisz, że to ON, ma nas uratować przed Cieniem? – spytał
- Właściwie to tak. Nie ma jakiś cudownych cech fizycznych, ale ma czyste serce. To na pewno! Zwinąłem mu już dość dużo rzeczy i udało mi się przeżyć! – przyrzekał Fifek.
Feniks wyglądał na zakłopotanego. Czy miał czyste serce? Może. Jeżeli nie liczyć nienawiści do Cienia. Nagle poczuł złość. Po co się zgodził? Aby bogowie z niego kpili? Nie! Dość tego!
- Przepraszam bardzo! Ale ja też mam prawo coś powiedzieć! Co zamierzacie? Po co mnie tu przyprowadziliście? Kogo ja mam niby uratować?! – krzyknął chłopak.
Gorgji spojrzał się niepewnie na chłopca. „Tak” pomyślał „On ma zdecydowanie czyste serce, ale czy będzie w stanie unieść ciężar, jaki chcemy wpakować na jego barki?”
- Rzeczywiście – przemówił – masz prawo wszystko wiedzieć. Potęga Cienia jest już tak wielka, że zagraża nawet bogom. Istnieje tylko jedna siła, dzięki której może, podkreślam MOŻE, być pokonany. Słyszałeś kiedyś o Wiecznych?
- Chodzi o te niby-smoki?
- Tak. Oni są smokami...
- Podobała mi się ta bajka...
- Nie chodzi o bajkę! – zdenerwował się Fifuś – Mówimy teraz o prawdziwych smokach – ludziach, mogących...
- ...mogących przywołać Smoka Wieczności. Wiesz chyba czym on jest?
- Ta.... tak. „Złączeni ciałem i umysłem, Człowiek i Smok jako jedna Potęga wszechmocna, niszcząca i budująca, która nawet Ciemność zniszczyć potrafi” w ten sposób opisał go nasz bard, a mój... mój ojciec. – powiedział Feniks. – Ale jak ja mam tego dokonać?
- Aby zbudzić Smoka Wieczności, potrzebujesz wszystkie sześć Żywiołów: Ogień, Wodę, Ziemię, Powietrze, Magię i Kryształ. Ich przedstawicielami są właśnie Wieczni. Musisz ich odnaleźć i przekonać, aby wezwali Potęgę. – przemówił Gorji
- Czy posłuchają zwykłego, wiejskiego gówniarza? Co ja mam zrobić, jak???
- Podjęliśmy już decyzję. – powiedział zataczając ręką na bogów – Damy ci moc, abyś mógł się bronić. Nasze obrady już się skończyły, chciałbym abyś pozostał z nami jeszcze przez chwilę. Usiądź.
Chłopak usłuchał. Bał się, że bogowie kpią z niego. Pragnął zemsty na Cieniu, ale Smok Wieczności, Wieczni??? To były tylko bajki opowiadane przez wędrownych bardów i bajarzy. Brrr...
Sala opustoszała. Pozostało tylko pięciu bogów i... Fifek. Arron, Gorgji, Merill, Grom i Błyskawica stanęli naprzeciwko Feniksa. Wszyscy potężni, srodzy i wcale nie wyglądali na takich co to pracuję dla programu „Ukryta kamera”. Pierwszy wystąpił Arron z jakimś ptaszyskiem na przedramieniu.
- Daję ci moc ognistego ptaka, mojego pupila. – rzekł bóg – Połączy się z tobą i stawi na każde twoje wezwanie. Przejmiesz jego siłę, zręczność, bystrość, władzę nad ogniem i dostaniesz najcenniejszy dar jaki może otrzymać człowiek: skrzydła.
Ognisty ptak sfruną z ramienia bóstwa i leciał prosto na Feniksa. Chłopak nie widział szansy na uniknięcie ciosu więc zrobił coś najodpowiedniejszego, jak mu się wydawało w tej chwili, zamknął oczy. Ptak uderzył w sam środek klatki piersiowej, ale młodzieniec nie poczuł bólu, a przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele razem z krwią. Poczuł ogromną chęć unieść się w powietrze, latać między chmurami i patrzeć na wszystkich z góry. Poczuł się silny, mocniejszy i sprytniejszy. Kiedy otworzył oczy widział wszystko wyraźniej. Rozróżniał szczegóły w Sali Zgromadzeń, których nie dostrzegłby i z pochodnią w ręku.
Kolejny podszedł Grom:
- Wykuję dla ciebie zbroję. Jedyną i niepowtarzalną. Odzienie, którego najwspanialszy król ludzkiej rasy nie posiadł, szatę tak delikatną i tak niezniszczalną, że jedynie Cień i to używając całej swojej mocy, będzie w stanie cię zranić. Ale to musi poczekać. Pójdziesz więc ze mną i moją siostrą do kuźni, gdzie wszystko przygotujemy.
- Ja ukuję dla ciebie miecz, sztylet i łuk, którego nie złamie nawet czas. – dopowiedziała Błyskawica.
Merill natomiast, przemówiła tymi słowy:
- Niewiele może ci dać bogini miłości i piękna, skoro twe serce jest czyściejsze od górskiego potoku, a dusza przewyższa urodą nawet mnie. Mogę ci dać dar, dzięki któremu zrozumiesz język każdej żywej istoty, bo miłość przecież rozumie każdy. – po chwili jeszcze dodała – A uroda twoich słów poruszy każde serce.
Ujęła twarz Feniksa w dłonie i obdarzyła chłopca długim [i chyba namiętnym] pocałunkiem. Było to najbardziej erotyczne doświadczenie młodzieńca w całym jego życiu.
Jako ostatni podszedł stary Gorgji. Odchrząknął. Odchrząknął po raz drugi. Za trzecim razem powiedział:
- Co możesz dostać od starego boga? Przekażę ci swoją mądrość. Nie całą, bo są rzeczy, których wiedzieć ci nie wolno. W każdym bądź razie posiądziesz wiedzę, która jest ci potrzebna do tej wyprawy. Przyjmij ten oto pierścień.
Feniks uśmiechnął się w duchu. Teraz uda się z Gromem i Błyskawicą aby ci spełnili swoje obietnice. Uwierzył. W końcu miał dowód, jednakże z drugiej strony czuł rosnący niepokój. Będzie sam i sam zostanie, nawet jeżeli przekona Wiecznych do przywołania Smoka Wieczności, to sam stawi czoła wrogowi. Ale zanim do tego dojdzie czeka go daleka droga. To mówiła mu wiedza Gorgjiego. Długa droga.... i niebezpieczna.
Podążał za Gromem i Błyskawicą ciemnym korytarzem. Droga ciągle opadała w dół. Zapewne udawali się gdzieś głęboko pod ziemię. Po dość długiej wędrówce, gdzieś w oddali zaczęło majaczyć czerwone światełko. Spacer wydawał się długi i męczący, ale Feniks nawet się nie spocił.
Znaleźli się w ogromnej kuźni. Wielkie piece buchały żywym ogniem aż pod osmolony sadzą sufit komnaty. W podłodze zaś znajdowała się szczelina szeroka na dziesięć metrów a długa na... no, w każdym bądź razie długa. I głęboka...
- Przemień się. – powiedział Grom.
- Że słucham? – nie zrozumiał polecenia Feniks.
- Przyjmij postać ognistego ptaka.
- Powtórzę pytanie, że słucham?
- Hm... co sądzisz siostrzyczko? Nauczymy go przemiany?
- Przecież potrzebujesz formy, aby zrobić otwory na skrzydła – przytaknęła bratu Błyskawica.
Rodzeństwo spojrzało po sobie z zagadkowym uśmieszkiem. Chwycili Feniksa pod ramiona i skierowali ku przepaści.
- Wiesz, nie chcemy cię do niczego zmuszać, ale przydałaby się nam forma, jeżeli chcesz tę zbroję... – i bezceremonialnie zepchnęli chłopaka ze skały. I to w dodatku głową w dół.
Feniks zaczął poruszać się ruchem jednostajnie przyspieszonym, a owe przyspieszenie wynosiło coś około dziesięciu metrów na sekundę kwadrat. Nagle zobaczył przed oczami całe swoje życie, krótkie, ale dość barwne... jednak po chwili zorientował się, że Grom wspominał coś o przemianie i że dół kanionu zbliża się dość szybko.
„Powinienem mieć skrzydła” – pomyślał – „ale gdzie one są?! Moment, pomyśl trzeźwo! Bóg, Arron, ptak... skrzydła!” Myślami zaczął błądzić w poszukiwaniu umysłu ptaka, zagubionego gdzieś pomiędzy neuronami. Znalazł! Poczuł ogarniające go ciepło i mrowienie gdzieś pomiędzy łopatkami. Wyczuwał dodatkową, parzystą część ciała, która była w dodatku opierzona! „Dobra, mam skrzydła, teraz poproszę instrukcję obsługi!!! Ja nie jestem lotnikiem!!!” krzyczał w myślach rozpaczliwie „Człowiek nie rodzi się dla nieba, ale po to by stąpać po ziemi!!! Może po prostu poczekam, aż same zaczną działać???”. Jednakże skrzydła pozostawały w bezruchu, jeżeli nie liczyć łopotu wywołanego pędem powietrza.
**********************************
- Jak myślisz, siostrzyczko, kiedy się zorientuje? – spytał Grom Błyskawicę.
- Na razie, to on musi uwierzyć w siebie! Poczekamy zobaczymy, w najgorszym to twoja kolej na sprzątanie – odpowiedziała bratu siostra.
*********************************
Feniks nagle poczuł, jakby ktoś lub nie dajcie bogowie coś, przejęło nad nim kontrolę. Zaczął trzeźwiej myśleć. Skoro ma skrzydła to są one przymocowane mięśniami, jeżeli ma mięśnie to może wykonywać ruchy, więc nagle wszystko stało się wyjątkowo proste. Chłopak rozłożył skrzydła jakieś dwadzieścia metrów nad dnem kanionu i gwałtownie lecz niezwykle płynnie poderwał lot do góry. Pęd ciepłego powietrza owionął mu twarz rozwiewając płomienno rude włosy. W oczach tkwił stanowczy błysk. Moc ognistego ptaka nadała jego sylwetce stanowczości. Nie był już tym chłopaczkiem ze wsi, którego ulubionym zajęciem było przerzucanie gnojówki o poranku. Nie da już sobą pomiatać ludziom ze wsi. Nie pozwoli aby z niego kpiono, w końcu został wybrany i to nie przez byle kogo.
Uderzając skrzydłami o rozgrzane powietrze unosił się w górę przepaści, gdzie czekali na niego Grom i Błyskawica.
„Z bronią, jaką dostanę od nich, powinienem sobie dać radę” – pomyślał zaciskają pięści. Poczuł nagłą energię przeciskającą mu się między palcami dłoni. Otworzył pięść uwalniając przy tym kulę ognia – w ostatniej chwili zdążył uchylić głowę od gorącego pocisku, który rozbił się o sklepienie komnaty, przy okazji dając Feniksowi znać, że najwyższy czas zmniejszyć prędkość lotu. Chłopak miękko wylądował na posadzce.
- Dużo czasu ci to zajęło. – powiedziała bogini – Zdążyłam już ukuć dla ciebie sztylet.
- Wybacz.... eee.... Jak ja mam się właściwie do was zwracać? – spytał Feniks.
- Nie przeszkadzałoby nam, gdybyś mówił do nas po imieniu. Nie jesteśmy tak starzy jak Gorji i mamy dość, gdy ludzie podczas wszystkich obrzędów zwracają się do nas „O boże cudowny bla bla bla...” i tak dalej. Zasypiam przy drugim zdaniu... – odrzekł Grom – Nawet nie wiecie jakie to czasem krępujące.
- Wiemy braciszku, wiemy... to wy zajmijcie się zbroją, a ja pójdę skończyć resztę uzbrojenia. A tak na marginesie Feniksie, masz całkiem niezłą klatę. – powiedziała puszczając doń oko.
Chłopak zalał się rumieńcem. W końcu Błyskawica nie była taka brzydka.

Rozdział 3 „Komu w drogę... temu przygody!”

Cóż, wszystko było odpowiednio przygotowane, kolczuga błyszczała pod rozpiętą koszulą, miecz spoczywał w pochwie. Żeby nie rzucać się w oczy, Feniks ubrany był w zwykły podróżny strój: płócienne portki, koszulę i grubszy płaszcz. Arron pozwolił mu także wybrać jednego spośród swoich najczystszej rasy koni. Speszony chłopak wybrał jednego z siwków, starszego i doświadczonego, w sam raz dla jeźdźca dobrego, ale niezbyt pewnego siebie.
Słońce zachodziło zbierając porozrzucane po świecie resztki promieni. Nie dość, że skąpiec to jeszcze pedant...
U wejścia do jaskini, z której to miał wyruszyć, zebrali się bogowie. Arron poklepał przyjaźnie Siwka po chrapie i życzył im udanej podróży. Merill miała poważną minę, jakby żegnała kochanka, wiedząc przy tym, że ten prawdopodobnie już nie wróci zadźgany gdzieś nożem przez męża. Grom i Błyskawica radośnie machali rękoma obiecując, że jak wróci to nauczą go rzemiosła a Gorgji smętnie wzdychał. Przyszedł także Zarazek niosąc dwie sakiewki.
- Proszę, Feniksie. To dla ciebie, a raczej dla twoich wrogów. Swoim sprzymierzeńcom daj skosztować trunku z niebieskiego flakonu, nieprzyjaciołom dolej czerwonej cieczy. Będzie niezła jazda. – dodał chichocąc pod nosem
- Dziękuję za ten podarunek. Mam nadzieję, że nie zapomnę.
Ruszyli. Kto? Feniks i oczywiście Fifek, któremu zagrożono ciężkimi konsekwencjami jeżeli choć na chwilę spuści oko z chłopaka.
- Czy musimy podróżować po nocy? – zapytał z rozgoryczeniem półbóg.
- Im szybciej znajdziemy tych Wiecznych, tym lepiej. – odparł młodzieniec – Tylko nie mów, że boisz się ciemności.
- Nie! Ale stanowczo wolę ciepłe i przytulne norki... to znaczy domki!
Koń łagodnie stąpał po kamiennej drodze nie powoduje prawie żadnego dźwięku. Gdy księżyc wyjrzał zza zasłony chmur, za plecami Feniksa rozległo się głośne chrapanie. „Widać, Fifek nie wytrzymał tego napięcia.” zażartował w duchu chłopak, ale zaraz zdał sobie sprawę, że to wcale nie było śmieszne. Zaczął obserwować gwiazdy, było ich mniej i były jakby przygaszone. To nie był dobry znak dla podróżnych. „Faktycznie źle się dzieje na świecie. Cień jest potężny, czy zdołam skłonić Smoki do pomocy? Czy ze Smokiem Wieczności pokonamy wroga?” myślał gorączkowo Feniks. Poczuł jak powieki same zaczynają się zamykać. „Muszę się przespać! Z rana ruszamy dalej.”
Zjechał z traktu na pobliską łąkę pokrytą w znacznej części kończyną – najlepszym pożywieniem dla zmęczonego konia. Zdjął śpiącego półbożka, rozsiodłał zwierzę i zaczął poszukiwania chrustu. Musiał wrócić w pobliże traktu, bo tylko tam rosły drzewa. Wróciwszy do konia i Fifka ułożył drwa w mały stosik. „Kurna, że też ja nie mam zapałek! Fifek ma na pewno, ale nie będę go budzić, to zbyt ryzykowne! Ale ja przecież powinienem...”
Pstryknął palcami... nic się jednak nie stało. Zaczął szukać w umyśle natury ognistego ptaka, skupił swoją energię na dłoni... pstryknął po raz drugi. Ognisko buchnęło jasnym płomieniem.
Iskry wesoło skakały po drwach nie przejmując się otaczającą ich ciemnością. Feniks siedział urzeczony, nigdy nie przypatrywał się naturze, nie wiedział nawet, że zdolna jest stworzyć coś tak pięknego.
Przypomniał sobie słowa Arrona. „Przejmiesz jego władzę nad ogniem...” to brzmi ciekawie. Faktycznie, rozpalił ogień bez użycia zapałek, a i kula ognia w jaskini też należała do jego zasług. Nagle pewna myśl, jedna z tych absurdalnie oczywistych, ale jednak dających o sobie znać w momentach najmniej oczekiwanych, uderzyła Feniksa niczym zaciśnięta pięść uderza o pryszczatą twarz.
- Przecież ja nie mam bladego pojęcia jak się walczy mieczem, strzela z łuku, nie wspominając już o rzucaniu kulami ognia! – powiedział do siebie chłopak i aż wzdrygną się, że wypowiedziane słowa mogłyby zbudzić śpiącego przyjaciela.
- Hmm... hm... brmh... – mruknął Fifek przez sen i przewrócił się na drugi bok.
„Życie jest paranoicznie niesprawiedliwe!” – tym razem pomyślał – „Mam dwie opcje do wyboru: albo zawrócę i kulturalnie podziękuję bogom za dary, wrócę do domu, gdzie siostra będzie się ze mnie nabijać do końca życia; albo pojadę przed siebie i zginę próbując wypełnić powierzoną mi misję.” To się nazywa mieć dylemat.
Znużony myśleniem chłopak położył się przy ogniu i tracąc powoli świadomość zapadł w mocny sen.
Śniło mu się, że leciał wysoko nad ziemią, prawie nie rozróżniając poszczególnych części krajobrazu. Rozległe pasma górskie poprzecinane głębokimi dolinami budziły w chłopaku strach. Próbował nie patrzeć w dół, chciał za wszelką cenę gonić zachodzące słońce, gdyż tylko ono dawało podróżnemu ukojenie. Ale słońce coraz szybciej znikało za widnokręgiem, jakby nie chciało zostać dogonione. W końcu zgasło na dobre, a Feniks poczuł, że spada. Próby dalszego lotu były nadaremne, jeżeli nie liczyć nieubłaganego upadku. Wtem zbudził się zlany potem.
Fifuś już nie spał. Albo inaczej – nigdzie go nie było. Przy koniu kręcił się za to jakiś chłopak, mógłby być młodszym bratem Feniksa. Nasz bohater zerwał się na równe nogi i zawołał:
- Te! Młody! Czego tu szukasz? Czemu czepiasz się mojego konia? Kto ma coś do niego, ma coś do mnie!
- Młody jak młody, ale na pewno starszy od ciebie! – odpowiedział przybysz i zaczął pokładać się ze śmiechu.
- A niby co cię tak śmieszy? – zdziwił się chłopak.
- To, że nie poznajesz starych kumpli. – dzieciak pstryknął palcami, a w jego miejscu stał Fifek – Chyba muszę mieć jakiś kamuflaż! Nie każdy reaguje tak spokojnie jak ty, gdy zobaczy gostka w połowie jak świnka morska, w drugiej połowie jak człowiek.
Feniks stał i z niedowierzaniem wpatrywał się w półboga.
- Radzę ci, abyś zamknął swoją paszczękę chłopcze. Gzy nie są zbyt smaczne, chociaż może z odrobiną musztardy... – i znowu przemienił się w tego chłoptasia.
Podczas gdy Fifek siodłał konia, rudy zajął się zacieraniem śladów po ognisku. Jeżeli ktoś miałby ich śledzić, lepiej nie ułatwiać mu tego zadania.
- Właściwie jak ma teraz do ciebie mówić? – zapytał przyjaciela po dłuższej chwili.
- Nie wiem, ale muszę mieć jakieś fajne imię! Łatwe, dźwięczne, ale jednocześnie stanowcze i poważne, nie może być staroświeckie, ani jakieś takie ziomkowate... – snuł swoje wymagania.
- Prze...
- ... nie może mnie poniżać, ani zbytnio wywyższać...
- ...mas!
- ... ciekawe, słucham?
- Przemas! Jestem od ciebie starszy, przynajmniej z wyglądu, a to takie wdzięczne imię dla takiego chłoptasia jakim teraz jesteś...
Fifka zatkało. Inni bogowie nie ośmielili się tak do niego zwracać z obawy na konsekwencje, a zwykły śmiertelnik (już co prawda nie taki zwykły) tak mu pojechał po godności. Odważny facet.
- Wypraszam sobie podobne teksty! Jestem bogiem! No, prawie... ale to ja mam przewagę! Więc...
Feniks skupił się na wewnętrznej mocy i puścił malutką kuleczkę ognia w kierunku przyjaciela, przypalając mu tym samym nogawki spodni.
- Możemy podyskutować na temat twojego imienia, ale uważaj, może nadal jestem śmiertelnikiem, ale teraz mogę ci wyrządzić krzywdę. To nie jest groźba, ale raczej ostrzeżenie. – zabrzmiało to stanowczo, nawet bardziej niż chłopak tego chciał – Przepraszam! Nie chciałem tego powiedzieć, nie wiem co mnie napadło.
Ale Fifek odpowiedział mu na to śmiechem. Serdeczny śmiech zaraził i chłopaka. Śmiali się, właściwie nie wiedząc z czego. Gdy trochę się uspokoili, półbóg powiedział:
- Oj... masz w sobie to coś! Nikt tak do mnie jeszcze nie mówił, a jak powiedział, to potem długo musiał się leczyć! Pokonasz go! Wierzę w ciebie! Oj wierzę!
- A jak tego nie zrobię? – odparł wybraniec.
- Wtedy zginiemy obaj, a i na drugim świecie nie dam ci spokoju! – i znowu wybuchnął zaraźliwym, dodającym otuchy śmiechem.
Słońce było już wysoko nad horyzontem kiedy ruszyli w dalszą drogę. Niebo było szarobłękitne, gdzie niegdzie wędrowały deszczowe chmury, krócej – pogoda nie sprzyjała dobremu samopoczuciu. Nasi przyjaciele jednak mieli wyśmienity humor. Nie myśleli o czekającym ich zadaniu, ale cieszyli się podróżą. Gdy przeprawili się przez most, Feniks odezwał się tymi słowy:
- Mam dla ciebie imię!
- Eee... wiesz... chyba się boję. No dobra, mów. – wzdrygnął się Fifek.
- Brego.
- Uuu ... nie no, jestem pod wrażeniem, sam bym na lepsze nie wpadł. Skąd ci ono przyszło do głowy?
- Właściwie, to mój ojciec tak miał na imię.
- W takim razie, nie mogę się tak nazywać. To nieetyczne.
- Głupek! Od kiedy on zginął, ty mi go zastępowałeś. Jesteśmy przyjaciółmi i proszę cię, mogę do ciebie mówić Brego?
- Zgoda. – odpowiedział wzruszony Fifek.
Wędrowali gościńcem dopóty, dopóki nie zaczęli odczuwać południowego głodu. Zatrzymali się nieopodal drogi w nadziei na spokojny posiłek. Przeżuwając coraz to nowe kawałki pokarmu usłyszeli wesołe śmiechy zbliżającej się grupy ludzi. Ostrożnie podeszli do drogi ukrywając się w gąszczu pobliskich krzewów. Otóż owi ludzie byli trupą aktorską, która spokojnie przemierzała kraj. Swoimi przedstawieniami, śpiewanymi balladami i opowiadanymi historiami podnosili ludność na duchu. Pokazywali, że nie wolno obawiać się Cienia i jego wojsk, że trzeba się przeciwstawiać tyranowi i mieć nadzieję, iż przybędzie ktoś, kto będzie w stanie obalić Mrocznego Władcę. Ale o tym wszystkim Feniks i Fifek nie wiedzieli, dlatego pozostali w ukryciu. Grupa już ich minęła i przyjaciela zamierzali zawrócić do „obozowiska”.
Nagle, niespodziewani przez nikogo, rozbawioną trupę zaatakowali najemnicy Cienia. Nosili miano Gryfich Jeźdźców. Nazywali się tak tylko dlatego, że wierzchowce, których dosiadali, były gryfami. Jakie to mało ambitne nazwy potrafią wymyślać ludzie.
Gryfy zawsze były przyjazne ludziom, jednak magia Cienia zmieniła je nie do poznania. Nadal zachowały formę pół orła pół lwa tylko w nieco mroczniejszej wersji. To znaczy dominował kolor czarny. Czarne pióra, czarny dziób, czarne futro, czarny kosmyk u ogona. Krótko mówiąc, to wyglądały jakby ktoś wsadził je do kadzi ze smołą i kazał siedzieć, aż krew nie zmieni barwy na czerń. Jedynie oczy były czerwone i miały ten złowieszczy błysk domagający się przelewu krwi.
Jeźdźcy też nie wyglądali na takich co to wpadają z niespodziewaną wizytą i domagają się kawy i ciastek. Odziani w czarną zbroję mordercy byli wykorzystywani tylko do jednego: do zabijania. Pancerz nie odbijał światła, sprawiał wrażenie, że wysysa je z otoczenia rozsiewając wokół mrok. Czarne, lśniące maczety poszły w ruch. Zaczęła się rzeź.
Feniks nie wiedział co zrobić. Bał się stawić czoła niebezpieczeństwu, nigdy bowiem nie walczył [Nie licząc walki z grabiami, które za nic nie chciały w pozycji poziomej przejść przez drzwi.]. A wiedza teoretyczna na niewiele się tu mogła zdać. Wpadł jednak na pomysł: założył pierścień, który dostał w darze od Gorjiego. Mimo tego strach pozostał, a Jeźdźcy nie próżnowali. Wtedy poczuł mocne pchnięcie i ni stąd ni zowąd znalazł się na środku gościńca naprzeciwko napastników.
- Eeee.... Cześć... – powiedział
Szok wywołany pojawieniem się jakiegoś faceta, który sądząc po wyglądzie zamierzał się przeciwstawić, minął zaskakująco szybko. Jeden z wrogów bez żadnej obawy ruszył ku chłopcu. Feniks miał zamiar uciekać, ale nogi stanowczo odmówiły mu posłuszeństwa. Na Gryfiego Jeźdźca skoczył z tyłu jeden z bardów i zabił go jednym fachowym pchnięciem.
Feniks spojrzał w oczy umierającemu najemnikowi i zobaczył strach, strach przed śmiercią, przerażenie przed zbliżającym się końcem. Chłopak podjął ostateczną decyzję. Nie da zginąć niewinnym ludziom.
Przybrał formę wojownika, pozwoliłby umysł ptaka zawładnął jego skrzydłami i swobodnie wzniósł się w powietrze. Wylądował przed, jak mu się wydawało, przywódcą bandy. I wyciągnął miecz.... i zbójca.... parsknął śmiechem. Był to ten typ ironicznego śmiechu, który informował o tym, że osoba stojąca naprzeciwko zaraz zginie. W miejscu, gdzie powinna znajdować się klinga miecza znajdowała się pustka. Tylko w dłoni chłopca tkwiła rękojeść. Zbir nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że Feniks jest w posiadaniu boskiego pierścienia mądrości, dlatego kiedy chłopak przesunął ręką w powietrzu w miejscu, gdzie powinno być ostrze, kiedy zamigotały płomyki i ukazała się klinga, ostrego i prawdopodobnie niezniszczalnego miecza, bandzior był z lekka zdziwiony. Jego zdziwienie pogłębiło się tym bardziej, kiedy ostrze przebiło pancerz i odebrało mu życie. Dwóch kolejnych przeciwników zginęło od ognistych kul wypuszczonych przez Feniksa.
Gryfi Jeźdźcy padali gęściej niż deszcz podczas burzy, albo bluzgi podczas ostrej popijawy. Bard wraz z chłopakiem obronili większość ludzi z trupy aktorskiej, przynajmniej tych, którzy mieli dzisiaj więcej szczęścia. Fifek też pokazywał się gdzieniegdzie, dał któremuś z wrogów kopniaka między nogi, tam, gdzie zbroja nie zakrywała wrażliwych punktów. Tylko dwóch Gryfich Jeźdźców umknęło z życiem, zapewne wrócili do swego pana donieść mu o nowym niebezpieczeństwie pod postacią faceta ze skrzydłami. Walka skończyła się zwycięstwem tych określanych mianem dobrych.
Feniks odczuwał pewnego rodzaju podniecenie. Wreszcie jakoś przysłużył się w obronie ludzi, przestał zastanawiać się nad tym, czy umie to robić. Teraz wie, że tak, umie i to całkiem nieźle. Dręczyło go jednak jedno pytanie. Ten facet, ten bard, skąd on niby tak umie walczyć? Domyślał się, że aby odpowiednio zagrać niektóre sceny bitewne trzeba było umiejętnie radzić sobie z bronią, często tylko po to, aby nikogo nie uszkodzić. Jednak ów człowiek też chciał zadać Feniksowi jakieś niecierpiące zwłoki pytanie:
- Kim ty jesteś chłoptasiu?! Do licha mów, po rozpłatam cię jak... – wrzasnął.
- Radzę się uspokoić. Chyba, że chcesz pan mieć przypalone gacie! – odpowiedział chłopak.
Bard spojrzał na niego przeszywającym wzrokiem, zbyt przeszywającym jak na zwykłego człowieka.
- Radzę ci nie zadzierać ze mną! Gadaj szczurze kim ty...
- Loretto uspokój się! – krzyknęła jakaś kobieta ubrana w skąpy strój striptizerki – Chodź nam pomóc przy sprzątaniu po tym całym burdelu!
- Chcecie to mogę wam pomóc. – powiedział Feniks – Mój kolega także oferuje swoją pomoc. Fi... eeee Brego! Chodź tutaj!
- Kto?
- Cześć wam! Cześć i czołem! Pytacie skąd się wziąłem? ... – wyskoczył Fifek jak Fifek z zarośli.
- Nie pytamy. Właściwie to my nie potrzebujemy waszej....
- Zamknij się Loretto! Tak, jak możecie to pomóżcie.
- Nie ma sprawy piękna pani! – rzekł Feniks.
Loretto i Fifek spojrzeli na siebie znacząco. Było to spojrzenie odwiecznych wrogów. Bard prychnął i podążył za chłopakiem z miną wyraźnie mówiącą, że jeżeli zaraz się stąd nie wyniesie to pokaże takie pchnięcia mieczem jakich zabroniła cenzura.
Nasi bohaterowie pomogli doprowadzić tabor do jako takiego porządku. Poznali ludzi, dowiedzieli się, że to już nie pierwszy atak na nich i gdyby nie umiejętności walki Loretta to już dawno stanowiliby martwy element krajobrazu. Trupa zrobiła postój w miejscu ataku, tylko dlatego, żeby pochować zamordowanych. Zapadła noc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rutlawski
Adept Magii
Adept Magii



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:19, 11 Mar 2011    Temat postu:

AnKapone napisał:
Akurat to powstawało, bodajże w ostatniej klasie gimnazjum


Tak myślałem, że jakoś w tych okolicach. To ciekawie. Będziemy świadkami, jak "ewoluowałaś".

Cytat:
Tak pomyślałam, że najpierw zarysuję akcję, a potem powstawiam ich więcej, bo tracąc czas na opisy traciłam wenę


Dobra, dobra, bez wymówek Wesoly Opowiadanie niestety rządzi się swoim prawem i jeśli chce się mieć dobra budowę, trzeba cóż... Stosować nawet ją na siłę.

Choć zdaję sobie sprawę, że jak młody człowiek pisze, bardziej interesuje go akcja, może humor, mniej długie i raczej żmudne opisy, takie zdania na siłę, które pozornie niepotrzebne, poprawiają formę o 10 stopni Mruga

Zaraz zajmę się za drugą część. Już po samym rozmiarze widać, jak się przekształcasz Jezyk
Literówek dużo można tu naleźć, za ewentualne błędy przepraszam.[/quote]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Nasza twórczość / Twórczość AnKapone Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin