Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna www.portalfantasyrpg.fora.pl
Forum gier RPG Portalu Fantasy
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozdział pierwszy: "Śmierć jest jedynym celem"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Nasza twórczość / Final Fantasy VI - opowieść Kefki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rutlawski
Adept Magii
Adept Magii



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 806
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:50, 06 Mar 2011    Temat postu: Rozdział pierwszy: "Śmierć jest jedynym celem"

Rozdział pierwszy: "Śmierć jest jedynym celem"

Wiek: Półtora roku


Do drzwi Imperatora Gestahla - przywódcy światowego Imperium, Głównodowodzącego, Dyrektora największego wojska na świecie - ktoś zapukał.

Zapukał, całkiem delikatne słowo jak na sytuację. W piękne dębowe drzwi bowiem, jakiś najwyraźniej desperat, zaczął bezpardonowo walić pięścią z całej siły. Gestahl zdumiony uniósł głowę. Jadł właśnie kolację. Trzy talerze stały odłożone i prawie nieruszone obok, Imperator zabierał się za czwarty. Taki miał zwyczaj. Nigdy nie jadł za dużo, zawsze nabierał trzy lub cztery widelce danej potrawy po czym ją wyrzucał.
Uważał, a wyniósł to jeszcze z domu rodzinnego, że warto próbować nowych rzeczy, nie chciał więc zanadto najeść się jedną. Jedzenie było dla niego formą sztuki, swego rodzaju modlitwą, przy której nikt i w żadnej sprawie nie mógł mu przeszkadzać. Imperator nie tracił zwykle humoru, ale przerwa w posiłku dotykała najbardziej osobistych uczuć - tego po prostu się nie wybaczało.

Wstał od stołu i zasunął krzesło. Jego siwe włosy - długie do połowy pleców - oraz niepoliczalna liczba zmarszczek zdradzały lata tego człowieka - a co najdziwniejsze - jego śmiertelność, ludzkość. Sam Gestahl specjalnie nie ukrywał swojego wieku, jednak jego wojsko, poddani zawsze widzieli w nim swego rodzaju bestię, która nieprędko pożegna się ze światem.
Gestahl na swoje lata był też nadzwyczaj dziarski. Ale nic dziwnego - każdy pewnie czułby się jak nastolatek, gdyby miał marzenie takie jak on - i w dodatku je spełniał.

Przemierzając swoją komnatę w drodze do drzwi, czuł, że coraz bardziej traci panowanie nad sobą. Każda sekunda oddalała go od kontynuowania jedzenia, od przeżywania sztuki, to jedno pukanie zachwiało całkowitą nietykalnością Gestahla. NIKT nie mógł mu przeszkadzać. Takie było JEGO słowo. Ktoś ośmielił się je złamać... Jeszcze chwilę, a zamiast wysłuchać przybysza, skończy jego istnienie. W końcu kto mógł pukać o tej godzinie?

Właśnie... Czy był jakikolwiek ważny powód? By przerwać jemu, Imperatorowi, posiłek?

Mam wielu strażników, myślał cesarz, instrukcje są jasne, zostawić im wiadomości, w odpowiednim czasie poinformują mnie o wszystkim.
Otworzył wściekle drzwi. Zimne nocne powietrze od razu wpadło do komnaty, czuło się wyraźnie nadchodzącą Jesień. O ile Gestahl się nie mylił, zaczął mżyć lekki deszcz. Jednak to było najmniejszym z jego problemów w tej chwili. Gdy tylko otworzył, jego wzrok padł na człowieczą głowę, trzymaną przez - najprawdopodobniej - zabójcę. Głowa należała do jednego z najlepszych strażników Gestahla.

-Co...- Nie zdołał wykrztusić z siebie cesarz. Nie poczuł żalu. Chyba nie miał takiej zdolności. Mógł jedynie z dalekim szacunkiem oddawać hołd zmarłemu. Jednak w tej chwili na jego twarzy malowało się wyłącznie zaskoczenie. Szok, że w ogóle taka sytuacja zaistniała, że to jest realne, to się dzieje naprawdę.
-Nieźle, co?- Usłyszał gruby głos. Trzymający głowę osobnik, mógł mieć najwyżej trzydzieści lat. Jego wzrost, oraz postawna budowa w ogóle nie pasowały do wysokiego głosu. W tym człowieku było coś bardzo niepokojącego, dziwny kontrast głosu i sylwetki był jedynie jedną z tych rzeczy.
Gestahl po chwili uświadomił sobie, że to oczy przybysza. One były kompletnie puste... Nic w sobie nie zawierały. Albo lepiej: zawierały w sobie dokładnie NIC. Była to kwintesencja nieistnienia, pustki, całkowite zaprzeczenie życia. Cesarz zaczął czuć niewyjaśniony szacunek do przybysza.
-Zanim Jego Ekscelencja zacznie zadawać pytania- Przybysz nie poświęcał czasu by się przedstawić- powiem, że mogę tak zrobić z czterema naraz- Rzucił w ramiona zszokowanego Imperatora głowę podwładnego.
-Ale co... Co... Kim...- Jąkał się powyższy.
-Prosta sprawa- zakpił przybysz. Po momencie wahania wyciągnął jednak dłoń.- Magnus Palazzo.
Cesarz wytrzeszczył oczy. Odruchowo splótł ręce na plecach.
-Zadajesz sobie sprawę, człowieku- powiedział, odzyskując swój typowy władczy głos- że jestem twoim Imperatorem?
-Jasne, jasne, Jego Ekscelencja rządzi całym tym cholernym burdlem, a mimo to na okoliczność naszego spotkania, sądzę, że powinniśmy być równi.
-Równi? Nie da się sprowadzić robaka do roli człowieka! Nie da się zrobić ze ślimaka tygrysa. Albo z chocobo orła. Nie zmienisz praw natury, jakiekolwiek okoliczności by cię zmuszały.
Magnus w końcu opuścił rękę i się uśmiechnął. Ten uśmiech wywoływał dreszcze. Nie było w nim krzty ciepła, a raczej, jak pomyślał Gestahl, przekonanie, że jest się bogiem całego świata, cokolwiek się zdarzy.
-Niech więc będzie- Przybysz zaczął się śmiać- że podyskutujemy sobie o naszym pojęciu życia. Zawsze lubiłem filozofię.
Co to za typ???, przemknęło przez głowę Gestahla.
-Teraz - ciągnął Magnus, po zaśmianiu się władczo- przynajmniej teraz masz nade mną władzę, Ekscelencjo. Miej sobie co chcesz. Chełp się tytułami, szufladkami, czymkolwiek wydobędziesz z życia. Esencji jednak nigdy nie poznasz, bo esencja mieści się nie w ciele człowieka, w ideach. Idee zawsze przetrwają. A skoro życie kończy się śmiercią, co jest jedyną ideą, wartą szacunku? Szukasz sposobów na wieczne życie, a nie zastanowisz się nawet, czy jest większy pomysł na nieśmiertelność, niż ISTNIENIE śmiercią?
Gestahl nie lubił jak ktoś zwracał się do niego tym tonem. Nienawidził także takich tematów. Bał się ich. Zwykle uniósłby rękę, a każdy w promieniu kilku mil, zamilkłby w okamgnieniu. Lecz Magnus... Magnus był inny. Imperator nigdy nie spotkał kogoś tak fascynującego. A zarazem strasznego.
Przybysz zdawał się każdym słowem, ba, nawet gestem, kpić z każdego, kto szukał jakiegokolwiek znaczenia w życiu.
-Jednak nie przyszedłem tu- Magnus pochylił się i wyjął coś z podróżnej torby, którą Gestahl dopiero teraz zauważył- wyjaśniać ci istotę boskości. Mam dla ciebie propozycję.
-Tak???- Cesarz zmrużył oczy.
Teraz zauważył co mężczyzna wyjął z torby i doznał kolejnego szoku. W brudne szmaty owinięte było niemowlę. Ledwo oddychało.
-Mój potomek- uśmiechnął się Magnus.- Wielki Palazzo drugi. Ha ha!
Gestahl nie znalazł w tym żarcie nic śmiesznego. Ze zdumieniem sobie uświadomił, że w tej chwili niczego nie pragnie bardziej niż wyrwać zawiniątko, które trzymał - w bardzo dziwnej pozycji - ten straszny człowiek. Zrobił to.
-Ledwo oddycha- mruknął z dezaprobatą.- Palazzo, tak? Coś ty z nim zrobił?
-To tylko dzieciak. W chwili, gdy bawię się chomikiem, czy ktoś ma mieć do mnie pretensję? Chyba nie. Bierze go Jego Ekscelencja czy mam szukać innego kupca?
-Biorę??? JA mam brać dziecko?
-Po to tu przyszedłem...
Magnus miał niesamowity talent do mówienia zupełnie niespodziewanych rzeczy, kompletnie wytrącając tym rozmówcę z równowagi. Cała ta rozmowa, przemknęło przez głowę Cesarzowi, dzieje się za szybko. Na głos wydukał tylko:
-Czemu mam się w ogóle przejmować twoją wizytą?
-Ponieważ wiesz, Ekscelencjo, że jestem dobry w zabijaniu. A zadając śmierć zbliżam się do Boga, więc będę to robił czy chcesz czy nie. Licz się, Panie, z tym, że od tej pory co najmniej jeden z twoich strażników straci życie. Będę tu zaglądał.
-Myślisz, że pozwolę ci na takie bzdury, po tym co słyszę?!? Moi poddani nigdy...- Nie umiał znaleźć słów- Nie masz prawa... W rozmowie ze mną masz obowiązek być pełen pokory.
Magnus pokręcił głową.
-Pokora nie istnieje... Tak samo jak duma. To tylko dwie puste idee, służące czerpaniu przyjemności z życia w różnym stopniu. Życie jednak nie jest przyjemnością. Życie się kończy. Wszystko się kończy. Poza błogim nieistnieniem, śmiercią -słowo śmierć wymówił z nabożnym szacunkiem- które tak naprawdę jest jedyną prawdziwą rzeczą na tym świecie. Pustka i Bóg. Zbliżając się do nieistnienia, zbliżam się do Boga. Śmierć jest moim jedynym celem. Niewiele mi brakuje.
-Wyzywasz mnie?
Magnus spojrzał Gestahlowi w oczy. Cesarz prawie się skulił, umiał jednak nie ukazywać emocji.
-Nie będę rozmawiał z kimś, kto chce żyć. Brak w tobie boskości, skończysz się jak wszyscy. Zgnijesz niczym trup, którym w istocie będziesz. Nie mam szacunku do trupa. Jestem bogiem trupów. Zwłaszcza kogoś, kto trzyma TO - Tu wskazał na swojego syna, prychając - i pozwala sobie jedynie na współczucie, które nigdy nie przetrwa...
Chciał dodać coś jeszcze, lecz nagle jego oczy stanęły w słup, wciągnął bolesny łyk powietrza. W jego pustych oczach pojawiło się po chwili zrozumienie.
-Przykro mi, przyjacielu- rzekł spokojnie Gestahl, magicznie zatrzymując akcję serca tamtego.
Bladą twarz Magnusa, wykrzywił potworny uśmiech.
-Wygrałem- wyszeptał.
Padł martwy.
________________________________________________________
Cesarz wszedł do komnaty i zatrzasnął drzwi.
Obiad pewnie cały wystygł, uświadomił sobie ze wściekłością. Miał nadzieję, że wejdzie i odda się swoim rozkoszom, zapominając o przybyszu. Jednak nie. Czuł się strasznie. Wydawało mu się, że zabijając Magnusa, dał mu największy dar. I to go w jakiś sposób bardzo wściekało.
W dodatku wciął trzymał na rękach jego dziecko. Spojrzał na niemowlaka. Ten ledwie dyszał.
Musi byś silny, pomyślał Gestahl, tyle przetrzymał, a nadal żyje.
Myśl, którą starał się stłumić, okazała się w całej swej krasie, zanim zdołał ją powstrzymać.
"Nic dziwnego, skoro w twoich żyłach płynie krew tamtego człowieka".
No cóż, postanowił, trzeba cię natychmiast oddać do lekarzy. Potem zdecydujemy co z tobą zrobić.
Cesarz jednak już zdecydował. I wiedział o tym. Syn nieustraszonego zabójcy, może wyrosnąć jedynie na nieustraszonego zabójcę. Znał ten schemat. Z dziecka będzie kiedyś niepokonany generał Imperium.
-He he- zaśmiał się Imperator z własnego pomysłu- chyba powinienem do ciebie mówić już per 'panie generale'? Akurat jadłem obiad, mam trochę piwa, pewnie lubisz piwo?
Nadal śmiejąc się do siebie zamoczył palec w alkoholu i zwilżył usta sieroty.
-Smacznego- Uśmiechnął się ciepło.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rutlawski dnia Nie 0:51, 06 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Triinu
Administrator
Administrator



Dołączył: 21 Lut 2011
Posty: 6244
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:37, 07 Mar 2011    Temat postu:

Masz całkiem ciekawy styl pisania Wesoly czekam na więcej Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.portalfantasyrpg.fora.pl Strona Główna -> Nasza twórczość / Final Fantasy VI - opowieść Kefki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin